Nikt w szkole, do której chodzi Liv, nie
ma pojęcia, jakim cudem anonimowa blogerka wie coraz to więcej i więcej
szczegółów na temat uczniów. Na dodatek, Arthur cały czas rośnie w siłę i
zachowuje się coraz bardziej
Jeśli dobrze pamiętam, „Trylogia czasu”
Kerstin Gier zaczynała się całkiem dobrze. Była całkiem kreatywna, nieźle
tworzyła świat przedstawiony i mogła być czymś naprawdę całkiem unikatowym.
Niestety, ten cykl został niemal dosłownie „zjedzony” przez romans. Fabuła
trzech tomów trwała tydzień (!), a bohaterka non stop jedynie schodziła się i
rozchodziła z głównym męskim protagonistom. Dlatego liczyłam, że w „Trylogii
snów” autorka nauczona już poprzednim tomem stworzy coś lepszego. Może
podobnego konstrukcyjnie, ale wykorzystującego w pełni potencjał pomysłu.
Silver. Trzecia księga snów Kerstin Gier Wyd. Media Rodzina, 2017 Trylogia snów, t. 3 |
Po „Silver. Księdze trzeciej snów”
stwierdzam jednak, że i tym razem do końca jej to nie wyszło. Owszem, nie
zmieniam zdania co do całokształtu: to dalej porządna warsztatowo powieść dla
młodzieży, która przedstawia dobre wzorce, jest sympatyczna i ogółem w swojej
kategorii naprawdę zasługuje na posiadaną popularność. Nie mam co do tego
wątpliwości.
Musze też dodać, że element romantyczny
wypada tu odrobinę lepiej. Co prawda główny – nazwijmy to – wątek – który
ciągnie się od tomu drugiego, czyli „pierwszy raz”, o którym Liv regularnie
myśli, był nieco męczący, ale jej sama relacja z Henrym jest po prostu
wiarygodna. Co najważniejsze, trwa dość długo i stopniowo się rozwija, co w
przypadku „Trylogii czasu” nie miało miejsca.
Problem niestety leży w samej
konstrukcji głównej intrygi (która i tak schodzi na dalszy plan na rzecz
szkolno-rodzinnych dramatów) oraz pomysłu autorki na śnienie. W tamtej serii
element tworzenia świata był całkiem dobrze uzasadniony i choć wypadał raczej
bardziej, niż mniej sztampowo to na tej podstawowej bazie miało to jakiś sens i
mogło działać. I gdy w przypadku „Trylogii snów” pierwszy tom nie dał dobrych
odpowiedzi, liczyłam, że da je w tomie drugim lub trzecim. Chciałam dowiedzieć
się, W JAKI SPOSÓB to działa, kto za tym stoi, chciałam ciekawej intrygi z tym
związanej. A dostałam… właściwie nic.
Bo Gier nie wyjaśnia, jakim cudem jej
bohaterowie mogą dostawać się do snów. Mogą i już. Opisuje zasady, które w nich
obowiązują, ale nie tłumaczy, jak to zjawisko wkrada się do naszego świata. Nie
dostajemy też żadnej większej organizacji, czy dorosłej osoby, będącej specjalistą
od tego typu działań. Wszystkie czyny i działania należą do nastolatków, którzy
– jak na osoby w tym wieku przystało – zachowują się często melodramatycznie,
emocjonalnie i irracjonalnie. Z tego powodu śmiem też twierdzić, że główny złoczyńca
tej historii jest jednym z najgorzej skonstruowanych i najnudniejszych
antagonistów, z jakimi ostatnio się zetknęłam.
Naprawdę im dalej brnęłam w lekturę, tym mniejszą miałam na nią ochotę. Mam poczucie, jakbym przeczytała trzy razy tę samą powieść, zamiast trzech tomów jednego cyklu. Ich schematy są do siebie naprawdę bardzo podobne i nie wprowadzają wcale nic nowego, a przynajmniej: dla mnie tego nie robią. Bo nastoletni czytelnik, do którego będzie bardziej przemawiać typowa „teen drama” pewnie łyknie to wszystko, jak na młodego pelikana przystało. I właściwie dobrze, bo pod tym względem to nie jest najgorsza książka. Niestety, jednak ja szukam na pierwszym miejscu ciekawej historii oraz kreatywnego podejścia do tworzenia fantastycznych światów, a nie powieści dla konkretnej grupy wiekowej.
No tak to nie jest ambitna seria, ale ja z przyjemnością ją przeczytałam, kiedy potrzebowałam właśnie czegoś takiego niezobowiązującego i niewymagającego wysiłku intelektualnego.
OdpowiedzUsuńJa liczyłam właśnie na coś takiego, co będzie lekkie i przy okazji przyniesie mi jakąś radochę, ale ostatecznie jednak wyszło, jak wyszło. Myślałam, że będzie bardziej magiczno-sennie.
UsuńRozumiem. W sumie wszystko jest kwestią gustu i tego co oczekujemy od książki.
UsuńJa chyba jestem za stara na tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńTo jest bardzo możliwe. :)
UsuńMam wrażenie, że mój rok chwilowo to są takie mało ambitne książki, które nie wymagają ode mnie zbyt wiele, ale przy tym ciężko mi wskazać coś, co zostanie ze mną na dłużej... Myślę, że Silver by się idealnie wpasowała w ten nurt u mnie :D
OdpowiedzUsuńTak, jasne, na to jakaś szansa jest. :D
UsuńSzkoda, że autorka potraktowała zasady rządzące śnieniem tak po macoszemu - też byłabym tym rozczarowana. Dzięki za ostrzeżenie!
OdpowiedzUsuńNo, a przy tym motywie naprawdę niewiele potrzeba. :(
Usuń