niedziela, 13 listopada 2022

Skrzydła nocy: liryczna opowieść o świecie pełnym barier

Świat przyszłości. Ludzkość podzielona została na kasty, które muszą ściśle przestrzegać panującej hierarchii i pilnować swoich ról. Strażnik ma jedno zadanie: kilka razy w ciągu dnia sprawdzać nieboskłon, aby odkryć inwazję obcych. Jest jednym z wielu i nie posiada imienia. Wędruje wraz z Lataczką, młodą dziewczyną z umiejętnością latania po zmroku, a także wraz ze zmodyfikowanym człowiekiem, który wyglądem bardziej przypomina potwora.



Robert Silverberg napisał swoje „Skrzydła nocy” w drugiej połowie lat 60. XX wieku. Początkowo było to opowiadanie, do którego dopisał dwa kolejne, a następnie złożył z tego niezbyt długą (bo mającą nieco ponad 200 stron w polskim wydaniu) powieść. Samo opowiadanie zdobyło Nagrodę Hugo i było nominowane do Nebuli, także nie da się ukryć, że już na początku zwróciło na siebie uwagę. I nic dziwnego, bo to kawał naprawdę solidnej fantastyki.

Skrzydła nocy
Robert Silverberg
wyd. Mag, 2017

Styl Silverberga jest naprawdę piękny, dość liryczny. To, w połączeniu ze światem, który niegdyś przetrwał katastrofę, sprawia, że tę historię, podobnie jak „Diunę”, czy „Księgę Nowego Słońca” czyta się jak porządne fantasy. Dlatego wydaje mi się, że choć nie jest to najprostsza lektura pod słońcem, to może się spodobać również tym, którzy niekoniecznie lubią sięgać po fantastykę naukową.

Choć od wydania opowiadania minęło już kilka dobrych dekad, sama treść nie zestarzała się szczególnie i dalej czyta się ją niezwykle płynnie i po prostu dobrze. Jedyną rzeczą, która może świadczyć o wieku tekstu, jest podeście autora do głównej postaci kobiecej z pierwszego opowiadania. Dziewczyna ma lat siedemnaście, a mimo to porusza się nago przy dojrzałych mężczyznach (zrozumiałe fabularnie, bo inaczej nie byłaby w stanie latać), a przy okazji jej rola mimo wszystko jest skupiona na aspektach seksualnych. I nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie fakt, że po prostu jest niepełnoletnia. A wystarczyło dać jej nawet i dwa lata więcej, żeby nie było wątpliwości…

Poza tym moim zdaniem faktycznie część pierwsza, będąca pierwszym opowiadaniem Silverberga, jest najmocniejsza. Gdybym znalazła je w jakiejś antologii to jego konstrukcja, jego styl i generalnie: całokształt, na pewno zapadłby mi na dłużej w pamięć. Dalsze części są dalej solidne, ale moim zdaniem odbierają trochę mocy przekazu pierwszej części.

Ta historia sprawiła również, że zaczęłam się trochę zastanawiać nad kwestią kastowości w fantastyce. Zabieg, który w związku z tym wykonał Silverberg, jest wykorzystywany do dziś, często w fantastyce dla młodzieży (zwykle: w historiach o „royalsach”). Z tym że takie historie niezwykle spłaszczają tego typu uniwersa i sprawiają, że te światy są po prostu mało wiarygodne. Silerberg zaś robi to po prostu dobrze.

Ta książka to kawał porządnej rozrywki, która przy okazji jest ładnie napisaną literaturą. Choć wolałabym, by pierwsze opowiadanie pozostało samodzielnym tekstem to jako całość ta książka również naprawdę dobrze się broni, a na dodatek nie jest przecież długa. Dlatego naprawdę warto ją sobie w wolnej chwili sprawdzić.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony