sobota, 5 listopada 2022

Gniew Tiamat: czy autorom chce się to pisać?

James Holden trafił do niewoli. Załoga Rosynanta odstawiła swój stary statek i ruszyła swoimi drogami. Jednak niedane jest im spokojne życie. Polityczne intrygi wkrótce ponownie wyciągają po nich swoje szpony.



Gdyby to był jakikolwiek inny cykl, już dawno przestałabym go czytać. Niestety, nostalgia i piękne wydania zmuszają mnie do sięgania i czytania kolejnych książek z „Expanse”, chociaż przyznaję, że ja już po prostu mam dosyć. Choć te powieści czyta się lekko, to drażnią mnie coraz bardziej i bardziej, a „Gniew Tiamat”, ósmy tom, nie jest w tym względzie wyjątkiem.

Gniew Tiamat
James S. A. Corey
wyd. Mag, 2020
Expanse, t. 8

Samo rozpoczęcie sprawiło, że zaczęłam tracić jakąkolwiek nadzieję i cierpliwość do tej historii. Dlaczego? Od poprzedniego tomu minęło trochę czasu, podziało się w tym czasie trochę potencjalnie ciekawych rzeczy, czego oczywiście nie mogliśmy jako czytelnicy obserwować. Za to zostajemy wrzuceni w kilka narracji, w których bohaterowie non stop wspominają dawne czasy, myślą o tym, jak bardzo zmienił się świat i jak wcześniej było lepiej. To miałoby sens, jeśli ten tom był kontynuacją po latach, powrotem do bohaterów po długim czasie oczekiwania itd. Ale nie, przecież wiedzieliśmy od początku, że kolejne tomy będą. Więc coś takiego, gdy jest non stop powtarzane przez 150 stron robi się najzwyczajniej w świecie męczące.

Na szczęście z czasem takich wspominek jest coraz mniej i stają się znośne. Gdyby sytuacja się nie poprawiła, prawdopodobnie nie dotrwałabym do końca.

Co poza tym? Sama fabuła jest skonstruowana dość sprawnie, ale schematycznie (typowo dla tego cyklu), wtórnie. Główna zmiana polega na tym, że rola Holdena zostaje ograniczona do minimum, ale w dalszym ciągu kapitan w książce występuje. I gdyby to była pojedyncza powieść, to może byłoby znośnie, ale w tej chwili czuje się zmęczona materiałem, brakuje mi przywiązania do świata i zaczynam mieć szczere przekonanie, że autorom już na tym etapie po prostu nie chciało się tego cyklu pisać.

Czy ja widzę tu jakiekolwiek większe zalety? Właściwie to nie. Przeczytałam i zapomnę, a przed kolejnym tomem będę pewnie szukać streszczenia. Jasne, ta książka na pewno znajdzie czytelnika, który będzie z lektury zadowolony. Jeśli ktoś po prostu potrzebuje bitew w kosmosie i jakiejś przygody, nie szuka czegokolwiek więcej i chce po prostu się rozluźnić, to jest spora szansa, że po prostu połknie kolejny tom. Ale jednak ja pisząc się na kolekcjonowanie tego cyklu, miałam nadzieję na coś znacznie, znacznie lepszego, zwłaszcza że słyszałam wiele głosów, które mówiły o tym, jak równomierny pod kątem jakości jest w całości. Niestety, moje odczucia są zupełnie inne.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony