Z wykształcenia medyk, zaś z zawodu i
zamiłowania specjalista od spraw nieczystych oraz detektyw. Przed Domenicem
Jordanem stają kolejne zagadki do rozwiązania. Co kryje się w zakładzie dla
obłąkanych i co wspólnego ma cierpiąca na choroby genetyczne rodzina z
karnawałową tragedią?
Debiuty to często najsłabsze książki autorów.
Pisarze rozkwitają zwykle dopiero nieco później, gdy już opanują sztukę
panowania nad swoim słowem oraz narracją, co po prostu wymaga wprawy, czasu
oraz długich godzin spędzonych z redaktorem na poprawianiu własnych błędów. Dlatego, mimo że „Diabeł na wieży” Anny Kańtoch po prostu był dość kiepską książką to
postanowiłam sięgnąć po kontynuację, czyli po „Zabawki diabła”. Znając inne
tytuły stworzone przez tę autorkę byłam przekonana, że kolejny zbiór tekstów o
Jordanie będzie najzwyczajniej w świecie lepszy. I – uwaga, uwaga – był!
Zabawki Diabła Anna Kańtoch. wyd. Powergaph, 2019 Domenic Jordan, t. 2 |
W pierwszym tomie widać było zalążki dobrego
stylu, jakim Kańtoch posługuje się w swoich świeższych książkach. Klimat
opowiadań (bo cykl o Domenicu Jordanie właśnie z nich się składa) psuła jednak
dość nierówna narracja, czy teksty pozbawione odpowiedniej puenty. Sam główny
bohater wydawał się dość… nudny. Widać, było, że Kańtoch ma w głowie jakąś jego
konkretną wizję i że to on powinien być tym najciekawszym elementem nieco
detektywistycznych historii (jak w przypadku Scherlocka Holmesa), ale to po
prostu nie działało tak, jak powinno. Lektura była więc zjadliwa, ale w żadnej
mierze niesatysfakcjonująca.
Za to tom drugi to sześć naprawdę bardzo
klimatycznych opowiadań z niezwykle ciekawym głównym bohaterem. W końcu całość
zaczęła wybrzmiewać tak, jak powinno być to jej dane od początku i nie miałabym
nic przeciwko, gdyby historia Domenica rozpoczęła się właśnie od tego tomu.
Zacznijmy może od tego, co w przypadku
tej historii „kręci mnie” absolutnie najbardziej. Sięgając po te książki
spodziewałam się inteligentnego, może nieco ekscentrycznego bohatera, który
jednak będzie tym dziwakiem, do którego będą pałać miłością wszystkie
czytelniczki. Taką postacią jest choćby Miller z „The Expanse” czy sławny Dr
House, o Holmesie nie wspominając. Z tym że, posługując się anglikanizmem,
Domenic Jordan w moim odczuciu w żadnym razie nie jest „hot”. I nie próbuje
taki być. Dzięki temu jest zaś najzwyczajniej w świecie ciekawszym charakterem.
Jordan po tej książce z niby-tajemniczej
i niby-inteligentnej postaci, jawi mi się jako charakter dość kleisty. Ze
spoconymi dłońmi, wiecznie unikający słońca i niestroniący od używania
tłustych maści, przez które na pewno jego twarz bezustannie błyszczy w blasku
lamp. Giętki moralnie, ale nie do przesady. Szczery, choć niekoniecznie grzeczny.
Nie najlepiej radzący sobie w międzyludzkich relacjach do tego stopnia, że po
prostu… nie zawsze jest postacią miłą. I tak oto dostałam bohatera, którego
wcale nie chciałam (bo jako człowiek chorujący na „detektywów” zawsze chcę
kolejnego Holmesa), a którego naprawdę potrzebowałam.
Poza Jordanem dostajemy jednak też kilka
naprawdę ciekawych charakterów, które funkcjonują w mniejszym lub większym w
tle. Opowiadania zaś są osobnymi tekstami, ale ładnie zazębiającymi się ze sobą
i tworzącą coś w stylu serialu w „starym stylu”, gdy odcinki pojawiały się na
antenie co tydzień i niekoniecznie były ze sobą bezpośrednio powiązane.
Zagadki są sprawnie napisane oraz
całkiem ciekawe. Nie wybitne, ale nie muszą takie być. Dla tej historii oraz innych opowieści tego typu istotniejszy jest jednak detektyw, niż sam finał
opowieści. Każdy tekst ma też ciekawą i nie zawsze oczywistą puentę.
Najzwyczajniej w świecie: wszystko to, co nie wyszło Kańtoch w debiucie, tu
zostało naprawione z nawiązką.
Naprawdę nie mogę się oprzeć wrażeniu,
że „Domenic Jordan” Kańtoch to historia bardzo podobna do „Cyklu
Inkwizytorskiego” Piekary. Z tym że „Zabawki diabła” są napisane znacznie lepiej,
niż wszystkie znane mi opowieści o Mordimerze. Są bardziej klimatyczne, mają
ciekawszego głównego bohatera i poruszają istotniejsze tematy. Przy okazji nie
brakuje w nich demonów, czy brutalności, ale wszystko podane jest w mniej
prostacki, ładniejszy sposób.
Oczywiście „Zabawki diabła” to dalej przede wszystkim literatura rozrywkowa. To nie zachwycający konceptem „Przedksiężycowi”, ale w gruncie rzeczy jeśli miałabym czytać przez całe swoje życie książki tylko na takim poziomie, byłabym wystarczająco rozpieszczonym czytelnikiem. A Domenic Jordan naprawdę zaczyna się plasować dość wysoko w moim rankingu na „najlepszego detektywa”, mimo że lubię go jednak z nieco innych powodów, niż większość z postaci, które umieściłam na tej mojej bardzo prywatnej liście. Oby tylko utrzymał się na swojej pozycji także po tym, jak zapoznam się z kolejną częścią historii.
Przedksiężycowi są od wieków na mojej liście! (muszę przestać to mówić i w końcu przeczytać), trochę mnie teraz rozbiłaś tymi opowiadaniami, bo bardzo nie lubię zbiorów :(
OdpowiedzUsuńTylko wiesz, to jest jak serial starego typu. Te opowiadania się łączą fabularnie.
UsuńPrzedksieżycowi to jedna z lepszych powieści w polskiej fantastyce. Niestety, żadne inne dzieło Kańtoch mnie nie porwało...
OdpowiedzUsuńA z tym próbowałeś?
Usuń