piątek, 18 maja 2018

Biznesplan na hodowlę psów

  
Gdy coś mnie ruszy, zwykle biorę się za napisanie psiego wpisu, o czym z resztą część z Was wie. Tym razem nie było inaczej: przez pewien incydent poczułam potrzebę, by się tym z Wami podzielić. Zacznijmy jednak od początku. Nie przepadam za „psiarzami”. Ani za „koniarzami”. Przynajmniej w większości. Niestety, ale grupy miłośników zwierząt to bardzo często idealiści, którzy nawet nie próbują patrzeć na sprawę w sposób obiektywny i gdy tylko wytkniesz im błąd, lub powiesz coś niezgodnego z ich twierdzeniami, jesteś w bardzo agresywny sposób pouczany. A jeśli nie chcesz przyjąć pouczeń do wiadomości, społeczność szybko Cię wykluczy.
Jednym z „błędnych” twierdzeń w społeczności psiarzy jest uznanie, że hodowanie psów może być biznesem. Jeśli tylko na głos powiesz, że na tym zarabiasz, prędko Ci się oberwie: bo jak to tak, zarabiać na ukochanych pieskach? Na pasji? Na czymś co powinno się kochać i uwielbiać?!
OTÓŻ WŁASNIE TAK! Czy to nie wszystkie memy i cytaty motywacyjne mówią, że powinniśmy zarabiać na tym, co kochamy? Dlaczego więc psiarz ma być wyjątkiem? Dlaczego nikt nie wytknie hodowcy koni, zawodnikowi w skokach przez przeszkody, czy nawet hodowcy kurczaków ozdobnych, że z tego żyje, a w przypadku psów to jest takie tabu? Czym to się różni?
Pamiętajcie, że cały czas pisze tutaj o hodowli psów zarejestrowanej w ZKwP, czyli jedynym związku w Polsce z tak długą tradycją i z tak sprawdzonymi rodowodami.  Innych w przypadku tego posta nie bierzemy pod uwagę, bo to po prostu za szeroki temat.
Owszem, przyznaje: na hodowli psów w Polsce jest bardzo trudno zarobić. Zacznijmy od tego, że hodowanie zwierząt samo w sobie jest bardzo niepewne. Nigdy nie wiemy, czy ciąża będzie, czy nie. Czy zostanie donoszona? Czy w międzyczasie nie okaże się, że nasz pies nie jest na coś chory? A co, jeśli okaże się, że ściągane z zagranicy zwierzę, warte kilkanaście tysięcy, nie będzie mogło się rozmnażać? Zwierzę może zachorować, może mieć wadę zgryzu, czy dysplazji, która wyjdzie w trakcie dorastania, może w trakcie okazać się naprawdę ogrom rzeczy, których dobry hodowca nie powinien zignorować i oczywiste jest, że psa z dużymi problemami do rozrodu dopuścić po prostu nie może.
Poza tym przychodzi kwestia miejsca. By naprawdę zarobić na hodowli nie wystarczy nam jeden, dwa, czy trzy psy. Potrzebujemy stworzyć większe stado (oczywiście z czasem, nie na raz), ponieważ w hodowli potrzebujemy wymiany genów i pokoleń, a przede wszystkim: ilości miotów większej, niż wydatki hodowli. Dlatego nie jesteśmy w stanie zostać „profesjonalnymi” hodowcami psów, mieszkając w bloku.
Do tego potrzeba domu z dużym ogrodem, który najlepiej będziemy mogli podzielić na wybiegi: prędzej czy później nasze psy przestaną się ze sobą zgadzać, suki dostaną cieczki, a psy oszaleją. Do losowych kryć przecież dopuszczać nie można. Jeśli więc chcemy, by całe stado biegało cały czas: potrzebujemy wybiegów. Do tego dochodzi najlepiej dodatkowa część domu tylko dla psów (wyobraźcie sobie teraz mieszkanie, do którego na raz wpadają dwa tuziny brudnych zwierzaków), o ile nie mamy dużych ras trzymanych w kojcach, i bardzo, ale to bardzo cierpliwi są dzieci, którym nie przeszkadza bezustanne ujadanie.
To wszystko wymaga pieniędzy i czasu, więc mało kto może sobie na to pozwolić. Zwłaszcza, że w Polsce pogoda też nie jest najbardziej sprzyjająca: dużo łatwiej hodować psy na południu, gdzie za grosze postawimy wiatę bez porządnego ogrzewania, ewentualnie z klimą, niż u nas, gdzie bez centralki ani rusz.
Dlatego naprawdę, w Polsce trudno znaleźć hodowcę, który naprawdę czerpały przychody z hodowli. Zwykle to zupełni hobbiści, pasjonaci, którzy nawet, jeśli cokolwiek zarobią, to wydają w pełni na psy. Bo wiecie… to nie taka tania sprawa:
·       Szczepienia i opieka weterynaryjna kosztuje – zostawienie 1000zł w gabinecie weterynaryjnym dla hodowcy to naprawdę nie taka wielka sprawa,
·       Dobrej jakości karma to kolejny podstawowy koszt,
·       Pielęgnacja, zabawki, posłania, klatki… znów koszty!
·       Im więcej masz zwierząt, tym więcej mediów zużywasz: prąd i wodę też trzeba wrzucić w koszty.
·       Za metryczki, rodowody eksportowe, paszporty itd., hodowca także płaci.
·       Wystawy psów to też droga zabawa. Samo zgłoszenie jednego psa to zwykle około 100zł. Dojazd na wystawę i często nocleg także trzeba opłacić. W sezonie czasem trzeba na wystawy jeździć co weekend, a jeśli uda Ci się zdobyć puchar i trochę karmy w ramach nagrody to już możesz się cieszyć.
·       Należy też doliczyć wszystkie nagłe rzeczy i wszystko, o czym po prostu tutaj zapomniałam.
Gdy to wszystko połączymy okaże się, że hodowanie psów to naprawdę drogie hobby i trudno przy nim wyjść na plus. Ale… jeśli komuś się to uda… co jest w tym złego? W końcu pasja przekuta w pracę jest (podobno) najlepszą rzeczą, jaka może trafić się człowiekowi.
Taka osoba zmienia się powoli w profesjonalistę: hodowla to całe jego życie, nie ma niczego poza tym. Dlatego powinna ciągle się rozwijać, a swoich klientów traktować z pełnym szacunkiem: w końcu to dla nich żyje! Przy okazji musi pilnować swojego wizerunku, dlatego ma naprawdę dobrą motywacje, by dbać i o zdrowie psów, i o to, jak postrzega go klient: w końcu jeśli opinia o nim będzie nienajlepsza, prędko pójdzie z torbami, zostając (prawdopodobnie) z całym stadem niezarabiających na siebie psów, kosztujących go kilka tysięcy złotych na miesiąc.
Taka osoba ma też za sobą wiele miotów, a co za tym idzie: wiele widziała i wiele przeszła. Bo hodowcą profesjonalnym nie da się zostać z dnia na dzień. Dzięki temu jest w stanie rozwiązać więcej problemów. Ma też wyrobione pewne nawyki i przetestowane metody na wychowanie psiaków. I sam sobie dobrze daje radę, i klientowi najlepiej doradzi.
Poza tym… mam wrażenie, że osoby, które mówią źle o hodowli psów jako o „biznesie” zapominają o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi: hodowla ma na celu wyhodowanie konkretnej linii zwierząt, która spełni wszystkie wymagania postawione przez hodowcę (a to, jakie one będą, zależy często od jego samego). A linii – uwaga – nie stworzycie, posiadając trzy psy na raz. A im więcej psów, tym większe są koszty, więc dobrze by było, by hodowla przynajmniej częściowo na siebie zarabiała.
Pamiętajcie też, że zarabianie nie psach nie oznacza od razu bycie „biznesmenem z krwi i kości”, który myśli tylko o kasie: to nie jest praca w biurze, czy na giełdzie, tu bez pasji po prostu się nie ta. „Biznesmen-hodowca”, który na hodowli psów zarabia, to osoba, która przez pół dnia sprząta psie odchody,  przez drugie pół czesze psy, a w nocy odbiera poród, bo akurat jedna z suk postanowiła rodzić do czwartej nad ranem…
Owszem, potrafię wyobrazić sobie hodowcę, który psy zupełnie olewa; który trzyma je w złych warunkach. Albo takiego, który naprawdę traktuje to jak czysty biznes, zarabiając na psach krocie i samem nie ruszając palcem. Ale po pierwsze: takiego hodowcę raczej wyczujecie na kilometr, po drugie: tego drugiego modelu w Polsce nie widziałam nigdy.
Pies może i jest najlepszym przyjacielem człowieka, lecz jeśli chcecie mieć w domu pupila konkretnej rasy, o konkretnych cechach, ktoś najpierw musi go wyhodować. Ktoś musi pilnować genetyki rodziców, by nie okazało się, że po dwóch latach Wasz owczarek niemiecki nie może chodzić, bo odziedziczył po rodzicach dysplazje. Ktoś musi pilnować, by agresywne, lub paranoicznie lękliwe psy nie były dopuszczane do hodowli. Od tego właśnie jest hodowca: osoba, która powinna się znać na swoim fachu i która pomoże Wam dobrać idealnego psa dla Was, podając ewentualne zagrożenia i problemy. A kto lepiej się tym zajmie niż osoba z wieloletnim doświadczeniem, która być może częściowo na tym zarabia, albo zupełnie się z tego utrzymuje, dzięki czemu ma czas i możliwości, by po prostu zdobywać doświadczenie?
No i powiedźcie mi, co złego jest w zapłacie za odbieranie porodu, robienie badań genetycznych i sprzątaniu psich odchodów, w chwili, gdy klient w zamian otrzymuje zdrowego, dobrze socjalizowanego pupila, który stanie się jego ukochanym zwierzęciem na długie lata?

Dlatego też… jeśli zaatakuje Was kiedyś fan zwierząt, informując, że zarabianie na psach jest niemoralne… spokojnie możecie mu to wytknąć. A jeśli sami tak uważaliście, lub uważacie: podzielcie się poniżej swoim zdaniem. Bo jestem ciekawa, skąd w ogóle takie twierdzenia się biorą?
Uwaga: jeśli jesteście zażartymi obrońcami adoptowania psów zapraszam do dyskusji pod TEN wpis :) Tutaj zajmuje się tylko tym konkretnym zagadnieniem i po prostu... to nie miejsce do zastanawiania się nad tym, czy lepiej kupować, czy adoptować, OK? Bo to odrębna kwestia i... odrębny wpis.

3 komentarze:

  1. Zawsze wychodzę z założenia, że niech każdy pilnuje własnego nosa. Tak też jest w tym wypadku ;) nie rozumiem co prawda zarabiania na psach, ale pod względem zachodu o to, ale jeśli komuś się chce to droga wolna :) dopóki zarabia legalnie, a nie jest oszustem żerującym na niewiedzy innych, to nie mam nic do tego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja cie, nie wiedziałam, że to wszystko jest taką skomplikowaną sprawą! Nigdy nie miałam żadnego negatywnego zdania o takich hodowcach, a od dziś będę ich naprawdę szanować, a sama na pewno poprzestane na jednym piesku w przyszłości, żeby móc o niego jak najlepiej zadbać. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony