czwartek, 23 lutego 2023

Ogień nad otchłanią: wyjątkowa cywilizacja, ale...


Rodzina naukowców wraz z dwójką dzieci ucieka przed zagrożeniem. Zmuszona do lądowania, trafia na planetę zamieszkiwaną przez Szpony: czworonożne istoty, które w oderwaniu od pozostałych ras stworzyły unikatową cywilizację.



„Ogień nad otchłanią” jest dla mnie książką dosyć… dziwną w odbiorze. Początkowo nie do końca rozumiałam, o co do końca chodzi, ale z fantastyką tak bywa, że czytelnik musi się trochę „wgryźć” w świat przedstawiony. Potem powoli zaczęłam łączyć fakty, aby ostatecznie częścią historii być naprawdę mocno zainteresowana, a część… mieć kompletnie gdzieś.

Ogień nad otchłanią
Vernor Vinge
wyd. Mag, 2021
cykl Zones of Thought, t. 1

Ta część, która była dla mnie zrozumiała i interesująca to opisy samej cywilizacji Szponów. Wraz z ludzkimi bohaterami krok po kroku zaczynamy ją poznawać, a w końcu rozumieć. Koncept Vernora Vinge jest bez wątpienia jednym z ciekawszych, na jakie wpadłam od dawna, dlatego samo czytanie o nim było dla mnie dobrą przygodą.

Książka ma jednak też drugi wątek, wychodzący poza planetę Szponów. Związany z główną linią fabularną, ale jednak odrębny. I ten zdawał się do mnie nie docierać. Nudził i sprawiał, że nie miałam ochoty na dalsze czytanie lektury, co ostatecznie sprawiło, że pastwiłam się nad nią kilka dobrych tygodni. A choć to powieść z tych dłuższych to jednak nie najdłuższych – te ok. 600 stron jest raczej standardem, a nie wyjątkiem w fantastyce.

To może wynikać z faktu, że mamy tutaj, mimo wszystko, fantastykę naukową raczej po stronie „hard” niż „science fantasy”. Zauważyłam zaś, że przy tego typu książkach osobiście muszę po prostu trafić. Albo sposób budowania świata i przedstawiania jego konkretnych fragmentów będzie dla mnie adekwatny i zrozumiały, albo nie siądzie – i tyle. Nie jestem w końcu specjalistą od nauk ścisłych. Ponadto ta książka jednak ma już kilkadziesiąt lat, a takie starsze SF też potrafi być nieco toporne.

Absolutnie nie żałuję tego, że po książkę Vernora Vinge sięgnęłam. Tego typu trudniejsza fantastyka daje jednak pewną satysfakcję z poznania jej i próby zrozumienia, nawet jeśli nie w pełni to wychodzi. Jednak zawsze przy takich lekturach odczuwam tę odrobinę zawodu. Bo przecież mogłam się przy tej książce znacznie lepiej bawić, czy to gdybym sama miała większą wiedzę, bardziej skupiła się na lekturze, albo gdyby autor nieco inaczej poukładał słowa.


2 komentarze:

  1. Po fantastykę nie sięgam wcale, ale znam wiele osób które uwielbiają taki gatunek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fajnie, ale zawsze mnie zastanawia, co tego typu komentarz ma wnieść do wpisu xD

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony