niedziela, 10 maja 2020

Romanse/erotyki, które nie mają sensu (i raczej są złe)


A więc dziś będzie o trzech książkach. Trzech, z czego z dwoma zapoznałam się stosunkowo niedawno, a trzecią uznałam, że dorzucę, by pozostałym dwóm nie było smutno. To książki, po które sięgnęłam raczej spontanicznie. Bo widzicie, czasem tak mam, że po prostu chcę poznać jakiś romans/erotyk. Taki, który będzie fajną i dostarczającą książką. A że w temacie się nie znam (i poznawać nie planuje) to zwykle sięgam po coś, co kojarzę po okładce i mam nadzieję, że w końcu trafię na coś dobrego. No i… zwykle na nadziejach się kończy. Przyznaję: w całym swoim życiu otwarłam kilka erotyków i ani jeden nie był po prostu „OK”. Zazwyczaj są złe albo bardzo złe. Te moje dwie ostatnie przygody nie były wyjątkiem, choć właściwie do kategorii „erotyków” tak do końca się nie wpisują. Ale czaicie – to mimo wszystko podobny nurt.
Zwykle i o takich książkach po prostu piszę, ale tych nie przeczytałam w 100% oraz nie mam ochoty tego robić, a parę słów o nich może komuś się przyda. Dwie pierwsze to te „przeczytane”  niedawno. Trzecia – lata temu. I wbrew wszystkiemu z nich wszystkich ona chyba wypada najlepiej.

„Zniewolony książę” P. C. Pacat
Zniewolony książę · C. S. Pacat · Könyv · Moly
Tytuł: Zniewolony książę
Tytuł serii: Zniewolony książę
Numer tomu: 1
Autor: P. C. Pacat
Tłumaczenie: Małgorzata Kaczorowska
Liczba stron: 300
Gatunek: erotyk, fantasy
Wydanie: Studio JG, 2018
Są sobie takie dwa królestwa. Kiedyś były skłócone, ale teraz generalnie jest już między nimi OK. Władca jednego z nich zostaje zamordowany przez swojego przybranego syna czy też młodszego syna (serio, to nie ma znaczenia). Owy syn zaś postanawia z następcy tronu zrobić niewolnika i wysłać go do tego drugiego królestwa, w prezencie dla następcy tronu. Damen (bo tak owy zniewolony książę ma na imię) trafia więc w ręce Laurenta. Człowieka, który w teorii jest psującym wszystko i niedojrzałym młodzieńcem. W praktyce – to wredny mruk, który niewiele robi.
„Zniewolony książę” to taka książka, której baza niekoniecznie ma sens. To znaczy – DAŁOBY się sprawić, aby sens miała, ale nie ma. Bo wiecie, kto normalny zamiast zabić następcę tronu w przypadku puczu wysyła go jako niewolnika władcy (teoretycznie) sąsiedniej krainy? Ale gdyby został tam wysłany np. przez powiedzmy jakiegoś lokaja, któremu udało się go uratować, wysyłając w niewolę, byleby tylko przeżył, blablabla… no widzę, że to dałoby się sensownie ograć. Ale autor/ka (bo w sumie nie wiadomo) książki miał/a to gdzieś.
To z resztą trochę zrozumiałe, bo początkowo książka wygląda jak pewna fantazja seksualna, w przypadku której naprawdę światotworzenie nie ma większego znaczenia. Nie o to przecież w tym wszystkim chodzi, prawda? W końcu, gdy tylko nasz Zniewolony Książę przybywa do państwa Laurenta to bierze udział w bitwie „Zabij lub daj się zgwałcić” – to chyba naprawdę nie pozostawia wątpliwości co do tego, jaką książkę mamy na tapecie.
TYLE ŻE po tej sytuacji książka jakby odbija w innym kierunku. Mamy tu sporo jakiś pseudo-politycznych intryg i dyskusji, które jednak większego sensu nie mają, dlatego (przyznaję bez bicia) po prostu je omijałam. Naprawdę, nie odnosiłam wrażenia, bym traciła cokolwiek. Za to próbowałam znaleźć fragmenty, które budowałyby w jakiś ciekawy sposób relację Damiena i Laurenta, bo to teoretycznie po to takie książki się czyta. Szukałam jakiegoś połączenia między nimi. Jakiś ciekawych wymian zdań, jakiegoś budowania relacji… a w gruncie rzeczy między tymi postaciami do niczego nie dochodzi. Damien tylko myśli o tym, jaki ładny jest jego „towarzysz” i ewentualnie raz go myje, bo tak. Poza tym w ich rozmowach nie wynika żadna bliskość tych postaci, a gdy do jakiegoś niby zakochania dochodzi… to wypada ono kompletnie sztucznie. No i przynajmniej w tej części nie dostajemy chyba tego, co w przypadku erotyka powinno być kluczowe (choćby na zakończenie czy coś?) – nie mamy ani jednej sceny z głównymi bohaterami bardziej intymnej od mycia wściekłego Laurenta w łaźni przez Damena.
Nie jest to więc do końca ani erotyk/fantazja seksualna (co można jeszcze jakoś wybronić), ani romans (budowania relacji tu nie ma) ani dobrze skonstruowanego świata (bo najlepsze określenie na niego to „jakiś”). Nie broni też się ani język, ani jakaś struktura, ani pomysł. Ogółem – nie ważne, czego szukacie. Po prostu nie czytajcie, szkoda czasu.

„Papierowa księżniczka” Erin Watts
Tytuł: Papierowa księżniczka
Tytuł serii: Seria królewska
Numer tomu: 1
Autor: Erin Watts
Tłumaczenie: Maria Smulewska-Dziadosz
Liczba stron: 400
Gatunek: romans
Wydanie: Otwarte 2018
Gdy ta powieść wychodziła, nawet zwróciła moją uwagę. Kojarzyła mi się z „Rywalkami”, które są absurdalnie głupie, ale… ale… wiecie, każda dziewczyna czasem chce być królewną i nawet jeśli wiem, że będą po lekturze wyzywać samą siebie („Ty durniu, znów się dałaś nabrać, że to może zadziałać!!!”) to czasem i tak po książkę sięgnę. Tak też było w tym przypadku.
Nie powiem, byłam zdziwiona, gdy odkryłam, że to… nie jest fantastyka. To powieść „realistyczna”, chociaż z realizmem wiele wspólnego nie ma. O, wiem! „Papierowa księżniczka” próbuje być urealnioną baśnią. I swoją treścią mocno kojarzy mi się z wattpadowymi „opkami”. To tam kilka razy wpadłam na podobne fantazje (które przynajmniej raz były od „Papierowej księżniczki” DUŻO lepsze).
O co więc w tej książce chodzi? Mamy naszą główną bohaterkę, Ellę. Ella ma siedemnaście lat. Jej mama zmarła, dziewczyna jest sama. Ukrywa to, pracuje jako striptizerka, udając pełnoletnią. Niespodziewanie okazuje się jednak, że jej biologiczny ojciec (którego Ella nigdy nie poznała) niedawno zmarł i opieka nad dziewczyną została przekazana panu o imieniu Callum Royal. Ten pan „porywa” naszą główną bohaterkę, obiecując jej pieniążki i wikt. W zamian Ella ma z nim mieszkać do ukończenia szkoły i wytrzymać z piątką jego nierozgarniętych synów.
A właściwie nie „nierozgarniętych”. W sumie to szkolnych wandali. Przyszłych bandziorów.
Ja naprawdę nie sądziłam, że powieść młodzieżowa może być AŻ TAK. Ogółem sam zarys nie brzmi jakoś… tragicznie. Jasne, to tylko „księżniczkowa fantazja”, która nie obiecuje niczego więcej, ale czasem nastolatka potrzebuje bajki, prawda? Nie bez powodu te wszystkie romanse fantasy są tak popularne. Tyle tylko, że po wstępie zapowiadającym nawet sympatyczną książkę dostajemy taką ilością brudu, przekleństw, ohydnych nieprzyjemności, że naprawdę nie rozumiem, jak jakikolwiek rodzic (wiedząc, co jest wewnątrz) mógłby to dać do przeczytania swojej 14-15 letniej córce.
Najgorsze jest w tym to, że choć Ella jest wyzywana i poniżana to i tak widząc jednego ze swoich „oprawców” myśli tylko o tym, jaki on jest przystojny. Naprawdę trudno było mi się powstrzymać od pacnięcia w czoło. Bo czaicie. Chłopak wchodzi BEZ JEJ ZGODY do pokoju z wyzwiskami, gdy ona mówi, że jest NAGA. A ona, zamiast na niego porządnie nawrzeszczeć i wywalić z pomieszczenia, myśli tylko o jego cudownych mięśniach. Błagam. TAK NIE MYŚLĄ LUDZIE.
Podsumowując krótko – jeśli szukacie „bajki o królewnach” to po prostu wejdźcie na Wattpad. Tam znajdziecie teksty na podobnym poziomie ot tak. Nie ma potrzeby, aby tracić finanse i nerwy na aż tak szkodliwą społecznie książkę.

„Przebudzenie śpiącej królewny” Anny Rice
Tytuł: Przebudzenie śpiącej królewny
Tytuł serii: Śpiąca królewna
Numer tomu: 1
Autor: Anna Rice
Tłumaczenie: Mieczysław Dutkiewicz
Liczba stron: 244
Gatunek: erotyk
Wydanie: Mystery, 2010
Tę powieść przeczytałam jakoś po zapoznaniu się ze sławnymi „50 twarzami Grey’a” (bo wszyscy o tym mówili). Zabrałam się za nią, bo gdzieś w sieci mignęła mi informacja, że jeśli ktoś chce zobaczyć BDSM zbliżone do tego „realnego” w książce to powinien sprawdzić ten tytuł. A ja, wiedziona chyba chęcią porównania tych dwóch powieści, po prostu się za nią zabrałam. Czytałam ją lata temu, niezbyt dokładnie, ale doszłam do kilku konkretnych wniosków.
Po pierwsze, pod kątem strukturalnym/logicznym/językowym – to nawet nie jest powieść. Fabuła, historia, logika… to nie ma w jej przypadku żadnego sensu i tego nie należy się spodziewać.
Po drugie – ta powieść jest po prostu fantazją erotyczną. Taką absolutnie najczystszą. Taką, w której raczej nie należy analizować pod kątem moralności czy dobrego smaku, bo ona nawet nie udaje, że jest rzeczywista. Przecież sama autorka wrzuca nas do jakiegoś quasi-bajkowego świata, w którym po prostu dzieją się rzeczy. Niby próbuje jakoś to budować, ale wyraźnie widać, że wszystkie zasady są stworzone tylko po to, by realizować pewną fantazję.
Nie powiem, czy opisywany w książce BDSM jest adekwatnie przedstawiony czy nie, wiele z resztą nie pamiętam, ale odnoszę wrażenie, że to może być jedna z najmniej szkodliwych książek tego typu. Bo ona naprawdę nie chce być niczym więcej.
Umyślnie nie przedstawiam zarysu fabuły. On naprawdę nie ma w tym przypadku znaczenia.

33 komentarze:

  1. Rzadko sięgam po romanse czy erotyki - jakoś nie trafiłam jeszcze na taki, który by mnie jakoś porwał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabrałam się za "Papierową księżniczkę", bo skusiła mnie okładka. Fakt, książkę przeczytałam w jeden wieczór, ale później czułam niesmak. Z jednej strony są jako takie emocje, które wciągają nas w fabułę, ale ilość absurdu jest tutaj po prostu zawstydzająco przytłaczająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja osobiście chyba nie umiem się bawić przy czymś tak nielogicznym i niemiłym na raz. :( Uroczą bajkę bez sensu czasem można kupić, ale nie takie coś...

      Usuń
  3. Niestety, często książki nastawione na wywołanie emocji u czytelnika nie bronią się pod względem fabuły i świata przedstawionego... Dla mnie przykładem takiej książki jest "Porwana pieśniarka" Danielle L. Jensen, aż rozbolała mnie głowa od zawartych w niej nielogiczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czytałam nowszą książkę autorki i och, jakie to było kiepskie. :( Dlatego za inne nawet się nie biorę.

      Usuń
  4. >kto normalny zamiast zabić następcę tronu w przypadku puczu wysyła go jako niewolnika władcy (teoretycznie) sąsiedniej krainy?<

    Knut Wielki, król Danii, Anglii i Norwegii. Po zdobyciu Anglii wysłał tamtejszych następców tronu - Edwarda (później zwanego Wygnańcem) i Edmunda do swojego przyrodniego brata, króla szwedzkiego Olafa Skötkonunga. Stamtąd angielscy królewicze ruszyli dalej do dziwnego kraju, który w opisach kronikarskich ma trochę cech Rusi, a trochę Polski (m.in. władcą owego dziwnego kraju był niejaki Malesclodus, a w Polsce wówczas rządził Mieszko II, pod nieobecność swojego ojca, który właśnie podbijał Ruś). Z "dziwnego" kraju Edward przeniósł się na Węgry.

    Dopiero po 40 latach wrócił do Anglii, gdzie krewniak - król Edward Wyznawca wyznaczył go na następcę tronu. Okazało się, że Wygnaniec zmarł przed Wyznawcą, więc ostatecznie nowym królem Anglii został syn Wygnańca - Edgar II (po rządach "uzurpatora" Harolda II). Sam Edgar królem był nader krótko, miesiąc, góra dwa, bo to był już czas podobijania Anglii przez Wilhelma Zdobywcę. Jego późniejsze dzieje też są bardzo interesujące, m.in. przez jakiś czas Edgar był najemnikiem w gwardii wareskiej cesarza Bizancjum. Nic tylko trochę podrasować i można dzieje Edwarda i Edgara przerobić na kolejną Grę o tron :D

    A z książek, o których piszesz, czytałem tylko cykl o śpiącej królewnie Anny Rice. Ot takie soft porno, do markiza de Sade nawet się nie umywa :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo to jednak był ktoś tak szalony. Z tego można byłoby w sumie niezły serial drogi chyba zrobić? Taki pomieszany z historyczną Grą o tron. Albo nawet o historyczne fantasy się pokusić, skoro to tak odległa historia.

      Nie mam wielkiego porównania. XD Ale biorąc pod uwagę, że czytałam to lata temu to wtedy całość mogła mi się wydawać o wiele bardziej brutalna, niż faktycznie jest.

      Usuń
    2. To jeszcze dwa przypadki, tym razem nasze:

      1. X w. Bolesław Chrobry ponoć (sam inaczej interpretuję źródła) wysłał swojego odsuniętego od tronu syna Bezpryma do klasztoru w Italii, gdzie blisko było wrogowi Chrobrego - Henrykowi niemieckiemu.

      2. XIII w. Sambor II pomorski namawia (nieskutecznie) niemieckiego kupca, żeby zaprosił na swój statek samborowego brata -Świętopełka i go wywiózł gdzieś do dalekich krajów. Świętopełk był seniorem panującego na Pomorzu Wsch. rodu Sobiesławiczów, a Sambor chętnie by go w tej roli zastąpił :)

      No jak nie czytałaś de Sade, takiej klasyki :D

      Usuń
    3. Wrrrr, literówka - odesłanie Bezpryma to oczywiście XI w.

      Usuń
    4. To tak z pamięci? XD Meh, ja kiedyś coś z historii może ogarnę. Chociaż może lepiej nie po fazie na książki historyczne. Pamiętam, jak w liceum czytałam Cherezińską i na pamięciówce z polskich królów/władców jednego z nich nazwałam "Pogrobowcem", bo w książce tak było (uczyłam się z drzewka genologicznego z książki, bo mnie to bawiło XD). Miałam przy tym imieniu takie wielkie "???????????".

      Tyle klasyki przede mną... Ale to chyba dobrze, nie? Mam co czytać. XD

      Usuń
    5. To ryzykowne uczyć się czegokolwiek z książek Cherezińskiej, bo autorka lubi naginać historię pod swoją fabułę i zmieniać daty.

      Usuń
    6. Teraz bym tego nie zrobiła. Ale wtedy jawiło mi się to jak świetny sposób na ogarnianie pamięciówki, której nigdy nie lubiłam.

      Usuń
  5. O przeczytaniu "Papierowej księżniczki" też myślałam, bo też mi się kojarzyła z "Rywalkami" i myślałam, że miło byłoby przeczytać uroczy romans. Dobrze, że po nią nie sięgnęłam, bo trochę bym się zdziwiła xD
    O Rice dotąd słyszałam, że jest raczej dobra, chociaż w tym gatunku poprzeczka jest tak nisko, że nawet nie dziwi mnie Twoja opinia.

    OdpowiedzUsuń
  6. O pierwszych dwóch słyszałam, ba, nawet chciałam je przeczytać, ale jak poczytałam recenzje i zdania innych na ten temat to trochę mi się odechciało...
    https://zaczytane-dziewczyny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, mimo wszystko dalej większość opinii jest zbyt pozytywna. :/

      Usuń
  7. Przyznam, że jak czytam opisy niektórych z tych książek, to włącza mi się chęć, by co niektórym odebrać prawo do pisania :P. Trochę czytałem Anne Rice i szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że stworzyła takie rakowisko.
    Jeśli chodzi o dobre erotyki, to jedyne, jakie mi na myśl przychodzą to wiersze Jana Andrzeja Morsztyna. Tylko ciut wiekowe i nie każdemu podejdą :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisać niech sobie piszą co chcą, ale może niekoniecznie dla młodziezy, ech. :C Najgorsze, że takie rzeczy są tłumaczone, a masa dobrych młodzieżówek (która na pewno w US jest, wierzę w to) nawet nie dostaje takiej szansy.

      Usuń
    2. No jest, trochę nawet zostało w Polsce wydane :P. Te, co tu opisujesz, są jak dla mnie nie tylko złe, ale i szkodliwe.

      Usuń
    3. Niestety. :C W sumie ja z amerykańskiej literatury dla młodzieży znam pojedyncze przypadki, które były ciekawymi książkami przy okazji. Niestety.

      Usuń
  8. Dwie pierwsze mam na liście, choć muszę przyznać, że nieco ostudziłaś moje zapały, za to ta trzecia zabiła mnie swoją okładką :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No trzecia to już staaare wydanie, nic dziwnego, że wygląda jak wygląda.

      Usuń
  9. Papierowa księżniczka u mnie leży na półce od czasu premiery, ale jeszcze jej nie przeczytałam. Na początku byłam podekscytowana premierą, bo zapowiadało się ok. Ale im więcej czytałam recenzji to już sama nie wiedziałam, czy chcę ją czytać, czy też nie. Póki co to dalszy plan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym przeczytała w pół dnia całość i miała za sobą, aby wszystkim z czystym sumieniem odradzać. Polecam, zdarza mi się tak robić. XD

      Usuń
  10. Ej, ale Zniewolony ksiażę ma przynajmniej ładną okładkę - można kupić jako Boys' Love Art :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby to była okładka! To obwoluta tylko.
      Hm, a może tak to i lepiej. Można zdjąć i powiesić sobie w ramce. :D

      Usuń
  11. O pierwszych dwóch słyszałam bardzo dużo złego, więc trzymam się od nich na dystans. A i podobnych potworków na rynku książki znajdzie się niestety więcej ><

    OdpowiedzUsuń
  12. Zniewolony Książę ma jeden znaczący mankament. Słaby pierwszy tom. Nie czytając kontynuacji na prawdę można odnieść wrażenie, że to wszystko nie ma sensu, jednak kiedy uda nam się poznać całą historię... Okazuje się, że nic nie było takie jak nam się wydawało, oraz prawie nic nie działo się przez przypadek. Wiemy tyle ile wie główny bohater, więc początkowo niewiele. Z biegiem historii dowiadujemy się więcej i pozornie bezsensowne rzeczy, jak wysłanie księcia jako niewolnika, nabiera głębszego sensu.

    Sieć intryg i kłamstw owinięta zostaje w międzyczasie romansem bohaterów, który jest bardzo burzliwy i do samego końca odbierany jako "zakazany". Jednak jest to opowieść z tylko kilkoma odważniejszymi scenami. Cała relacja bohaterów opiera się bardziej na psychologii niż fizyczności.

    Jeżeli więc ktoś chciałby oceniać tą książkę, to polecam wytrwać do końca trylogii. Nie każdemu taki rodzaj prowadzenia historii przypadnie do gustu, jednak może warto spróbować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słaby pierwszy tom nie uzasadnia braku sensu i logiki w fabule. Mam za sobą trochę przeczytanych książek i najzwyczajniej w świecie nie wierzę w to, że taką opowieść da sie sensownie uratować. Szkoda trochę mi własnych nerwów i zdrowia szczerze mówiąc.

      Usuń
  13. Zniewolony Książę osobiście mnie zaintrygował. Temat powieści jest... no cóż, trudno powiedzieć że wyszukany, ale na pewno unikatowy. Jest kilka odważniejszych scen, ale stwierdzenie, że jest to książka typowo erotyczna, jest błędne.
    Fabuła opiera się głównie na rozmyślaniach Damena, przez całą serie wiemy tylko tyle ile on sam, czyli stosunkowo nie wiele. Relacja między głównymi bohaterami opiera się bardziej na psychologii niż fizyczności.
    Nie każda książka "erotyczna" musi kończyć się seksem.
    Czytając dalsze tomy, opowieść zaczyna wciągać, bo pojawiają się motywy dworskich intryg i polityki. Omijanie tych opisów jest bez celowe, potem nie rozumie się podstawowej fabuły, która jest ważna.
    Jeśli ktoś chce poczytać sobie smuty, to nie sięgnie po odpowiednią książkę, ponieważ to nie jest taka książka.

    Ocenienie książki po okładce jest bezpodstawne i tyko zniechęca innych do czytania. Najpierw polecam wytrwać to końca trylogii. Pierwszy tom jest zaledwie wprowadzeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja powiedziałabym, że ona próbuje się na tym opierać, ale średnio jej wychodzi. I dla mnie to jednak jest erotyk fantasy, albo "mocno pikantny romans fantasy" - erotyk nie musi sie też składać z samych scen seksualnych. Ale niestety, w tym przypadku on jest po prostu bardzo niesmaczny.

      Nie wiem, gdzie tu ocenianie po okładce, skoro analizuje treść książek. ;) Te zaś wydawane są w cyklach, które jak najbardziej można oceniać tylko częściowo, poddając analizie tomy po kolei. Ponadto nie musisz się ze mną zgadzać, o to chodzi w opinii.

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony