Nad ziemią pojawiają się dziwne obiekty.
Niedługo po tym Liga Pięciu, przedstawiciele pozaziemskiej cywilizacji,
informują o planach związanych z ludzkością: mają zamiar wysyłać wszystkim
obiekty realizujące potrzeby homo sapiens. Papa, bezrobotny zajmujący się
czasem przemytem ludźmi, zaczyna interesować się ich sprawą.
Jednym z bardziej rozpoznawalnych
nazwisk polskiej fantastyki socjologicznej, która w Polsce zaczęła powstawać w
okolicy lat 80. XX-wieku jest Marek Oramus – człowiek, który współtworzył
miesięcznik „Fantastyka” i sam również, rzecz jasna, pisał książki. Musiałam go
więc w końcu sprawdzić i na pierwszy ogień chwyciłam jedną z raczej jego
nowszych powieści, czyli napisany w 2010 roku „Trzeci najazd Marsjan”. Książka
swoim tytułem nawiązuje do innej powieści, jednak osobiście nigdy nie miałam z
nią styczności, dlatego z góry uprzedzam, że jeśli istnieje pomiędzy tymi
dziełami jakaś zależność lub polemika, nie będę w stanie zwrócić na nią uwagi.
Trzeci najazd Marsjan Marek Oramus wyd. Media Rodzina, 2010 |
Ponieważ znałam już jedno opowiadanie
Oramusa, wiedziałam, czego mogę się mniej-więcej spodziewać pod kątem stylu i klimatu
książki i nie zaskoczyłam się pod tym względem. „Trzeci najazd Marsjan” jest
napisany w sposób dość surowy, konkretny, bez nadmiaru emocji. Przy tym też
stosunkowo prosty. Oramus nie jest wielkim poetą, co chyba jednak jest typowe
dla polskiej fantastyki socjologicznej.
Ponadto główny bohater to raczej
człowiek z nizin społecznych, czego także się spodziewałam, choć i obawiałam
jednocześnie. Zwykle nie umiem się wczuć w taki charakter i tu, niestety, było
podobnie. Papa, czyli Papadopulus to człowiek bezrobotny, który szczyci się, że
jest osobą wolną, także w kwestii związków. To nie jest typ charakteru, który
bym szczególnie polubiła i między innymi dlatego lektura „Trzeciego najazdu
Marsjan” była dla mnie dość męcząca. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Na tle innych książek z tego nurtu, ta
trochę wyróżnia się swoją konstrukcją. Zwykle dostajemy w takich historiach
świat zniszczony, ale już w formie zastanej. Zasady zostały ustalone, nim
czytelnik i często – nim bohater przyszli na świat. Nawet jeśli jest to postać
z zewnątrz (jak w „Paradyzji” Zajdla). W tym przypadku Oramus przedstawia nam
moment, w którym świat zmienia się w tej chwili, w tym momencie. Szybko,
gwałtownie i dość destrukcyjnie. Skupia się przy tym w sporej mierze na
działaniach ludzi, ich czynnościach, ich reakcjach.
I o ile sam element najazdu obcych i
samych zmian mnie interesował, podobnie jak główna linia fabularna, to gdy
narracja wpadała na boczne tory, zaczynając tematy filozoficzne albo wchodzą po
prostu nieco głębiej w temat, często traciłam ochotę na dalszą lekturę. Być
może jest to kwestia moich osobistych preferencji, ale nie dość, że sam Papa
nieszczególnie mnie zainteresował to jeszcze analizy poboczne Oramusa zdawały
mi się w żadnym razie do szczęścia niepotrzebne. Szczególnie że – mimo tej
unikatowości w fabule – znając trochę fantastyki socjologicznej, byłam w stanie
mniej-więcej przewidzieć, co czego to wszystko zmierza.
„Trzeci najazd Marsjan” jest więc koniec końców lekturą ciekawą i właściwie warsztatowo całkiem dobrą, jednak po prostu sama mam wrażenie, że jedno spotkanie z nią mi na tę chwilę absolutnie wystarczy. Wydaje mi się jednak, że osoby lubiące klimat starszej fantastyki naukowej albo te, które lubią zastanawiać się np. nad konsumpcjonizmem, mogą poczuć się naprawdę zadowolone z lektury i wtedy naprawdę warto się tej powieści przyjrzeć.
To raczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńRozumiem, to rzecz raczej dla osób zainteresowanych akurat TAKIM rodzajem fantastyki. ;)
Usuń