poniedziałek, 16 września 2019

Titans. Sezon 1: Mhrok i depresja przeciwko złu tego świata





Matka Reachel (Teagan Croft) zostaje zamordowana. Nastolatce udaje się uciec i przypadkiem trafia na Dicka Graysona (Brenton Thwaites), dawnego pomocnika Batmana. Ten, widząc, że dziewczynie grozi niebezpieczeństwo, próbuje pomóc Reachel. W tym samym czasie znajdująca się w Europie i pozbawiona pamięci Kory (Anna Diop) próbuje przypomnieć sobie, kim jest i wyrusza na poszukiwanie kogoś, kto jej w tym pomoże.



„Titans
sezon 1
serial superbohaterski, fantastyczno-naukowy
Na fali oglądania superbohaterskich seriali, sięgnęłam także po „Titans”. Serial jest prequelem lubianego przeze mnie „Doom Patrolu”, a jakby tego było mało, lata temu oglądałam animowaną historię tej drużyny. Niewiele pamiętam z „Teen Titans”, lecz mam raczej pozytywne skojarzenia z tą kreskówka. Sięgnięcie po tę historię wydawało mi się więc całkiem dobrym pomysłem.
Niestety, to jak na razie chyba najsłabszy z oglądanych przeze mnie seriali superbohaterskich. Już sam klimat „Titans” nie zachęca. Jest mroczny w ten depresyjny i nieprzyjemny sposób. Reachel bezustannie narzeka na swoje życie, Dick również nie jest zbyt szczęśliwą osobą. Kory  i Gar (Ryan Potter) to postacie nieco bardziej pozytywne, jednak mimo wszystko, całość opiera się raczej na relacji Robina z Raven. Poza tym sam wygląd serialu, muzyka i obecny w nim patetyzm próbują podkreślać dramatyzm całej sytuacji. Przez to tych negatywnych emocji, które biją od „Titans” jest po prostu zbyt wiele.
Jak na serial przystało, tak i ten nie ma zbyt dużego budżetu, co widać po jakości efektów specjalnych. Te niestety, w kontraście z „realistycznym” i dość poważnym klimatem serialu, po prostu wyglądają źle. O ile w takim absurdalnym „Doom Patrolu” gorsze efekty pasują do całości, o tyle w „Titans” po prostu kłują w oczy.
Jakby tego było mało, właściwie w co drugim odcinku serialu pojawiają się postacie z innych produkcji DC. „Titans” nie skupia się więc za bardzo na swoich postaciach, a stara się przedstawić widzom jak najwięcej innych bohaterów, co w takiej ilości po prostu przytłacza. To nie jest kreskówka, w której nieuzasadnione, gościnne występy w jakikolwiek sposób działają.
Ponadto „Titans” nie jest właściwie historią o drużynie, a raczej o grupie losowych ludzi, których z jakiś powodów połączyła Reachel i którzy próbują ją chronić. To nie wyszkoleni Avengers. Właściwie jedynie Dick wie, jak powinno się walczyć, ale w całym serialu mamy aż jedną scenę, w której próbuje tę wiedzę przekazać reszcie… i w gruncie rzeczy nic z tego nie wynika.
Ponieważ obejrzałam „Titans” w całości to cóż, nie był to aż tak zły sezon. Byłam w stanie go skończyć i podążać za bohaterami, ale im dalej w las, tym po prostu było gorzej. Nudniej, bardziej depresyjnie. Coraz mniej interesowały mnie postacie i ich marudzenie, mimo że początkowo uznałam Robina za całkiem ciekawą postać. Temu serialowi po prostu brakuje balansu, pomiędzy komiksową lekkością, a odpowiednią dawką dramatyzmu, przez co on sam wypada dość nieprzyjemnie i karykaturalnie.


4 komentarze:

  1. Pierwszy sezon nie był pozbawiony wad, ale miło spędziłam z tym serialem czas. Myślę, że dam szansę drugiej serii :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, że Robin wypada tu najciekawiej. On jako jedyny ma motywacje, by coś robić, inni są raczej mocno zaplątani. To taki serial pokazujący brązową erę komiksu - czyli superbohaterów zagubionych, słabych, z wadami. Dla mnie był ok, choć dużo bardziej podobali mi się "The Boys" - przy okazji polecam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony