Rodzina
Liv od lat regularnie się przeprowadza. Tym razem wraz z szesnastolatką
przemieszczają się do Londynu. Wraz z młodszą siostrą dziewczyna trafia do
bardzo dobrej szkoły, gdzie poznaje czwórkę starszych chłopców, którzy wyraźnie
coś ukrywają.
Kerstin Gier to niemiecka pisarka, która
do tej pory była mi znana z „Trylogii czasu”. To cykl dla młodzieży z całkiem
dobrym pomysłem wyjściowym, ale koniec końców wykonany trochę „na szybko” i ze
zbyt dużym skupieniem się na romansie. Niemniej, wspominam ją lepiej niż
większość na przykład amerykańskich powieści fantasy dla młodzieży i mimo
wszystko byłam trochę ciekawa drugiej trylogii tej autorki. W końcu jestem po
pierwszej części, czyli „Silver. Pierwszej księdze snów” i faktycznie moje
zdanie zdaje się potwierdzać. Mianowicie, Amerykanie może i piszą najwięcej
tego typu książek, ale robią to jednocześnie chyba najgorzej. Bo choć początek
tej serii ideałem nie jest to ma w sobie coś naprawdę uroczego.
Ową uroczość widać już na pierwszy rzut
oka, bo właściwie cała książka jest wydana w absurdalnie słodki sposób. Twarda
oprawa z posrebrzanymi elementami, śliczna wklejka wewnątrz, ilustracje kwiatów
co kilka stron… To trochę książka-zabawka, którą aż przyjemnie trzyma się w
ręce.
Silver. Pierwsza księga snów Kerstin Gier wyd. Media Rodzina Trylogia snów, t. 1 |
Jak jednak wypada treść? Na pewno sam
język Gier jest przystępny i lekki. Miły, ale nie nadmiernie infantylny. Nie
jest przy tym wybitnie kreatywny czy poetycki, ale jak najbardziej: poprawny.
Jeśli to jest dla kogoś istotne: w przypadku tego cyklu mamy narracje
pierwszoosobową. Nie mamy tu też wulgaryzmów, ale za to treść w pewnym momencie
fabuły zaczyna mocno kręcić się wokół seksualności, czy średniego wieku bycia
dziewicą. Szczerze mówiąc, zawsze mnie to dziwi w przypadku książek dla
młodzieży, zwłaszcza tych wycelowanych w nieco młodsze dziewczyny. Liv ma 16
lat: to naprawdę nie jest aż tak dużo! Niemniej, w tym wypadku do pewnego
stopnia ten temat jest uzasadniony fabułą.
Pierwsza część „Silver” i z resztą cały
ten cykl zawsze kojarzył mi się z czymś BARDZO mocno skupionym na śnie.
Nawiązuje do niego okładka czy tytuł, a czytane przeze mnie recenzje zawsze
zachwycały się tym elementem. Dla mnie jednak ta książka właściwie bardziej
przypomina obyczaj z dodatkiem fantastyki. Lwia część tej historii to opisy
przeprowadzki, problemów życiowych czy szkolnych głównej bohaterki. Te elementy
magiczne oczywiście tu występują, ale nie są ani wprowadzone w jakiś wyjątkowo
kreatywny sposób, a na to skrycie liczyłam. Niestety, o ile więc targetowi tej
książki być może taki podział naprawdę się spodoba, o tyle mnie perypetie
szkolno-sercowe już niekoniecznie interesują, a świat przedstawiony mógłby
wyglądać znacznie lepiej.
Szczególnie, że przynajmniej w tym tomie
nie mamy jakiejś szczególnej ilości akcji pod kątem głównej osi fabularnej.
Gier rysuje nam obraz złego, tworzy nawet jakąś intrygę, ale koniec końców to
nie ona gra w tej książce pierwsze skrzypce. Naprawdę znacznie istotniejsze są
problemy nastolatek i choć wiem, że to ważny element powieści młodzieżowych to
ja po tego typu powieści nie sięgam dla nich.
Mam też kilka myśli związanych z tą
powieścią ogólnie. Po pierwsze, matka Liv to wykładowczyni literatury, która co
rok przenosi się do innego państwa. Wydawało mi się to dość niewiarygodne, choć
jednocześnie jestem w stanie przymknąć na to oko w przypadku powieści dla
młodzieży. Po drugie, trochę boli mnie to, że w powieściach tego typu główna
bohaterka niemal zawsze wpada w środowisko, które samo w sobie jest dość
toksyczne. Co prawda autorka powieści nie normalizuje tego faktu (co robi wiele
współczesnych powieści… niestety), ale jednak jestem trochę tym trendem
zmęczona. Po trzecie, sam wątek romantyczny (który tu oczywiście jest) wypada
bardzo uroczo i trzymam kciuki, aby autorka zostawiła go w dalszych tomach w
takim statusie, w jakim jest. Liczę, że postawi na dobrą linię fabularną, a
element romantyczny będzie jedynie istniejącym w tle dodatkiem, który czasem
popycha historię do przodu. Ale to się jeszcze okaże.
Choć uważam, że Gier naprawdę mogła wyciągnąć z konceptu snu znacznie więcej to koniec końców pierwszy tom „Silver” wydaje mi się naprawdę porządną propozycją dla młodzieży. Pięknie wydany, sympatyczny i jednak bardziej kreatywny niż amerykańskie powieści jest po prostu powieścią napisaną przez osobę, która dobrze wiedziała, co robi.
Czytałam całą serię i dobrze ją wspominam. Mam też w planach inne książki tej autorki, chociaż w tych nieco bardziej odległych.
OdpowiedzUsuńJa pewnie byłabym bardzo zadowolona, gdybym tylko czytała ją jakoś w gimnazjum.
UsuńJa czytałam ją już jako dorosła kobieta. Jednak brałam ją do ręki z tą myślą, że ma być dla mnie przede wszystkim niewymagającą rozrywką, a nie ambitną literaturą. I tak też do dziś patrzę na tą serię.
UsuńNie miałam jeszcze okazji się zapoznać, wciąz czeka na mnie. Masz rację - amerykańskie książki są najgorsze, często na jedno kopyto, a wątki romantycznie w praktycznie każdej ostatnio doprowadzają mnie do szału. No cóż, musze się zapoznać z tą pozycją! :)
OdpowiedzUsuńSprawdzić można, to miła rzecz całkiem. ;) Szczególnie, jak się ją dorwie na promocji. :P
UsuńGier ma super przyjemne pióro. Miałam do tej trylogii nie wracać, ale mi się rozbudziły nostalgiczne uczucia i sobie poszukam w bibliotece może kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńCzasem warto tak wrócić. ;)
Usuń