niedziela, 17 września 2023

Miecz i cytadela: Wolfe naprawdę nie pisze dla mnie


Severian objął stanowisko likora i dobrze wypełnia swoje obowiązki. Wkrótce jednak zostaje zmuszony do opuszczenia miasta Thrax i rusza na północ.


Miecz i cytadela
Gene Wofe
wyd. Mag, 2020
cykl Księga Nowego Słońca, t. 3-4

Choć przy lekturze pierwszego i drugiego tomu cyklu nie byłam tego jeszcze pewna, tak teraz jak najbardziej już jestem. Gene Wolfe, przynajmniej jeśli chodzi o tę historię, nie jest autorem dla mnie. „,Miecz i Cytadela” to kolejny omnibus, który tym razem zawiera trzeci i czwarty tom z serii „Księga Nowgo Słońca”. I niestety, ponownie po prostu na tej historii się wynudziłam.

Początek poprzedniej książki naprawdę mi się podobał. Gene Wolfe potrafi ładnie układać po sobie słowa, a opisy tortur, które Gildia Katów serwowała swoim klientom były naprawdę bardzo dobrze rozpisane. Nie znam chyba innej historii, która robiłaby to aż tak dobrze i mocno. Trochę podobnie było z „Mieczem i cytadelą”. Po przerwie z prozą Wolfe’a naprawdę zauroczyłam się jego stylem, a sama historia po prostu mnie wciągnęła. Nawet mimo tych kilku cringe’owych momentów, w których Severian chciał spać z każdą napotkana kobietą i porównywał je do siebie nawzajem w myślach.

Natomiast później było tylko nudniej. Bo ta książka poza światem przedstawionym właściwie nie oferuje za bardzo nic, a ja nie jestem z tych, którym uniwersum wystarczaj. Severian to samotny wilk. Podróżuje, regularnie zmieniając towarzyszy. Nie dostajemy więc szansy, aby się do nich jakoś szczególnie przywiązać, a oni sami też nie są na tyle ciekawi, by samo poznawanie ich „robiło robotę”.

Być może więc cel podróży jest interesujący? No nie do końca, bo ten się płynnie zmienia. Protagonista podróżuje i dostosowuje podróż do tego, co się akurat w trakcie dzieje. Więc chociaż to niby ma jakiś finał to mnie osobiście nijak on satysfakcjonował.

Szczerze mówiąc, nie rozumiem zachwytów, jakie o tym autorze słyszałam. Bo choć naprawdę widzę, że ma dobry styl, to nic innego mi w niej nie odpowiada i trudno mi w tym momencie określić, na ile jest to kwestia mojego indywidualnego gustu, na ile tego, że historia się trochę już zdążyła zestarzeć, a na ile tego, że po prostu nigdy nie była wystarczająco dobra… Dlatego bezpiecznie stwierdzam na ten moment, że Gene Wolfe po prostu nie pisze dla mnie. Co nie zmienia faktu, że w przypływie impulsu kupiłam koleny tom z cyklu, bo „Artefakty” ładnie wyglądają na półce.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony