W pewnej krainie największym postrachem jest smok. Sęk w tym, że nikt jakoś nie potrafi go pokonać, a chętnych jest coraz mniej. Pewnego razu młody chłop, Wałek, zgłasza się jako smokobójca. Okazuje się, że jego zadaniem wcale nie będzie pozbawienie życia wielkiego gada.
Wychodzi na to, że postanowiłam – nie do końca świadomie – grzebać w polskiej literaturze tak długo, aż dotrę do tych najgorszych powieści rodzimej fantastyki. I tym oto sposobem dokopałam się do „Posoki smoka” Zbigniewa Wojarowskiego, autora, który poza fantastyką pisał (pisze?) również prozę kobiecą pod pseudonimem i którego chyba żadna z książek nie osiągnęła na Lubimy Czytać średniej wyższej, niż 6,3/10.
Posoka smoka Zbigniew Wojnarowski wyd. SuperNowa, 2007 |
Ta powieść fantasy, wydana przez SuperNową w 2007 to z założenia komedia przygodowa w świecie pełnym czarów. Takim ze smokami, krasnoludami, piratami i różnymi innymi fantastycznymi rasami bądź frakcjami. I przyznaję, że jedna, główna, linia fabularna miała całkiem niezły potencjał. Wojnarowski wziął na tapet historię Wałka, chłopaka ze wsi, który wkracza w świat polityki i okazuje się, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Bo choć jest smokobójcą, wcale nie ma owego smoka ubić. Gdyby autor trzymał się tylko tego, to może i by ta powieść dawała radę.
Niestety, Wojnarowski nie tylko rozdrabnia się na inne, poboczne wątki, ale również główny spycha na dalszy plan, prowadzi narrację w absolutnie chaotyczny sposób, do tego wszystkiego dorzuca podróże międzywymiarowe oraz trzy wiedźmy ukradzione z twórczości Pratchetta, a jego żart jest najzwyczajniej w świecie klozetowy i po prostu głupi. Przykłady? Oczywiście!
Czarnoskóry sługa złego pirata nazywa się Huehue. Jego bosman to Fagina, a czarodziej (nazywany przez pirata magiem-sragiem, hehe) to Teleportas. Lud jest ludem i dlatego się buntuje (zaiste głębokie), a opisy jakiejkolwiek kobiecej nagości muszą być oczywiście prześmiewcze. To jedna z tych książek, która bez wątpienia przyczyniła się do postrzegania polskiej fantastyki jako tej prawicowo-prostackiej, choć akurat tu nie jest aż tak obleśnie, jak mogłoby być. Jest po prostu głupio.
Jednocześnie, podkreślając, że to naprawdę nie jest dobra książka ja… widzę w tym pewien potencjał. Jest coś mięsistego w stylu Wojnarowskiego, a gdzieniegdzie widać pojedyncze pomysły czy żarty, które po nieco innym ograniu mogłoby działać. Z tym że nie działają.
Chyba nie ma co się nad tym pastwić. Nie polecam, nie warto się za to zabierać.
Jego "Miraż" miał dobre recenzje. Sam nie czytałem ani jednej książki Wojnarowskiego, co jest o tyle dziwne, że kiedy debiutował powieściowo "Posoką smoka" pracowaliśmy w tej samej gazecie (on jest także twórcą satyrycznych rysunków, które były puszczane na naszych łamach). Przyznam, że nie pamiętam czemu nie sięgnąłem po tę "Posokę", ale chyba był to zbieg dwóch okoliczności - 1) lektury jego opowiadań w Nowej fantastyce, 2) lektury innej niby humorystycznej fantasy z SuperNowej, czyli "Smoczego pazura" Baniewicza - coś strasznego, jeśli poszukujesz najgorszej polskiej fantasy, to zwracam uwagę na ten tytuł.
OdpowiedzUsuń