czwartek, 22 września 2022

Cud, miód, Malina: miło, radośnie i nudnawo

Malina należy do rodu Koźlaczek, rodziny pełnej charakternych kobiet władających magią. Życie w niewielkiej miejscowości z takim zapleczem to pasmo pełne przygód. 



Gdy ukazał się zbiór opowiadań „Cud, miód, Malina” Jadowskiej ze wszystkich stron słyszałam, że TAK, to jest lepsze od pozostałych książek autorki. Że to miłe, radosne teksty, które są przyjemne i całkiem sprawnie napisane. Początkowo się opierałam, ale w końcu uległam i… meh. To dalej nie jest to, czego szukam.

Przyznaję, że ta książka jest lepsza od większości znanych mi książek Jadowskiej. Chyba to krótka forma sprawia, że teksty są faktycznie o czymś. Akcja jest konkretna i wyraźnie zarysowana, nie skupia się zaś na wątku, który powinien być poboczny, zważając na to, jak dany tytuł był promowany. Niemniej, i tak uważam, że „Dynia i jemioła” jest lepsza.

Cud, miód, Malina
Aneta Jadowska
wyd. SQN, 2020

Historie są faktycznie pisane tak, aby były po prostu miłe, lekkie i przyjemne. Dość obyczajowe, z lekkim twistem. Bohaterki zaś z założenia to kobiety o różnych charakterach, ale pełne wewnętrznej siły. I tu powoli dochodzimy do wad. Mianowicie, nie do końca to czuje.

Mam wrażenie, że wiele z tych tekstów pod względem fabularnym leci przesłodzoną, jednorożcową sztampą. Historie nie interesowały mnie w żaden szczególny sposób. Nie sprawiły, że zainteresowałam się jakimś pomysłem na świat, na fabułę czy na kreacje postaci. Widziałam już to wszystko, przemaglowanego na milion sposobów i… nie rusza mnie to. 

Kotkowi bardzo zależało, by się pojawić w poście.
Już chyba kiedyś/gdzieś wspominałam o tym, że historie o Malinie kojarzą mi się z cyklem o Magdzie Garstki tej samej autorki. W obydwu przypadkach główna bohaterka to młoda dziewczyna, która żyje w niewielkiej miejscowości, w otoczeniu pełnym kobiet. Właściwie jedyna różnica polega na tym, że w przypadku „Cud, miód, Maliny” mamy elementy fantastyczne. Jak Magda to fantazja o sielskim życiu w niewielkiej miejscowości, tak Malina jest fantazją o sielskim życiu w niewielkiej, magicznej miejscowości. Nawet żarty są na zbliżonym poziomie, co nie dziwi, biorąc pod uwagę, że te teksty po prostu pisała jedna osoba.

Naprawdę miałam nadzieję, że będzie lepiej. Ale mimo wszystko, widzę progres u Jadowskiej. Zdania nie bolą jak dawniej, ponadto to wygląda trochę tak, jakby popuściła sobie wodze i zaczęła pisać o tym, o czym chciała pisać. W końcu taka Dora Wilk z założenia miała być wiedźmą-policjantką, a w gruncie rzeczy dwa pierwsze tomy historii o niej to romans. Tu przynajmniej Jadowska nie próbuje udawać, że chodzi o coś więcej, niż radosną, ale niewiele wnoszącą, obyczajowo-magiczną opowieść.

Doskonale wiem, że takie książki są potrzebne. I jeśli ktoś ma ochotę właśnie na lekkie teksty pisane tak, by z założenia były miłe, dziewczęce i „bezpieczne” to proszę bardzo, to jest ten tytuł, po który można sięgnąć. Ale ja chciałam więcej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony