sobota, 11 marca 2023

Legion: Sanderson jednak nie pisze dla mnie?


Stephen Leeds ma halucynacje. Wyobraża sobie osobowości, które pomagają mu w codziennym życiu. Dzięki nim wie więcej niż zwykły człowiek. To pozwala rozwiązywać mu różne zagadki i pakować się w niebezpieczne przygody.



Ostatni raz czytałam Sandersona w 2017 roku. Wówczas trochę się na niego „obraziłam”, bo po obiecującym „Z mgły zrodzonym” kolejne pięć tomów cyklu stawało się coraz słabsze i słabsze. Jednak po latach uznałam, że dam mu szansę i sprawdzę jego „Legion”. I okazuje się, że albo źle wybrałam, albo po prostu jest mi z tym autorem nie do końca po drodze.

Legion: Wiele żywotów Stephena Leedsa
Brandon Sanderson
wyd. Mag, 2019

Ta niedługa książka zawiera trzy opowiadania/minopowieści Sandersona o jego bohaterze, Stephenie Leedsie i jest jedną z niewielu historii tego autora zahaczającą bardziej o fantastykę naukową, niż o czyste fantasy. Aczkolwiek to SF w wydaniu bardzo komiksowym. Nie ma tu zbyt dużej ilości technologii czy czegokolwiek takiego. Po prostu główny bohater ma zaburzenie osobowości, które w tej formie podpada bardziej pod tę „naukową” część fantastyki.

W gruncie rzeczy ta książka to właśnie komiksowa sensacja z drobną domieszką kryminału. Akcja goni akcję, a sama historia stoi przede wszystkim dialogami. Zaś ponieważ Leeds ma wokół siebie ponad 40 różnych osobowości, to te rozmowy tutaj naprawdę dominują. Opisów jest niewiele, tylko tyle, ile jest koniecznie potrzebne.

I jak najbardziej rozumiem, że komuś taka stylistyka może się najzwyczajniej w świecie podobać. Z tym że ja się do takich osób po prostu nie zaliczam. Nie przepadam za komiksem przeniesionym na karty książki – zwykle po prostu mi się to gryzie. Zwłaszcza w wydaniu sensacyjnym, bo po pierwsze, za sensacją ogólnie również nie przepadam, po drugie takie książki często wypadają zaskakująco… pusto, nijako. Tak jak w tym przypadku.

Brakuje mi tutaj czegoś. Czegokolwiek więcej. Wiem, że Sanderson potrafi być kreatywny i jest w stanie wymyślić ciekawe przypadku i światy, ale ten konkretny przypadek jest dla mnie dość wtórny.  Nie interesowała mnie ani fabuła tych krótkich opowieści, ani relacje pomiędzy osobowościami Leedsa, których po prostu było zbyt dużo. I choć nie jest to tragicznie napisana rzecz,  to po prostu czułam duże braki w trakcie lektury.

Jeśli moje „wady” uważacie za „zalety”, to jak najbardziej możecie sprawdzić „Legion”. Dobrze wiem, że jest grupa czytelników, która właśnie takich powieści szuka i dobrze też, że takie historie dla tych osób są. A ja jak na razie pewnie znów na jakiś czas porzucę twórczość Sandersona. Choć być może na krócej, bo coś mi od niego na półce już stoi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony