Matka
Reachel (Teagan Croft) zostaje zamordowana. Nastolatce udaje się uciec i
przypadkiem trafia na Dicka Graysona (Brenton Thwaites), dawnego pomocnika
Batmana. Ten, widząc, że dziewczynie grozi niebezpieczeństwo, próbuje pomóc
Reachel. W tym samym czasie znajdująca się w Europie i pozbawiona pamięci Kory
(Anna Diop) próbuje przypomnieć sobie, kim jest i wyrusza na poszukiwanie kogoś,
kto jej w tym pomoże.
„Titans serial superbohaterski, fantastyczno-naukowy |
Na
fali oglądania superbohaterskich seriali, sięgnęłam także po „Titans”. Serial
jest prequelem lubianego przeze mnie „Doom Patrolu”, a jakby tego było mało,
lata temu oglądałam animowaną historię tej drużyny. Niewiele pamiętam z „Teen
Titans”, lecz mam raczej pozytywne skojarzenia z tą kreskówka. Sięgnięcie po tę
historię wydawało mi się więc całkiem dobrym pomysłem.
Niestety,
to jak na razie chyba najsłabszy z oglądanych przeze mnie seriali
superbohaterskich. Już sam klimat „Titans” nie zachęca. Jest mroczny w ten
depresyjny i nieprzyjemny sposób. Reachel bezustannie narzeka na swoje życie, Dick
również nie jest zbyt szczęśliwą osobą. Kory
i Gar (Ryan Potter) to postacie nieco bardziej pozytywne, jednak mimo
wszystko, całość opiera się raczej na relacji Robina z Raven. Poza tym sam wygląd
serialu, muzyka i obecny w nim patetyzm próbują podkreślać dramatyzm całej
sytuacji. Przez to tych negatywnych emocji, które biją od „Titans” jest po prostu
zbyt wiele.
Jak
na serial przystało, tak i ten nie ma zbyt dużego budżetu, co widać po jakości
efektów specjalnych. Te niestety, w kontraście z „realistycznym” i dość poważnym
klimatem serialu, po prostu wyglądają źle. O ile w takim absurdalnym „Doom Patrolu”
gorsze efekty pasują do całości, o tyle w „Titans” po prostu kłują w oczy.
Jakby
tego było mało, właściwie w co drugim odcinku serialu pojawiają się postacie z
innych produkcji DC. „Titans” nie skupia się więc za bardzo na swoich
postaciach, a stara się przedstawić widzom jak najwięcej innych bohaterów, co w
takiej ilości po prostu przytłacza. To nie jest kreskówka, w której nieuzasadnione,
gościnne występy w jakikolwiek sposób działają.
Ponadto
„Titans” nie jest właściwie historią o drużynie, a raczej o grupie losowych
ludzi, których z jakiś powodów połączyła Reachel i którzy próbują ją chronić. To
nie wyszkoleni Avengers. Właściwie jedynie Dick wie, jak powinno się walczyć,
ale w całym serialu mamy aż jedną scenę, w której próbuje tę wiedzę przekazać
reszcie… i w gruncie rzeczy nic z tego nie wynika.
Ponieważ
obejrzałam „Titans” w całości to cóż, nie był to aż tak zły sezon. Byłam w
stanie go skończyć i podążać za bohaterami, ale im dalej w las, tym po prostu
było gorzej. Nudniej, bardziej depresyjnie. Coraz mniej interesowały mnie
postacie i ich marudzenie, mimo że początkowo uznałam Robina za całkiem ciekawą
postać. Temu serialowi po prostu brakuje balansu, pomiędzy komiksową lekkością,
a odpowiednią dawką dramatyzmu, przez co on sam wypada dość nieprzyjemnie i
karykaturalnie.
Pierwszy sezon nie był pozbawiony wad, ale miło spędziłam z tym serialem czas. Myślę, że dam szansę drugiej serii :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że Robin wypada tu najciekawiej. On jako jedyny ma motywacje, by coś robić, inni są raczej mocno zaplątani. To taki serial pokazujący brązową erę komiksu - czyli superbohaterów zagubionych, słabych, z wadami. Dla mnie był ok, choć dużo bardziej podobali mi się "The Boys" - przy okazji polecam!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
Usuń