niedziela, 26 sierpnia 2018

Bogini niewiary: Bohaterka jako źródło nieszczęść w romansie


Yara od lat ucieka. Nigdzie nie zaznaje miejsca na dłużej. Tylko jeden element jej życia pozostaje stały: praca za barem. Pewnego dnia wpada na początkującego muzyka, Davida. Młody mężczyzna od razu mówi jej, że kiedyś za niego wyjdzie. Wkrótce między nimi rodzi się uczucie.

Tytuł: Bogini niewiary. Ateiści, którzy klęczą i się modlą
Autor: Tarryn Fisher
Tłumaczenie: Agnieszka Brodzik
Liczba stron: 352
Gatunek: romans
Wydanie: SQN, Kraków 2018
Istnieje grupa autorów, po których książki nigdy nie sięgnęłabym „sama z siebie”, ale których dzieła bezustannie widzę w blogsferze. Chcąc nie chcąc czasem któreś nazwisko zapadnie mi w pamięć i zaczyna we mnie kiełkować pragnienie zapoznania się z twórczością takiej osoby. Właśnie to przytrafiło się Tarryn Fisher, dlatego gdy miałam okazję położyć swoje ręce na egzemplarzu recenzenckim „Bogini niewiary” nie odmówiłam sobie tej przyjemności. Dopiero jednak gdy zaczęły ukazywać się niekoniecznie bardzo pozytywne recenzje tego tytułu zaczęłam odnosić wrażenie, że chyba źle zrobiłam.
Będąc już po lekturze muszę poprzeć tę teorię. „Bogini niewiary” to wprawdzie nie jest zły romans, ale jednak w dalszym ciągu nim jest. Na dodatek, zdecydowanie nie zdobędzie miana mojego „ideału” w tym gatunku i mam wrażenie, że autorkę faktycznie stać na więcej.
Jaka jest więc „Bogini niewiary”? Zaraz po lekturze nasunęło mi się kilka określeń: z całkiem ciekawym pomysłem, pretensjonalna i z główną bohaterką, której absolutnie nie lubię.
To powieść z ciekawą ideą, bo Tarryn Fisher, chyba świadoma tworzonego przez siebie gatunku, chciała wziąć kilka schematów „pod włos”, przerobić je na swój sposób. Nie jest wprawdzie najbardziej odkrywcza: w dalszym ciągu to romans szarej myszki z super chłopakiem. Tyle tylko, że tym razem to nie on jest źródłem problemów, nawet, jeśli nie jest ideałem i popełnia błędy.
„Bogini niewiary” to książka, której treść snuje się stosunkowo powoli. Autorka często skupia się na opisach i różnorakich rozważaniach bohaterki, co jest z jednej strony może być miłą odskocznią od wyjątkowo płytkich i płaskich romansów, a z drugiej może być źródłem pretensjonalności. Bo dwudziestokilkuletnia dziewczyna o nienajlepszym wykształceniu raczej nie myśli w ten sposób. Nie analizuje rzeczywistości w ten sposób. A to z perspektywy głównej bohaterki obserwujemy przedstawioną historią przez większą część powieści.
I tak dochodzimy do mojej trzeciej myśli. Jak najbardziej rozumiem zamysł Fisher, aby to bohaterka była źródłem nieszczęść w związku, a nie ten cudowny artysta po którym byśmy się tego spodziewali. Problem polega na tym, że Yara nie wzbudziła we mnie ani krztyny ciepła. Nie dość, że to uciekająca przed problemami zazdrośnica to na dodatek jej zachowania często wydają się absolutnie nienaturalne; tak, jakby robiła coś dlatego, że bóg-pisarka tak chciała, a nie przez to, że została obdarzona takim charakterem. A w chwili, gdy mamy do czynienia z romansem, a nie dramatem, czy książką psychologiczną wolałabym jednak żywić do bohaterów choćby cień sympatii.
Na całe szczęście David wypada nieco lepiej. Wprawdzie i jego zachowania potrafią być karykaturalne, ale poza nimi wydaje się być po prostu „fajnym gościem”. Takim, z którym można porozmawiać, takim, który naprawdę się troszczy i który się stara. Człowiekiem z bagażem, radzącym sobie z nim jak tylko potrafi. Szkoda tylko, że musiał wpaść akurat na tak niefortunną drugą połówkę.
Mimo wszystko to naprawdę nie jest zła powieść. Fisher mimo patetyczności całkiem zgrabnie posługuje się językiem, a sam pomysł na „Boginię niewiary” nie był wcale zły. Tyle tylko, że chyba podeszła do pisania tego tytułu zbyt ambitnie, z jednej strony chcąc tworzyć romans, a z drugiej dodać coś od siebie, aby na półkach księgarni nie pojawiła się kolejna „pusta” powieść tego typu. Niestety, moim zdaniem nie do końca wyszła jej próba połączenia tych dwóch elementów.
Muszę też dodać, że sam tytuł (i polski, i oryginalny) naprawdę skłania do myślenia i zastanowienia się, jak Fisher wplotła go w fabułę. Okazuje się jednak, że w tym przypadku ocenianie książki tylko po nim to nie jest najlepszy pomysł. Owa „bogini niewiary” w gruncie rzeczy nie ma aż tak zaskakującego znaczenia, a tematyka ateizmu właściwie nie jest w tej książce poruszana.
„Bogini niewiary” pewnie spodoba się osobom, które w jakiś sposób utożsamią się z główną bohaterką. Poza tym ponieważ nie jest typowym „laniem wody”, a wewnątrz można znaleźć sporą ilość treści pewnie przypadnie do gustu także fanom romansów, którzy obecnie szukają drobnej odmiany w tym gatunku, czegoś niekoniecznie wyjątkowo lekkiego. Ja zaś mam tylko nadzieję, że uda mi się za jakiś czas sięgnąć po powieść autorki, która nie jest romansem i sprawdzić, jak Fisher radzi sobie z innymi tematami. Kto wie, może kolejne spotkanie będzie szczęśliwsze?

