czwartek, 14 stycznia 2021

W stronę życia: Powroty do komunistycznej ojczyzny

Doktor Liang opuścił Chiny i zamieszał w Nowym Jorku dwadzieścia lat temu. Udało mu się jednak zaszczepić miłość do ojczyzny swoim dzieciom. Najstarszy z jego synów, James, wyjeżdża do kraju swoich przodków i wkrótce dołącza do niego trójka rodzeństwa. Młodzi ludzie muszą nauczyć się żyć tak, jak dawniej: bez prądu i w obyczajach, które do tej pory były dla nich obce.


Za każdym razem, gdy planuje kupić książki używane czy też w dyskontach szukam tytułów autorstwa Pearl Buck. Twórczość tej pisarki towarzyszy mi od lat i zawsze chętnie sięgam po jej książki, które są tak inne od tego, co czytam na co dzień. „W stronę życia” jest jej powieścią z 1948 roku.

Akcja tej powieści toczy się mniej-więcej w dwudziestoleciu międzywojennym (jeśli coś mylę – przepraszam). Sytuacja w Chinach jest mocno napięta. Komuniści dochodzą do władzy, a doktor Liang jako uniwersytecki wykładowca głośno ich krytykuje. Buck w tej powieści rysuje nam obraz azjatyckiej, wykształconej rodziny, która jednak stara się pielęgnować pamięć o własnej kulturze. Próbuje łączyć teraźniejszą myśl z przeszłością. Dla głowy rodziny kluczowe zdaje się być przedstawianie Chińczyków jako narodu inteligentnego i wykształconego, co nie jest łatwe, gdy w nowojorskim Chinatown wcale nie dzieje się najlepiej.

W stronę życia
Pearl S. Buck
wyd. Muza, 2008
My, jako czytelnicy zostajemy zaś wrzuceni po prostu w rodzinne perypetie. Głównym bohaterem powieści zdaje się być James, jednak w gruncie rzeczy w mniejszym lub większym stopniu obserwujemy zarówno jego rodziców, jego jak i rodzeństwo młodego mężczyzny. Choć tę historię zamyka pewna klamra to nie jest opowieść zawierająca jakąś szczególnie skonkretyzowaną fabułę. Autorka skupia się za to na rodzinie, na relacjach ją łączących oraz na różnicach kulturowych, wykorzystując powieść jako możliwość opowiedzenia czytelnikowi o Chinach, które nie są ani równoznacznie dobre, ani złe. Raczej zacofane i potrzebujące pomocy, choć z tradycjami, które potrafią być niebywale piękne, nawet jeśli świat zachodu ich nie rozumie i się z nimi nie zgadza.

Mam wrażeniem, że ze stron tej powieści bije przede wszystkim rodzinne ciepło. Bo rodzina Lianga, mimo perypetii, naprawdę się kocha. To dobrzy ludzie, nawet jeśli różni od siebie. Dodatkowo Buck między wierszami opowiada też o agresji i niebezpieczeństwach komunizmu, o jego ofiarach i cierpieniu związanym z utratą młodych ludzi. Mam też wrażenie, że tą powieścią chciała przedstawić swoje zdanie na temat tego doskonale znanego sobie kraju jako tego, który potrzebuje pomocy, ale nie związanej z wielkimi rewolucjami, a polegającej na edukacji i poszanowaniu dla tradycji, przy równoczesnym otwarciu się na nowy świat.

Nie jestem ani historykiem, ani znawcą tego typu literatury pięknej. Nie byłabym też w stanie czytać takich powieści non stop. Mimo wszystko to historia bardzo powolna, bez bardzo konkretnej puenty. A jednak gdy już od czasu do czasu sięgnę po Buck to jej twórczość działa na mnie nie tylko bardzo kojąco, ale też daje poczucie, że wiem nieco więcej o świece. Że przybliża mi kraje i czasy, których nie znam najlepiej, a z których bije pewna harmonia, której zdaje się brakować dzisiaj.

2 komentarze:

  1. Ja też nie jestem w stanie czytać takich historii za dużo, ale uważam, że są bardzo potrzebne, bo bije z nich taka uniwersalna prawda i ciepło właśnie :). Nie znam autorki i nie wiem, czy kiedykolwiek po na sięgnę, bo akurat ten typ mi nie leży zbytnio

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony