sobota, 22 stycznia 2022

Czerwona królowa: podróż Alicji w nieznaną baśń


Alicja musiała uciekać z Miasta. Wraz z Topornikiem wyruszyła więc w poszukiwaniu jego dawno zaginionej córki. Wkrótce trafiają do magicznej krainy, w której rządzi okrutna Biała Królowa. 


„Alicja” była dla mnie kompletnie pozytywnym zaskoczeniem. Książka, po której nie spodziewałam się niczego, okazała się baśniowo-oniryczną przygodą, z całkowicie satysfakcjonującym mnie zakończeniem (chociaż chyba jestem w mniejszości), a samo wydanie Vespera bardzo mnie do tego wydawcy przekonało. Nie mogło więc być inaczej. Kontynuacja, czyli „Czerwona królowa” musiała pojawić się na mojej półce.

Czerwona Królowa
Christina Henry
wyd. Vesper, 2021
The Chronicles of Alice, t. 2

Pierwsze recenzje nie były jednak zbyt pozytywne i obawiałam się, że Christina Henry tym razem mnie zawiedzie. Na szczęście przy lekturze bawiłam się dobrze, choć nie przeczę, kontynuacja wydaje mi się słabsza od tomu pierwszego.

W dalszym ciągu uwielbiam klimat tej powieści. Jest baśniowy, mroczny, lekki i niby brutalny, ale nie do końca. Henry przenosi nas do świata pełnego zaczarowanych istot, krwiożerczych i całkiem przyjaznych olbrzymów oraz miast, w których jedzenie po prostu się pojawia. Ponadto, jak nie przepadam z Kotem z Cheshire z animacji, tak w tej wersji zyskuje do niego coraz większą sympatię.

To sprawiło, że ja po prostu bawiłam się w trakcie lektury dobrze i gdybym była zupełnie zwyczajnym czytelnikiem, po prostu polecałabym ją dalej. Jednak skoro już mam o książce w miarę obiektywnie opowiedzieć, to przyda się tutaj wyłożenie jej wad, które potencjalnie innego czytelnika mogą odstraszyć.

Zacznijmy od tego, że choć Vesper wydaje grozę/horror i tak też na przykład Lubimy Czytać kwalifikuje tę książkę, to absolutnie nie jest powieść z tego podgatunku. To przede wszystkim przygodowe high fantasy i to na dodatek powieść drogi. Co prawda z nurtu dark, ale to nie zmienia faktu, że absolutnie nie jest to horror.

Kolejną kwestią jest to, że fabuła w drugim tomie znacznie bardziej się rozmywa. To nie jest długa książka, a właściwie pierwsza połowa jest po prostu drogą Alicji bez żadnych większych zaskoczeń. Oczywiście z czasem fabuła się rozkręca, ale dalej pozostaje mniej konkretna, a więc mniej wciągająca. 

Ważne jest też to, że tytułowej bohaterki nie ma w tej historii zbyt dużo. Pojawia się na samym końcu i jest tylko dodatkiem. To historia Alicji, a nie jej.

Niemniej, znów podoba mi się zakończenie Henry. Jest słodko-gorzkie i dalej pozostaje baśniowe tak jak w tomie pierwszym. Ale tu warto pamiętać, że ogółowi czytelników raczej się nie podobało.

 „Czerwona królowa” nie jest powieścią, która wnosi do gatunku coś szczególnie nowego. To baśniowa historia, dość skrótowa w swojej formie. Przez to raczej jest czytadełkiem na jeden wieczór, niż czymś, co zostanie w pamięci na dłużej, tak jak zrobił to pierwszy tom. Nie zmienia to faktu, że mi się ją naprawdę dobrze czytało, a to nie jest wcale takie częste w przypadku zagranicznej fantastyki rozrywkowej, która nomen omen jest w sporej mierze targetowana do nastoletniego odbiorcy. Także podsumowując: ja lubię. Inni kompletnie nie muszą, ale polecać tę historię będę dalej.



1 komentarz:

  1. Slyszałam dużo dobrego i na pewno w końcu przeczytam! Co prawda ja osobiście Alicji w Krainie Czarów nigdy nie lubiłam, ale mam nadzieję, że ta pozycja trochę dla mnie odczaruje ten świat.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony