poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Fryne Hetera: unikatowa fantastyczna podróż do antyku

 



Aleksandria, lata 20. XX wieku. Do pewnego poety dotarła informacja, że pewna piękna artystka podaje się za najbardziej znaną ateńską heterę. Spotyka się z nią i w trakcie rozmowy odkrywa, że to naprawdę Fryne. Ta zaś opowiada mu, jak zdobyła nieśmiertelność.


Nazwisko Witolda Jabłońskiego obijało mi się o uszy to tu, to tam, więc w końcu w moje ręce wpadła jego „Fryne hetera” – powieść, której tytuł w pierwszej chwili niewiele mi powiedział, bo jakoś te słowa umknęły mi na lekcjach z antyku w szkole, a nie jestem przecież historykiem. Dzięki tej lekturze poznałam bez wątpienia unikatową powieść wśród innych znanych mi książek fantastycznych, choć jednocześnie niepozbawioną wad.

Fryne Hetera
Witold Jabłoński
wyd. SuperNowa, 2008

Czym w ogóle więc ta powieść jest? Bez wątpienia najwięcej tu historii. Fryne opowiada o swoim życiu. O tym, jak się narodziła i jak stała się heterą, a potem o tym, co w trakcie przeżywała. Jest to więc w lwiej mierze historyczna powieść skupiona wokół obrazu hetery (antycznej kurtyzany) oraz intryg, które rozgrywały się wokół nich. Mamy tu też oczywiście element fantastyczny, jednak nie ma on większego wpływu na fabułę i w gruncie rzeczy, gdyby go nie było, powieść wiele by nie straciła.

Jabłoński ma całkiem sprawny warsztat. W języku ma pewien przyjemny ciężar, nie jest zupełnie lekki, ale w przypadku historii rozgrywającej się w antyku jest to jak najbardziej zrozumiane i wręcz pożądane. W kilku momentach miałam jednak wrażenie, że autor używa pojedynczych, niepasujących słów, choć to mogę zwalić na karb opowieści, którą snuje Fryne żyjąca we współczesności. Część słów po prostu mogła przejść.

Mój największy problem z tą książką polega jednak na tym, że Jabłoński, sięgając po postać kobiecą i robiąc z niej protagonistkę… kompletnie nie potrafi pisać kobiet. Fryne ma takie myśli, jakie raczej nie powstałyby w babskiej głowie. Autor potyka się też gdzieniegdzie na opisach związanych z biologią kobiecego ciała. A to w przypadku książki o żeńskiej bohaterce, i to silnej bohaterce, po prostu bardzo mocno się gryzie. 

Miałam też wrażenie, że autor wciska jakby na siłę pouczenia na temat homoseksualizmu, np. Fryne regularnie wyjaśnia współczesnemu poecie, jak to fajnie było pod tym względem w antyku. Tylko po co? Dużo bardziej wolałabym to widzieć, a nie czytać pouczeń Jabłońskiego, włożonych w usta bohaterki. Ponadto autor jakby nie mógł się powstrzymać przez chrześcijańskimi wstawkami, w historii, która rozgrywa się kilkaset lat przed narodzinami tejże religii. Po raz kolejny spytam: po co? To nie było potrzebne.

Koniec końców, nie była to może najbardziej poruszająca powieść. Nie bawiłam się przy niej jakoś szczególnie dobrze, kilka elementów po prostu nieco mnie drażniło, a tego typu quasi-historyczna literatura to nie jest do końca moja bajka. Niemniej, tematyka jest bez wątpienia ciekawa i naprawdę unikatowa jak na polską fantastykę, dlatego szukając lektury, warto ją wziąć pod uwagę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony