Nie mam pojęcia, dlaczego byłam przekonana, że w zbiorze „Kochali się, że strach”, znajdę raczej horror i mrok, niż w gruncie rzeczy lekkie opowiadania o miłości w fantastycznym wydaniu. A jednak nie tylko takie znalazłam, ale też dość pozytywnie się zaskoczyłam.
Ta antologia to zbiór dwunastu tekstów autorów, którzy brali udział w warsztatach prowadzonych m.in. przez Annę Brzezińską. To dzięki niej debiutowały dwie dość poczytne dzisiaj autorki fantastyki rozrywkowej (i nie tylko): Marta Kisiel i Martyna Raduchowska. Dlatego w mojej małej kolekcji zbiorów opowiadań nie mogło tej pozycji zabraknąć.
Kochali się, że strach antologia wyd. Fabryka Słów, 2007 |
Przyznaję, że najlepiej bawiłam się mniej więcej do połowy książki. Następnie przyszło zmęczenie materiału albo po prostu pojawiły się słabsze teksty. Niemniej, te opowiadania, które mi się podobały, były naprawdę niezłe.
Przede wszystkim warto zaznaczyć, że choć są to opowiadania o miłości to niekoniecznie są scricte romansami. To po prostu temat przewodni, który przewija się przez prawie wszystkie teksty, ale to nie oznacza, że w każdym tekście dostajemy zakochaną parę. Na przykład zbiór otwiera opowiadanie „Imponderabilia”, który opowiada o impie szukającym partnerki dla swojego mistrza-czarodzieja. Przyznam, że to ta lekka, komediowa i rozrywkowa fantasy, której zawsze mi mało, dlatego przyjęłam ten tekst w całości, z otwartymi ramionami.
Najlepszym i najbardziej ambitnym tekstem ze zbioru jest opowiadanie „Miód z moich żył” Rafała W. Orkana. To już fantastyka z wyższej półki, która piękne rysuje świat, dobrze prowadzi czytelnika słowem i która porusza bądź co bądź wrażliwe i istotne tematy. Choć nazwisko tego autora już o uszy mi się obiło, to do tej pory bliższej styczności z nim chyba nie miałam i przyznaję, chyba miałabym ochotę pogrzebać w jego twórczości.
Innym tekstem, który pozytywnie zwrócił moją uwagę, jest „Na końcu świata” Sawickiego. To przygoda w kosmosie, opowiadająca o człowieku i pewnym statku. Pozornie lekka space opera, którą dobrze się czyta, jest kolejną rzeczą, której mi w fantastyce wiecznie brakuje, dlatego z chęcią ten tekst polecę dalej.
Oczywiście musiałam zwrócić uwagę na opowiadanie Martyny Raduchowskiej, do której mam jeszcze licealną nostalgię. Jej debiut, „Cała prawda o PPM”, to baśniowe i rozrywkowe fantasy. Podobne klimatem do opowiadania Janusz, acz w moim odczuciu od niego słabsze, ale dalej przyjemne. Tekst Marty Kisiel, czyli „Dożywocie” znam zaś dobrze i od dawna, przepadam, acz dobrze wiem, że nie ma w nim zbyt wiele fabuły, czy jakiejś większej głębi.
To te teksty, które chyba z jakichś powodów (czasem znajomości autora, czasem nie) najbardziej zapadły mi w pamięć. Pozostałe odebrałam jako po prostu OK, bądź nudne/nie dla mnie, niemniej i tak uważam, że to jedna z antologii, w której ostatnio znalazłam najwięcej swoich tekstów. A dla tego Orkana warto byłoby przemęczyć nawet cały zbiór kiepskich opowiadań!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.