Cześć! Przychodzę dziś z trochę postem-hybrydą, bo właściwie chcę pokazać, co książkowego do mnie przyszło w ostatnich dniach, ale jednocześnie mam tego za mało, by poświęcić tym pozycjom cały wpis. Dlatego uznałam, że mogę zrobić też małe podsumowanie tego, co przyniósł mi czytelniczo początek 2021 roku.
Jak widać po stosiku, królował u mnie
Maciej Parowski. Cztery tytuły po prawej są z nim bezpośrednio związane. Dwa są
jego autorstwa, „Fenix Antologia” zawiera między innymi jego treści, a „Pożeracz
szarości” został wydany pod jego redakcją. Posty na temat większości z tych
książek już się pojawiły, o „Czasie fantastyki” jeszcze niedługo będzie.
Przyznam, że do jedynej powieści z tej grupy, czyli „Twarzy ku ziemi” nie pałam
nadmierną miłością, ale to generalnie były pozycje warte poznania.
Poza nimi przeczytałam jeszcze
pięćinnych książek. „Trylogię snów” Kerstin Gier skończyłam już w całości
(recenzja trzeciego tomu niedługo) i podsumowując, mogę właściwie tylko się
powtarzać. To porządna warsztatowo rzecz, ale raczej dla młodszego czytelnika. „Pyłu”,
jak wiecie, nie skończyłam, ale męczyłam go tak długo, że postanowiłam uznać,
za przeczytany, zaś o „Trupokupcach” ledwo wczoraj pojawił się post, do którego mogę Was tylko odesłać.
Przyznaję, nie był ten początek roku zbyt porywający. Pojawiły się pozycje ciekawe, ale nie takie, do których pałałabym wybitnie żarzącym się uczuciem. Mam nadzieję jednak, że teraz będzie po prostu lepiej.
Jeśli chodzi o nowości, to jest ich „aż” cztery. Pierwsza książka od góry to najnowszy „Virion” Ziemiańskiego, który trafił do mnie poprzez portal Czytam Pierwszy. Z tego powodu już sobie go powoli czytam, ale jestem na zbyt wczesnym etapie, by cokolwiek mówić. Do tej pory z tym autorem spotkałam się tylko raz przy okazji „Pomnika cesarzowej Achai” i nie było to spotkanie zbyt miłe, ale miało miejsce przed laty. Także sprawdzę, przeczytam, a potem wydam sąd, czy Ziemiański ponownie jeszcze zagości na mojej półce. Może się nawet „odobrażę” na Fabrykę Słów? Zobaczymy, bo dawno nie miałam nic od tego wydawnictwa. W każdym razie post o tamtej książce pojawił się na samym początku istniena bloga: był siódmym opublikowanym!
Następne trzy książki to moje zakupy w
Taniej Książce. Ilustrowana „Nawałnica mieczy” to właściwie główny powód tych
zakupów. Kupowałam ją nie dla siebie, ale dostęp mieć mam. A że nie mogła
przybyć do mnie sama, to postanowiłam spełnić marzenie, które tliło się we mnie
od dawna. I tak do koszyka trafił „Ostatni jednorożec” Beagle’a w ilustrowanym
wydaniu Nowej Baśni. Chciałam go od dawna i na pewno będę z radością go czytać,
bo obrazki wewnątrz są przesłodkie. No i oczywiście, skoro już wzięłam dwie
powieści, to nie mogło zabraknąć i trzeciej, także do koszyka wpakowałam „Zabawki
diabła” Anny Kańtoch. Skoro już zaczęłam zbierać mocniej jej książki, to pozostało
mi tylko kontynuowanie tego zbieractwa.
A Wam jak minął początek tego roku pod
czytelniczym kątem?
Te ilustrowane tomy "Gry o tron" bardzo mnie kuszą, ale póki co mam wszystkie tomy, które do tej pory się ukazały w innych wydaniach i szkoda mi na nie pieniędzy - tym bardziej, że do kupienia mam sporo innych ciekawych książek.
OdpowiedzUsuńA na czytelniczy początek roku nie mogę narzekać, bo do tej pory przeczytałam 14 książek. :)
No ja ich nie kupuje do końca dla siebie. ;) Gdyby było inaczej to też pewnie bym się nie pokusiła.
UsuńPył i Silver mnie zaciekawiły, muszę spojrzeć :) Trzymam kciuki, że reszta roku będzie owocna w lektury. Ja póki co połykam wręcz książki, nawet już znalazłam kilku ulubieńców, ale większość wychodzi raczej średnio...
OdpowiedzUsuń"Pył" chyba nie powinien, skoro nie byłam w stanie nawet go skończyć. xD Serio, to nie jest dobre zwieńczenie bardzo średniej trylogii. "Silver" może się sprawdzić jako odskocznia, ale u mnie nie do końca.
UsuńNiestety, większość książek wypada mimo wszystko średnio. :( Ja chyba mam na LC średnią ocen 6 i to też dlatego, że u mnie 6 to już jest takie "meh". XD