Po odkryciu rodzinnych tajemnic trzy
panny Stern ruszyły swoimi drogami. Nie minęło jednak dużo czasu, a okazuje
się, że jedna z nich dramatycznie potrzebuje pomocy. Dżusi i Klara oraz ich
przyjaciele wyruszają w Góry Sowie, aby pomóc Eleonorze.
„Toń” sprawiła, że pierwszy raz od dłuższego
czasu naprawdę mocno wciągnęłam się w lekturę. Dlatego też, idąc za ciosem, musiałam
zapoznać się z kontynuacją tej historii, czyli z „Płaczem”, który od dłuższego
czasu stał na mojej półce. Liczyłam na przynajmniej równie dobrą przygodę,
dzięki której będę mogła po prostu trochę odpocząć.
I choć przynajmniej na papierze „Płacz”
wypada po prostu bardzo dobrze, o tyle w praktyce… niestety, jest już nieco
gorzej. „Toń” dalej pozostaje najlepszą powieścią Marty Kisiel, jaką dane mi
było do tej pory poznać, a w gruncie rzeczy poza jej najnowszym kryminałem,
jestem zaznajomiona ze wszystkim, co autorka wydała do tej pory.
Płacz Marta Kisiel wyd. Uroboros, 2020 Cykl wrocławski, t. 3 |
Tak naprawdę trudno mi stwierdzić, co tu
do końca „poszło nie tak”. Niby mamy te same postacie, ale… właściwie to nie.
Gerd, Dżusi, Klara, Elaonora, nawet pani Matylda, wydają się mieć teoretycznie
te same cechy, które jednak trochę inaczej zaczynają działać w praktyce. I jak
na przykład w „Toni” Gerd miał naprawdę świetną chemię zarówno z Elaonorą, jak
i panią Matyldą, tak w przypadku tej książki to wszystko jakoś się… rozjeżdża.
Nie działa. Jednocześnie to nie tak, że dostajemy cokolwiek w zamian. Te
postacie po prostu przestają ze sobą grać tak dobrze, jak poprzednio, a Kisiel
idzie w jeszcze większe przerysowanie postaci. To dotyczy m.in. narzeczonego
Dżusi, czyli Karolka.
Choć „główna ekipa” pozostaje taka sama,
autorka dorzuca nam jeszcze jedną postać. Mężczyznę po 50., który zostaje
początkowo „sparowany” z Eleonorą. I o ile przy kilku pierwszych stronach
wydawał mi się całkiem intrygujący, więc zaczęłam snuć związane z nim teorie… o
tyle ostatecznie okazał się niewiele wnoszącą postacią.
Odnoszę wrażenie, że problem może tkwić
tutaj w innym rozłożeniu ciężaru. Z jednej strony, Kisiel sięga po naprawdę
mroczne elementy historii, która rozgrywała się na terenie Gór Sowich,
oczywiście przerabiając ją na swoją własną, fantastyczną modłę. Z drugiej nie
wiąże go wystarczająco mocno z historią panien Stern, co było najmocniejszą
stroną „Toni”. Za to skupia się tu na nowym bohaterze, który jest od nich
naprawdę znacznie mniej interesujący. Ponadto fabuła wydaje mi się znacznie
bardziej chaotyczna i bardziej absurdalna (mimo tematyki związanej m.in. z
ludobójstwem).
Dostajemy więc ostatecznie książkę, którą dalej czyta się całkiem lekko i przyjemnie. Która momentami ma naprawdę dobry klimat i ciekawe pomysły, ale koniec końców, wypada bardzo przeciętnie, zwłaszcza w porównaniu do swojej poprzedniczki. Przyznaję, jest mi tego trochę szkoda, bo „Płacz” wydaje mi się przy tym po prostu dość niepotrzebną kontynuacją. Mam wrażenie, że gdyby „Toń” była pojedynczą historią, wypadałaby znacznie lepiej. Ba! Właściwie przecież wystarczyłoby, gdyby autorka w tym samym świecie osadziła kolejną paczkę bohaterów, tylko luźno wiążąc ich z poprzednimi postaciami – tak, jak miało to miejsce w „Nomen omen”.
Nie czytałam żadnej książki autorki. "Płacz" chyba nie do końca jest w moich klimatach, więc nie ciągnie mnie do serii.
OdpowiedzUsuńA co tu zdaje Ci się nie odpowiadać?
UsuńKisiel wciąż przede mną. Czy tobie też tak bardzo nie podoba się ta okładka?
OdpowiedzUsuńMi akurat ta się nawet podoba, chociaż wolę "Toń". ;)
Usuń