środa, 6 stycznia 2021

Saga Mrocznej Phoneix: wracam do ukochanej drużyny



Aby uratować swoich przyjaciół, Jean Grey poświęca swoje życie, aby następnie odrodzić się jako Phoneix. Tkwiąca w niej moc stopniowo przejmuje nad nią kontrolę.

 

Choć superbohaterów lubię to nie jestem nadmiernie związana z większością drużyn, czy w ogóle: postaci. Ot, lubię i tyle. X-meni to jeden z wyjątków. Możliwość posiadania nadnaturalnej mocy, połączone z chodzeniem do szkoły na której czele stał ktoś tak charyzmatyczny jak Charles Xavier niegdyś zdawało mi się spełnieniem marzeń, a i dziś nie pogardziłabym możliwością współpracy z takim charakterem. I choć wiem, że nowelizacje zwykle nie wypadają zbyt dobrze to „Saga mrocznej Phoneix” od dawna krzyczała na mnie z księgarnianych półek, aby w końcu do mnie trafić. Autorem tej powieści jest Stuart Moore, a w Polsce książkami z uniwersum Marvela zajmuje się Insignis.

Jak już napisałam, „Saga mrocznej Phoneix” to nowelizacja. W tym przypadku źródłem jest powieść graficzna, której jednak osobiście nie znam. Niemniej, nie ważne co było pierwsze, w idealnej sytuacji każda adaptacja powinna sama z siebie być dziełem kompletnym i po prostu dobrym, a w tym przypadku ani jedno, ani drugie nie zostało „odhaczone”.

Marvel X-Men. Saga Mrocznej Phoenix
Stuart Moore
wyd. Insignis, 2019

Moore wrzuca nas w sam środek akcji. Nie znamy jeszcze bohaterów, jednak autor zakłada, że jednak tak. Przedstawia nam ich wprawdzie pokrótce i w toporny sposób rysuje ich zależności (on ją kocha ponad wszystko, tamten jest jej mentorem, inny trafił do friendzone itd.), ale nie ma w tym ani odrobiny klimatu czy dobrego smaku. Wprawdzie zdania sklejone są poprawnie, ale „Saga mrocznej Phoneix” stylem przypomina bardziej rozdmuchany „fanfik”, niż powieść z krwi i kości. Już na pierwszych pięćdziesięciu stronach Jean Grey musi wybierać, jakiego mężczyznę woli, a jej ukochany Scott kilkukrotnie myśli o tym, jak bardzo ją uwielbia i kocha.

Dodatkowo, Moore zdaje się kompletnie nie czuć tego, kiedy należy użyć imienia postaci, a kiedy jej przezwiska. Rozumiem, że za pierwszym razem może przedstawić kogoś jako „Logan – Wolverine”, ale to mu się zdarza również później, tak jakby bał się, że czytelnik nie załapał, lub nie zapamiętał.

Fabuła tej powieści to jak pisałam: wycinek większej historii. Na dodatek wycinek mocno skrócony: w wielu momentach wydaje się brakować rozwinięcia, w wielu chwilach coś tu nie gra z tempem. Tak, jakby autor dosłownie jedynie rozpisywał sceny z powieści graficznej, ale że tej nie znam to nie jestem w stanie tego zweryfikować. Gdy do historii wplatani są obcy to i oni nie są przez Moore’a odpowiednio rozpisani i właściwie wydają się jedyne sztucznie wklejeni do całokształtu, zaś sam finał przynajmniej dla mnie nie był absolutnie satysfakcjonujący.

Właściwie spośród zalet tej powieści mogłabym wymienić dwie. Po pierwsze, to lekkie czytadło, które mimo wszystko jest napisane stosunkowo poprawnie: nie zajmuje więc wiele czasu. Po drugie: dzięki niej wróciłam myślami do Kurta Wagnera, jednego z bohaterów X-men, którego niegdyś naprawdę bardzo lubiłam i zorientowałam się, że wciąż gościa lubię, choć może nie do końca w wydaniu tej książki.

Dla mnie „Saga mrocznej Phoneix” jest powieścią o wartości kolekcjonerskiej. Lubię X-men i cieszy mnie sam fakt posiadania czegoś takiego u siebie. Nie polecałabym jej jednak jako właściwie cokolwiek innego. Nie jest to ani dobra przygoda, ani świetny pomysł na zapoznanie się z samą drużyną, nie zachwyca dialogami, czy humorem. Ot, to pisana masowo i na zamówienie powieść, która do życia czytelnika raczej niewiele wnosi.


4 komentarze:

  1. Zawsze lubiłam X-menów, ale do Pheonix jakoś nie umiem się przekonać. Nie wiem, czy ta komiksowa bardzo różni się od filmowych, czy serialowych, ale jak dla mnie ona jest okropną egoistką i nawet ten cudownie rudy kolor włosów tego nie ratuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jean Grey chyba słynie z bycia wkurzającą idiotką ogólnie. XD Ja właściwie nigdy jej nie uwielbiałam, ale też nie była tym najgorszym charakterem. Ot, mogłaby mnie uczyć, gdybym mając 13 lat trafiła do szkoły Xaviera.

      Usuń
  2. Lubię superbohaterów, ale raczej w wersji komiksowej, dlatego raczej nie mam w planach tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię takich skrótowych wycinków historii, ale tak jak napisałaś - ma wartość kolekcjonerską ta książką i wydaje mi się, że trochę z taką myślą została wydana.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony