piątek, 5 czerwca 2020

Silos: post-apokaliptyczne czytadło z elementami dystopii


Silos to wielkie, podziemne miasto, będące schronieniem dla ludzi przed toksyczną Ziemią. Gdy jego szeryf, Holston, zaczyna wariować i ogłasza, że chce opuścić swój dom, władza nie ma wyboru: mężczyzna zostaje wysłany na czyszczenie znajdujących się przed Silosem obiektywów, a tym samym skazany na pewną śmierć. Jego miejsce zajmuje Jules: pewna siebie i uparta kobieta, która - ku swojej zgubie - próbuje zrozumieć, dlaczego jej poprzednik zapragnął opuścić bezpieczny Silos. 


Historia związana z wydaniem “Silosu” jest całkiem ciekawa. Hugh Howey wydał tom pierwszy początkowo w metodzie self-publishingu, w formie pięciu nowelek, czy też powiązanych ze sobą opowiadań. Dopiero później teksty zostały złączone w jeden tom, rozpoczynający trzytomowy cykl post-apokaliptyczny.

Gdyby nie fakt, że udało mi się upolować ją przypadkiem na promocji, powieść prawdopodobnie nie trafiłaby w moje ręce, bo właściwie wcześniej po prostu o niej nie słyszałam. Mimo zapewnień wydawnictwa z okładki powieści dotyczących tego, że to nowy “klasyk SF”, mnie jakoś to cudo wcześniej ominęło. Słusznie i niesłusznie zarazem. Bo choć klasyk z tego raczej żaden to przyjemne czytadło: jak najbardziej.

Dlatego, że “Silos” to absolutnie typowa powieść post-apokaliptyczna. Choć nie znam wielu tytułów z tego podgatunku fantastyki to wszystkie tropy i motywy, które Howey w tej książce porusza są mi doskonale znane. Mimo tego tę powieść czytało mi się zaskakująco lekko i płynnie, nawet jeśli nie była to najciekawsza z książek, jaką miałam kiedykolwiek w rękach.

Hugh Howey próbował połączyć post-apokalipsę z dystopią: to raczej dość częsty i typowy zabieg, jako że dystopia w fantastyce i tak bardzo często pojawia się w fantastyce po jakiejś “apokalipsie”: nagłej i gwałtownej zmianie, przez którą świat musiał uformować się na nowo. Tyle tylko, że tego typu powieść będzie zapamiętana jako poważne dzieło tylko wtedy, kiedy wniesie do gatunku coś nowego i świeżego. Nowe przemyślenie, nową analizę. Może krytykę sytuacji, której autor był świadkiem? A “Silos” (przynajmniej jeśli mowa o tomie pierwszym - kolejnych jeszcze nie znam) nic takiego nie wnosi. Ot, mamy korupcję i wysokiej rangi urzędników, którzy wyraźnie coś ukrywają. Prawdopodobnie dla pieniędzy, władzy i innych tego typu elementów. Nie jest to nic nowego.

Samo funkcjonowanie świata przedstawionego kojarzyła mi się zaś bardzo z serią “Metro 2033” Głuchowskiego. Bo i tu mamy ludzi zamkniętych gdzieś pod ziemią, nie świadomych tego, co mogą znaleźć na zewnątrz. Myślących, że poza nimi nikt nie przetrwał. Główne różnice są dwie. Po pierwsze, tu nikt nie wychodzi poza Silos, aby zbierać pozostałości. Po drugie: ci ludzie już przywykli i nauczyli się w pełni funkcjonować w warunkach, w jakich muszą żyć. Wydaje mi się, że przez to ten świat jest po prostu mniej ciekawy i mniej klimatyczny, chociaż dalej całkiem porządnie skonstruowany. 

Język, którym posługuje się autor tej książki, określiłabym mianem typowego. Typowego dla amerykańskiej, tłumaczonej literatury. Dość prosty w przyswojeniu, nieszczególnie klimatyczny, ale taki, który można w płynny sposób przyswoić. Ciekawa jest też sama konstrukcja powieści, bo składa się ona z pięciu bardzo wyraźnych części, które różnią się od siebie i narracją, i konceptem. Widać, że początkowo miały być to w miarę oddzielne twory, chociaż każda kolejna jest bardziej spójna z poprzednią, a całość koniec końców bez problemu tworzy powieść, a nie zbiór opowiadań. 

Ponadto powoli już kończąc chyba muszę dodać, że ta post-apokaliptyczna powieść przez mocno dystopiczne elementy jest też przy okazji fantastyką naukową. Wiem, że niektóre teksty z tego gatunku wcale nie muszą nią być, dlatego wolę to podkreślić. Jeśli szukacie post-apokalipsy idącej w stronę fantasy albo takiej bez nadnaturalnych wynalazków to raczej nie będzie coś dla Was.

“Silos” wypada na pewno o niebo lepiej od “Dopóki nie zgasną gwiazdy” Patykiewicza czy “Zapomnianej księgi” Hendel. Jest bardziej przemyślaną powieścią, konkretniejszą, jednolitą. Nie ma może specyficznego klimatu książki Patykiewicza (gdzie zimowe post-apo dobrej jakości z radością bym przeczytała), ale na pewno jest stworzony z większą świadomością gatunku. Jak na debiut prezentuje się nie najgorzej i na pewno po kolejne części sięgnę. Niemniej, słowo “czytadło” naprawdę chyba określa tę powieść najlepiej. Jeśli więc szukacie po prostu książki w takich klimatach dla zabicia czasu i rozrywki, swobodnie można się za nie zabrać. Nie wydaje mi się jednak, aby można było oczekiwać po tej powieści czegoś więcej.


6 komentarzy:

  1. Mam tę serię i kiedyś na pewno przeczytam. Nie wiedziałam, że pierwszy tom jest "zlepiony" z krótszych utworów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo u nas w Polsce się raczej o tym w ogóle nie mówi. ;)

      Usuń
  2. Czyli można książkę zakwalifikować jako całkiem dobre czytadło postapo. ;) :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Również nie słyszałam o tej serii! Z jednej strony jestem zaciekawiona, z drugiej obawiam się tej przeciętności... Może kiedyś się zainteresuję, ale na pewno nie będzie to mój priorytet czytelniczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to raczej taka rzecz do poczytania przy okazji. ;)

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony