środa, 30 maja 2018

Wichrowe Wzgórza: Rodzinny dramat wśród błotnistych wrzosowisk

Pan Lockwood dzierżawi Drozdowie Gniazdo od pana Heathcliffa. Gdy go odwiedza w jego posiadłości – Wichrowych Wzgórzach – okazuje się, że to bardzo nieprzyjemny w obyciu człowiek, mieszkający pod jednym dachem z równie nieprzyjemnymi osobami, w tym ze śliczną i młodą, choć wyraźnie smutną, Katarzyną. Po powrocie do siebie jego pomoc domowa, pani Ellen Dean, opowiada mu, co wydarzyło się w okolicy przed jego przybyciem.

Wydawać by się mogło, ze „Wichrowe Wzgórza” to słodki romans, zwłaszcza spoglądając na kwiecista okładkę, ze Świata Książki, jaka posiadam u siebie. Otóż nic bardziej mylnego: choć miłość jest istotnym elementem tej historii to z uroczą i sielską historią ta klasyka literatury angielskiej nie ma zupełnie nic wspólnego.
Tytuł: Wichrowe Wzgórza
Autor: Emily Bronte
Tłumaczenie: Janina Sujkowska
Liczba stron: 336
Gatunek: powieść gotycka
Wydanie: Świat Książki, Warszawa 2015
„Wichrowe Wzgórza” opowiadają nam przede wszystkim bardzo dramatyczna historię, związaną z niezrozumieniem młodych ludzi, co doprowadza do cierpienia trzech pokoleń. Wszystko rozpoczyna dobry uczynek pana Earnshawa, właściciela Wichrowego Wzgórza, który adoptuje chłopca, Heathcliffa. Źle traktowanie dziecka przez innych członków rodziny już na zawsze odciska na nim piętno, zwłaszcza, ze ten nieszczęśliwie zakochuje się w córce Earnshawa, Katy, z którą dorastał. To doprowadza w przyszłości do lawiny nieszczęśliwych zdarzeń, które napędza właśnie Heathcliff – postać ciekawa, ale zarazem niezwykle tragiczna.
Jak zawsze, gdy sięgam po klasykę, obawiałam się, że nie podołam w czytaniu przez niekoniecznie przyjemny styl. Na cale szczęście w polskim tłumaczeniu dzieło Emily Bronte wypada naprawdę przystępnie. Język autorki jest ładny, nieco cięższy, niż w typowej, współczesnej książce, ale dalej – przyjemny. Naprawdę nie miałam problemów z przebrnięciem przez tekst, czym nie każda współczesna lektura może sie pochwalić. Na pewno też język przypadł mi do gustu bardziej, niż w przypadku Jane Austen i jej „Rozważnej i romantycznej” – nie jest aż tak flegmatyczny.
Niemniej, to przede wszystkim dramat rodzinny, który przynajmniej mi wydal się nieco przerysowany, a że to nie jest do końca moja tematyka, nie mogę powiedzieć, bym „Wichrowe wzgórza” nadmiernie uwielbiała. Potrafiłam czuć zmęczenie rodzinnymi waśniami, albo męczącym charakterem głównej damskiej bohaterki – Katarzyny – która nie jest wcale najmilsza i najprzyjemniejsza osoba krocząca po świecie.
Intryga, której inicjatorem jest Heathcliff, to chyba jedna z ciekawszych elementów tej historii. Niemniej, nawet ona opiera sie na rodzinnych problemach, dlatego po tych ponad trzystu stronach po prostu czułam pewne zmęczenie tą tematyką.
Dość ciekawy jest też sam klimat „Wichrowych wzgórz”. Bronte stworzyła powieść gotycką, a ta bez niego po prostu nie jest w stanie istnieć. Otoczenie błotnistych, niekoniecznie przyjemnych wzgórz sprawia, że to ponura w odbiorze historia.

Ta powieść jest klasykiem literatury, przy okazji takim, który po prostu dobrze się czyta. Zdecydowanie warto zwrócić na nią uwagę, zwłaszcza, ze daleko jej do uroczej i delikatnej opowiastki. Nie dajcie się zwieść okładce: to mroczna i konkretna historia.

* * *

Gdy spojrzę na tę posadzkę, widzę jej rysy odbijające się w płytach.
Widzę ją w każdym obłoku, w każdym drzewie, napełnia sobą mroki nocy,
objawia mi się dniem wszędzie, gdzie spojrzę.
Obraz jej otacza mnie bezustannie!
W każdej najpospolitszej twarzy, męskiej czy kobiecej, nawet w mojej własnej, widzę rysy jej twarzy.
Fragment „Wichrowych Wzgórz” Emily Bronte

11 komentarzy:

  1. Czytałam już jakiś czas temu "Wichrowe wzgórza" i pamiętam, że bohaterowie mnie nieziemsko wkurzali i irytowali, przez co miałam ogromną ochotę rzucić książką przez okno :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja wracam do tej książki co kilka lat. Zawsze robi na mnie wrażenie i znajduję w niej coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam w planach! I to od dawna, ale jakoś boję się sięgać po takie klasyki, przez ten styl, dlatego cieszę się, że nie nie było źle. Może w końcu niedługo sięgnę! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam tę książkę dwukrotnie i zamierzam jeszcze nie raz ją przeczytać bo to moja ulubiona i jedna z perełek. Mam u siebie dwa różne wydania i tłumaczenia. To tłumaczenie które opublikowało wydawnictwo mg jest moim zdaniem inne lepsze zdecydowanie bardziej oddające klimat wichrowych wzgórz, nic nie jest ocenzurowane a okładka idealnie do klimatu powieści pasuje o wiele bardziej niż wspomniane przez ciebie kwiaty :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiele osób chwali, poleca, ale w tej chwili nie czuję potrzeby i ochoty aby po nią sięgnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam tę klasykę, może z zamiłowania do tamtych czasów. Zwykłe zdania przepełnione namiętnością, spacery z przyzwoitką oraz panujące zasady. Pociąga mnie tamten świat, może dlatego, że bardzo lubię uciekać tam, gdzie już nie mam wstępu.
    Przyjemnie mi się czytało tą recenzję, była bardzo lekka i zachęcająca. "Wichrowych wzgórz" jeszcze nie czytałam, choć oczywiście w stopniu podstawowym znam zarys tej historii. Jak tylko zobaczyłam tytuł posta przypomniała mi się pewna piosenka, dosyć stara i bardzo nietypowa, ale mimo wszystko ma w sobie to coś. Kate Bush - Wuthering Heights
    Będę tu zaglądała częściej, pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam zamiar kiedyś po nią sięgnąć i przyznam, że kojarzyła mi się raczej z sielskim klimatem aniżeli dramatem, więc dzięki wielkie za wyprowadzenie z błędu, teraz przynajmniej wiem czego powinnam się spodziewać. :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Wichrowe Wzgórza to moja lektura ze studiów - generalnie literatura brytyjska była chyba moim ulubionym przedmiotem, przynajmniej dopóki nie została zdetronizowana przez literaturę irlandzką ;) Generalnie wspominam tę książkę pozytywnie, tak jak piszesz, bardzo dobrze się ją czyta, co może zaskakiwać biorąc pod uwagę, jak bardzo wiekowa już jest. Tematyka to też nie do końca moje klimaty, ale... jak już przy klimatach jesteśmy: właśnie atmosfera tej książki to jej ogromny atut. Czytając, naprawdę czułam ducha tamtych wrzosowisk :)

    OdpowiedzUsuń
  9. "słodki romans, zwłaszcza spoglądając na kwiecista okładkę" - Ej, kwiaty nie zapowiadają romansu! Romans zapowiadają kobiece twarze! ;) Takie motywy kwiatowe chyba nie są rzadkim zjawiskiem na okładkach klasyki? Zwłaszcza na obcojęzycznych wydaniach.
    A literackie Katarzyny (moje imienniczki) chyba (zbyt?) często są nielubiane przez czytelników ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie tyle, co zapowiadają romans, ale zapowiadają jakąś raczej uroczą książkę. Mi się kojarzą zawsze z klasycznymi romansami, które mimo swojej elegencji jednak... no są urocze :D

      Usuń
  10. Nie czytałam jeszcze "Wichrowych Wzgórz" i przed zapoznaniem się z Twoją recenzją miałam zupełnie inne wyobrażenie o tej książce — właśnie tak jak piszesz, spodziewałabym się romansu. Może jednak warto zwrócić uwagę na ten tytuł?

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony