Swego czasu miałam bardzo mocne postanowienie, że wszystko co obejrzę, będzie pojawiało się tu w formie opinii, czy też: kompletnie amatorskich recenzji, jako że za speca filmowego w żadnym razie się nie uznaję. Ostatnio jednak jakoś z tym postanowieniem po prostu nie bardzo mi wychodziło, więc teraz pozwólcie, że po prostu dam Wam znać, z czym się zapoznałam w ostatnim czasie i czemu warto/niewarto po to sięgać. Może to i będzie nawet ciekawsze od jednego wpisu na temat tylko jednej pozycji.
Ponieważ trochę rzeczy w międzyczasie obejrzałam to zacznijmy może od produkcji filmowych/jednoczęściowych: tak powinno być po prostu łatwiej.
Strażnicy marzeń (2012)
Tę produkcję włączyłam z ciekawości po obejrzeniu tony fanartów z Elsą z “Krainy Lodu” oraz Jackiem Frostem. Długo nie wiedziałam o co chodzi, bo choć znałam imię jej towarzysza to nawet nie wiedziałam, z jakiego filmu to się wzięło… aż w końcu okazało się, że to właśnie “Strażnicy marzeń”. To animacja stworzona z myślą o tych młodszych widzach, która traktuje o stworzeniach z naszych legend i podań (Mikołaj, króliczek wielkanocny, wróżka-zębuszka itd.), które to tworzą drużynę i chronią dzieci przed złem. Jednak z powodu ataku jednej ze złych, mitologicznych istot, muszą obronić maluchy przed utratą dzieciństwa.
Nie jestem osobą, która tego typu koncepty lubi. Wydają mi się zbyt… abstrakcyjne? O ile jeszcze film z samym świętym Mikołajem mi nie przeszkadza, to drużyna superbohaterów w takim składzie po prostu mi się ze sobą gryzie. To jednak nie jedyny problem, jaki miałam z tą animacją. Jack Frost jest bowiem postacią z bardzo fajnym potencjałem. To ten radosny typ, który nie zawsze postępuje zgodnie z tym, jak powinien, posiadający jakieś swoje wewnętrzne problemy… ale jednocześnie mający w sobie tyle ciepła, że naprawdę można byłoby go cudownie ograć.
Niemniej - “Strażnicy marzeń” to produkcja bardzo, bardzo schematyczna, której zakończenie nie dało mi ani odrobiny satysfakcji. Cała fabuła skierowana jest raczej w stronę młodszych dzieci. W związku z tym postać Frosta wydaje mi się kompletnie niewykorzystana. I chyba trochę teraz rozumiem, czemu pojawia się tak często na fanartach, choć o filmie chyba niewiele się mówi. Bo postać ma dobrą bazę, ale film jest po prostu bardzo przeciętny i schematyczny.
Jeśli szukacie filmu, który obejrzycie z dziećmi - po ten można sięgnąć. Ale nie oczekujcie, że sami zaczniecie go uwielbiać.
“Asteriks i Obeliks: Osiedle Bogów” (2014)
Jak ja długo chciałam obejrzeć ten film! O tej francuskiej animacji słyszałam sporo dobrego, ale nie mogłam na nią absolutnie nigdzie trafić. W końcu się udało, bo pojawił się na Netflixie (i tam możecie go znaleźć). Nie zrobił na mnie jednak nadmiernego wrażenia. Ot, miła historia o Asteriksie i Obeliksie. Przyjemna, ale niewiele już z niej pamiętam.
W tej historii o dwójce Galów Cezar postanawia stworzyć nowoczesne miasto w okolicy rodzinnej wioski Asteriksa i Obeliksa, aby jej mieszkańcy mogli zachłysnąć się bogactwem Rzymu. Mamy tu kilku miłych bohaterów, kilka sympatycznych żartów, miłą fabułę i atmosferę… ale chyba po prostu nie jestem wystarczająco dużym fanem tych postaci, by przepaść w całości w trakcie oglądania.
“Miss America” (2020)
Taylor Swift to artystka, do której mam drobną słabość. Ma niezwykle proste utwory, które raczej nie wzbudzają we mnie większych emocji, ale za to niemal zawsze bardzo podobają mi się jej teledyski pod kątem wizualnym. Poza tym po prostu kojarzy mi się z czasami Disney’a i mam do niej pewną nostalgię. Dlatego dokument traktujący właśnie o niej - “Miss America” - po prostu włączyłam sobie “do obiadu” i obejrzałam go na tury.
W moim odczuciu: to po prostu taka dość miła, lekka rzecz. Nie interesowałam się nigdy zbytnio życiem czy poglądami Taylor Swift, więc kilka elementów faktycznie było dla mnie nowych, jednak generalnie większość tak czy siak wiedziałam. Sympatycznie było zobaczyć, jak wygląda praca koncepcyjna nad piosenkami, a całość była poprowadzona na tyle rytmicznie, by przykuć moją uwagę na dłuższą chwilę. Niemniej, nie sądzę, by ten dokument odkrywał coś niezwykle ciekawego, czy poruszał te ważne i ciężkie tematy. Można więc obejrzeć do kawki/herbatki/obiadu, ale jednocześnie to mimo wszystko coś dla osób, które Swift przynajmniej lubią. Nawet nostalgicznie, tak jak ja.
“Jojo Rabbit” (2019)
Uwielbiam Taikę Waititi od… od dawna właściwie. “Co robimy w ukryciu?” (wersja filmowa) to moja miłość od lat. Oczywistym było więc, że “Jojo Rabbit” był produkcją niezwykle przeze mnie wyczekiwaną. I okazał się w sumie tym, co chciałam obejrzeć. Jego akcja rozgrywa się w trakcie II Wojny Światowej, w Niemczech. Jojo jest bardzo zaangażowany ideologicznie i wpada w niemałą panikę, gdy odkrywa, że w jego domu ukrywa się żydowska dziewczynka.
To film opowiedziany z perspektywy dziecka. Jest więc kolorowy, często przerysowany, czasem mocno ukierunkowany na jakiś aspekt. Nie koniecznie przekazuje stricte historyczną prawdę, ale jednocześnie jest bardzo ciepłą, zabawną i dramatyczną opowieścią. Bo to w sumie dramat… tylko ukryty pod płaszczykiem żartu. Co z resztą u tego reżysera jest normą.
Wiele jest w sieci opinii i recenzji tego dzieła, więc chyba nie mam co się powtarzać. Rozumiem, jeśli komuś do gustu nie przypadnie, bo i temat jest drażliwy, i sam żart Waitiego niekoniecznie wszystkim odpowiada, ale… ja lubię. I polecam sprawdzić.
“Świąteczny książę” (2017) i “Zamiana z księżniczką” (2018)
Kojarzycie te wszystkie filmy o zwykłych dziewczynach, które mają nagle coś wspólnego z dworem królewskim? Poznają księcia, okazują się królewnami itd. itp.? To dwa z tych filmów. I są właściwie tak samo głupie i pozbawione głębszego sensu jak wszystkie inne. Tym razem w pierwszym przypadku nasza bohaterka to dziennikarka, która musi przygotować materiał na temat księcia (i zgadnijcie, jak to dalej się potoczy), a w drugim mamy swoistą adaptację “Księżniczki i żebraczki”.
Powtórzę się: to głupie filmy. I nie mają zbyt wiele sensu. Nie jestem zresztą przekonana, czy mają dużo wspólnego ze sztuką filmową. Ale w okolicach świąt zrobiło mi się ciut sentymentalnie i wieczorem nie mogłam zasnąć, więc… na taką okazję tego typu produkcje mogą się sprawdzić. Chyba. Tak trochę, bo wielkiej satysfakcji z oglądania raczej nie miałam. Ale istnieją i obejrzałam - więc informuję.
W tym filmie Vanessa Hudgens gra samą siebie w dwóch rolach. Cóż, los poprowadził byłą gwiazdkę Disney'a w dziwne rejony. |
Z powyższych filmów oglądałam "Miss Americanę" - i przyznaję, że też puściłam ją sobie do obiadu, na zasadzie, żeby coś się działo w tle ;)
OdpowiedzUsuńAsterixa i Obelixa bardzo lubię, ale tej części jeszcze nie widziałam - dobrze wiedzieć, że można znaleźć na Netflixie - to już mam pomysł, co będzie dziś lecieć do kolacji :D Generalnie zauważyłam na innych przykładach, że animowane wersje przygód Galów nie są tak dobre, jak te filmowe (chociaż może to zależy, co kto woli)
Takie lekkie dokumenty do obiadu są bardzo fajne. ;) Trochę żałuję, że National Geographic nie jest u nas swobodnie dostępne w ten sposób (będzie na Disney+), bo oglądałabym czesto w tle.
UsuńA no, możesz sprawdzić. ;) Ja ogólnie nie jestem fanem jakimś wielkim. Do "Misji Kleopatra" mam słabość, ale reszta nie bardzo mnie interesuje.
Nie znam niestety żadnego z powyższych filmów. Ale ja w ogóle mało filmów oglądam. :) Na pewno muszę nadrobić "Asteriksa i Obeliksa".
OdpowiedzUsuńBędzie akurat do posiłku albo na leniwy wieczór. ;)
UsuńStrażników Marzeń uwielbiam. Masz rację - Jack jest świetną postacią, która spokojnie mogłaby mieć własny film i myślę, że spokojnie by to udźwignął :D Dwa ostatnie mi się podobały, ale ja po prostu lubię takie filmy, więc wiesz :)
OdpowiedzUsuńI dzięki za Jojo Rabbit! Wczoraj właśnie o nim myślałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć tytułu :D
No on powinien samodzielnie w tym filmie występować, a nie. :P
UsuńNie ma za co!