Katastrofa ekologiczna niemal doprowadziła do wyginięcia ludzkiej rasy. Grupa naukowców postanawia ratować swój gatunek poprzez klonowanie. Eksperyment szybko jednak zbacza na tory, których specjaliści się nie spodziewali.
Gdzie dawniej śpiewał ptak Kate Wilhelm wyd. Dom Wydawniczy Rebis, 2020 |
Wśród starszej fantastyki naukowej pojawiają się książki, których celem nie jest opowiedzenie historii, a przedstawienie pewnej idei, konceptu na przyszłość. I tak jest z „Gdzie dawniej śpiewał ptak” Kate Wilhelm. To niedługa powieść, która zdobyła i Hugo, i Locusa, i Jupitera, w latach 70. XX wieku robiąc najwyraźniej prawdziwą furorę. To postapokaliptyczna dystopia, która idealnie wpisuje się w nurt fikcji klimatycznej.
Wilhelm przedstawia świat w trakcie oraz po katastrofie, ale jej celem nie jest wcale wyjaśnienie, jak do tego doszło. To nie jest istotne dla tej historii. Autorka skupia się raczej na swoim pomyśle, czyli na przedstawieniu tego, jak potencjalnie może skończyć się klonowanie ludzi. Wydaje mi się, że dziś jasne jest, że raczej nie poszłoby to w tym kierunku, jaki przedstawiła, ale bez wątpienia jej wizja jest naprawdę całkiem ciekawa i warta poznania.
Jednocześnie widzę w tej książce nawiązanie do społeczeństwa masowego, pozbawionego indywidualności. Nie jestem pewna, czy był to świadomy zabieg, ale w latach 70. z tego co wiem sporo mówiło się o mass mediach, w związku z czym wcale by mnie to nie zdziwiło. To więc opowieść również o sile ludzkiej indywidualności i o tym, jak ważne są nasze wyjątkowe, osobiste cechy.
Jednocześnie, jak już pisałam na samym początku, ta powieść to przede wszystkim właśnie przedstawienie pewnego pomysłu. Tu nie ma jednego, konkretnego bohatera, który musi coś zrobić lub coś zmienić. Powieść podzielona jest na trzy części i każda ma innego protagonistę, ale to nie o nich, a o społeczeństwie w ogóle jest historia Wilhelm. I o ile rozumiem takie podejście do pisania SF, nie po raz pierwszy się z nim zresztą przecież spotkałam, to jednak osobiście wolę jednak skupienie się na bohaterze, które pozwala mi lepiej wczuć się emocjonalnie w sytuacje. Nie jest to jednak obiektywnie wada książki, raczej typowa dla gatunku cecha.
„Gdzie dawniej śpiewał ptak” jest przy tym książką, która w moim odczuciu mimo mijających lat wciąż „dobrze wchodzi”. Oczywiście choćby przez samą konstrukcję czuć, że nie jest to najnowsza fantastyka naukowa, jednak styl autorki jest stosunkowo prosty w przyswojeniu, a sama powieść nie jest długa, dlatego nie powinna zająć zbyt dużo czasu. Być może lepiej byłoby, gdyby wydanie z 2020 zostało ponownie przetłumaczone (aktualne tłumaczenie jest bodaj z 1981 i nie wiem, czy było poprawiane), ale w dalszym ciągu, to przyswaja się naprawdę stosunkowo dobrze.
Nie powiem, że tę książkę warto przeczytać stricte z powodów rozrywkowych. Znam sporo fantastyki, która sprawiła, że po prostu bawiłam się lepiej. Ale nie w każdej powieści przecież o to chodzi, a „Gdzie dawniej śpiewał ptak” to naprawdę kawał dobrego SF, które warto poznać. Zwłaszcza w przypadku osób zainteresowanych dystopią czy tematami środowiskowymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.