* * *

– Na początku każdego związku wszystko jest ekscytujące. Seks jest nowy, dotyk jest nowy. Uzależniasz się od tej drugiej osoby ,bo wszystko, co się z nią łączy, jest świeże i nieskażone. Potem pojawia się monotonia, kłótnie o każdą pierdołę, a wtedy to, co kiedyś było ekscytujące, staje się...irytujące. Nudne.
– Gówno prawda. Kiedy się kogoś kocha, wszystko jest ciągle nowe.
Fragment „Bogini niewiary” Tarryn Fisher





Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl!


Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl

9 komentarzy:

  1. Oby kolejne spotkanie z autorką było lepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobała mi się ta książka - ale rozumiem tez dlaczego nie spodobała się ona tobie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też nie jest tak, że kompletnie mi się nie spodobała - są znacznie gorsze tytuły. :D Po prostu po tylu zachwytach względem autorki chciałabym coś lepszego.

      Usuń
  3. A ja jestem jej bardzo ciekawa! Lubię książki autorki, chociaż ostatnia jej książka, którą czytałam do końca mnie nie zadowoliła. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Powieści z romansem nie są raczej tym co czytam najczęściej, ale może kiedyś się skuszę. Na razie mam ogrooomny stosik książek do czytania, aż nie wiem co czytać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Raczej mnie do tej książki nie ciągnie, ale strasznie podoba mi się ten tytuł :) Pozdrawiam.

    https://czytajacawszystko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobnie do Ciebie ta książka "atakowała" mnie z każdej strony. Jednak ja nie zdecydowałam się na jej recenzowanie i w sumie chyba nie żałuję. Obawiam się tej książki, i może kiedyś przyjdzie chwila, że trafi w moje ręce jednak wybitnie mam ją ochotę pominąć - choć do tej pory Fisher miała całkiem niezłe noty z mojej strony.

    Pozdrawiam!
    Ewa z www.mybooksandpoetry.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytalam jeszcze. Chętnie zapoznam się z nią. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też tę autorkę kojarzę, ale nie sięgnęłam po żadną jej powieść i w sumie nie czuję potrzeby. :P

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony