Czaardan
to nie oddział. To rodzina, do której przystępujesz na dobre i na złe. Kailean
doskonale o tym wie i docenia bycie częścią drużyny Laskolnyka, legendarnego
generała, który postanowił przewodzić niewielkiej grupie najemników, pilnującej
rozległych stepów. Mieszkający po
drugiej stronie kontynentu Altsin nie może pochwalić się tak cudowną rodziną. Młody
złodziejaszek pracuje sam, będąc jednak pod opieką jednego z najpotężniejszych
ludzi w mieście. Jego codziennością są bijatyki w ciemnych zaułkach olbrzymiego
miasta, niewielkie napady i zakazana magia, która już lata temu zakorzeniła się
w Ponkee-Laa.
Po
pierwszym tomie „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” byłam przekonana, że
sięgnę po kolejny tom. Naprawdę nie łatwo znaleźć tak dobre jakościowo, polskie
high fantasy, które jednocześnie miałoby w sobie świeżość, przygodę, dobrze
nakreślony świat, a przy tym pozostawałoby klasyczne w swoim gatunku. Druga
część książki Wegnera w żadnym razie mnie nie zawiodła. Przeciwnie, wschód i
zachód są w moim odczuciu wręcz ciekawsze od północnej i południowej części tych
opowieści.
Sama
konstrukcja książki pozostaje niezmienna w stosunku do tomu pierwszego. „Opowieści
z meekhańskiego pogranicza. Wschód - Zachód” podzielone są na dwie części,
opowiadając o dwóch głównych bohaterach i dwóch różnych światach. Dzięki temu
stopniowo coraz lepiej poznajemy świat przedstawiony, jednocześnie mając czas,
by przywiązać się do naprawdę sympatycznych bohaterów. Ponadto to wciąż zbiór
opowiadań. Podobnie jak w cyklu o Geralcie z Rivii Andrzeja Sapkowskiego, tak i
tutaj zaczynamy od połączonych ze sobą opowieści, które równie dobrze działają
jako całość, jak i zupełnie odrębne twory.
W
stylu Wegnera naprawdę coś jest. Z jednej strony jego pióro jest na tyle lekkie
i klarowne, by całość bez problemu pochłonąć. Osobiście nie czułam zagubienia w
świecie przedstawionym, czy „niezrozumienia się” z autorem. Jednocześnie jego
opowiadania są niezwykle zgrabne, przepełnione emocjami, przygodą i sercem do
tworzonego świata, nie mając w sobie ani grama infantylności. „Opowieści…” to
naprawdę pełnokrwiste high fantasy w najlepszym wydaniu.
W
poprzedniej części autor przedstawił czytelnikom północ i południe Imperium
Meekhańskiego. Ta pierwsza część była bardzo militarna, a ja mimo wszystko nie
jestem wielkim fanem kwestii związanych z tym tematem. Dlatego dużo bardziej
podobała mi się część druga, w której autor wyszedł od romansu, czerpiąc z kultury
Bliskiego Wschodu. Mimo tego obydwie części nie sięgały do tych moich najbardziej
lubianych motywów. Z tym tomem jest inaczej. Najpierw dostałam grupę
najemników, którzy poruszając się na stepie, a więc spędzają ogrom czasu na
swoich wierzchowcach. Są do nich przywiązani i traktują ich jak wspólników, a
nie – po prostu konie. Zażyłość głównej bohaterki, Kailean, zarówno do czardaanu,
jak i jej wierzchowca to coś, co przynajmniej mi jest bliskie.
Część
zachodnia jest zaś czymś, czego naprawdę brakowało mi w ostatnio czytanej
przeze mnie fantastyce. Wegner sięga w niej po łotrzykowskie historie i odrobinę
dark fantasy, tworząc bohatera, na którym naprawdę mi zależało. Co prawda wcale
nie tak dawno poznałam utrzymane w podobnym klimacie „Dwie karty” Agnieszki
Hałas, ale tam nie czułam aż takiego przywiązania do postaci i świata, jak w
tym przypadku.
„Opowieści
z meekhańskiego pogranicza” są naprawdę wyjątkowym tworem jak na polski rynek.
Stworzone z rozmachem, czerpiące z klasycznego high fantasy, ale jednocześnie
mające w sobie coś unikalnego i ciekawego. Na pewno będę kontynuować przygodę z
tą serią, a tych, którzy o tych książkach jeszcze nie słyszeli, bądź wciąż się
wahają po prostu zachęcam do zapoznania się z twórczością Wegnera. Jeśli tylko
lubicie przygodowe fantasy z elementami militaryzmu (bo i w tym tomie parę starć
się znajdzie) to nie wątpię, że przedstawione przez autora historie przypadną
Wam do gustu.
*
* *
–
Aha. Ciekaw jestem tylko, dlaczego, jeśli chodzi o walkę dobra ze złem, kapłani
tak rzadko ruszają sami swoje tyłki. Gadanie, gadanie, gadanie, a potem zawsze
idźcie dzieci tłuc się z siłami Mroku sami, bo ja tu muszę jeszcze Świątynię
pozamiatać…
–
Wina się napić – dodała Daghena.
–
Dziewkę wy… – Kailean obejrzała się, wyczuwając ruch – … wyspowiadać.
Fragment
„Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Wschód – zachód” Roberta M. Wegnera
Wschód był świetny, szczególnie ekipa Laskolnyka :) Na tej części bawiłam się najlepiej, a mam za sobą już trzy tomy i ostrzegam, że Niebo ze stali to już samodzielna powieść i jest zupełnie inaczej. Nie wszystko mi się podobało i zdecydowanie opowiadania bardziej do mnie przemówiły, ale i tak szanuję tę serię. Niebawem powrócę do kolejnych tomów :)
OdpowiedzUsuńMam świadomość, jak mniej więcej wygląda kolejny tom. ;) Zobaczymy, krótką formę często mimo wszystko łatwiej ogarnąć.
Usuń