W państwie nie dzieje się najlepiej.
Taida musi zebrać drużynę składającą się z najlepszych wojowników i morderców, jaka istnieje, aby działając poza prawem wykryć czyhający w Zamku spisek. Na
jej czele ma stanąć Virion: sławny natchniony szermierz i przyjaciel demonów.
Choć miałam przerwę w swojej przygodzie
z literaturą wydawaną przez Fabrykę Słów to „Virion. Zamek” Ziemiańskiego jest
już kolejnym przykładem powieści sygnowanej właśnie przez nich, a która ma
problem z numeracją. Według wszystkich znaków na oprawie ta powieść jest tomem
pierwszym. Co prawda na skrzydełkach znajduje się informacja o wcześniejszych
losach bohatera, ale nie oszukujmy się, to nie tam szuka się danych, gdy
książka spojrzy z księgarnianej półki. Podobny problem z książkami
Ziemiańskiego miałam już lata temu, gdy przypadkiem sięgnęłam po „Pomnik
cesarzowej Achai”.
Virion. Zamek Andrzej Ziemiański wyd. Fabryka Słów, 2021 Szermierz natchniony, t. 1 |
Na szczęście, teraz jestem już trochę
mądrzejsza, niż wtedy i nomen omen, sięgnęłam po „Viriona” z pełną świadomością
tego, co czytam. Bo ta książka, choć według numeracji pierwsza z cyklu o „Szermierzu
natchnionym” w praktyce jest piątą historią tym bohaterze, a trzynastą (!)
osadzoną w świecie przedstawionym. Mając tę świadomość, zależało mi na
sprawdzeniu dwóch rzeczy. Po pierwsze, czy powieść da czytać się oddzielnie, skoro
wydawca promuje ją w ten sposób, bo poza pierwszym tomem „Pomnika…” nie znam
twórczości Ziemiańskiego. Po drugie – czy w ogóle ten autor mi odpowiada?
Wcześniej sięgnęłam po niego w 2014 roku i wtedy nie do końca podobała mi się
jego twórczość, ale przecież wszystko mogło się zmienić!
Wydawało mi się, że tę pierwszą kwestię
rozwiązałam bardzo szybko, po kilkunastu pierwszych stronach powieści.
Ziemiański pisze w sposób bardzo prosty, a fabuła tego tomu „Viriona” również
nie jest zbyt skomplikowaną. Ot, zbiera się drużyna, która ma rozwiązać bardzo
ważną sprawę. Nie musiałam mieć wcześniej kontaktu z tymi bohaterami, by dobrze
rozumieć, o co chodzi, by bez problemu załapać klisze postaci, którymi posługuje
się Ziemiański i ogółem, krótko mówiąc: czaiłam, o co chodzi. Naprawdę
poprzednie tomy nie były mi do tego potrzebne.
Problem zaczął robić się nieco dalej,
gdy okazywało się, że… autor opowiada o świecie i problemach, które kompletnie
mnie nie interesują. Gdzieś do połowy powieści miał moje zainteresowanie, które
jednak stopniowo zaczęło coraz bardziej słabnąć. No chłopaki się organizują.
Biją się. Gadają, często o babach, jak to chłopaki. Jakieś spiski i inne rzeczy
się dzieją. Tylko czy to mnie interesowało? Na dłuższą metę – absolutnie nie.
Być może więc problem tkwi tu w tym, że po prostu nie znam tego świata, a
Ziemiański mimo wszystko zrobił za mało, by ta część mogła stać na własnych
nogach. A może po prostu mnie on nie do końca interesował. To niestety, z taką
wiedzą trudno mi stwierdzić.
Mimo tego jednak „Pomnik cesarzowej
Achai” pamiętam jako coś gorszego, niż „Virion”. Nie była to absolutnie książka
dobra, wnosząca coś ciekawego, albo w intrygujący sposób bawiąca się
schematami. Była jednak bardzo prościutka, „wchodząc” w tej pierwszej połowie
bez problemu i nie wymagając ode mnie żadnego większego skupienia się.
Przyznaję jednak, że jak na tyle napisanych książek warsztat Ziemiańskiego
pozostawia… bardzo wiele do życzenia.
Powieść osadzona jest w świecie
stylizowanym na antyczny. I czasem zarówno narracja, jak i sposób mówienia
bohaterów niby to oddaje. Aż tu nagle któryś z nich stwierdza, że coś jest „fajne”,
zaś Taida zaczyna szukać nie rzezimieszków, zbirów spod czarnej gwiazdy itd. itp.,
a… „złoczyńców”. Oczywiście mamy tu też trochę niezbyt dokładnie opisanych (ale
jednak!) scen erotycznych, a upiory zdają się być napisane właśnie tak, aby
realizować jakiś nastoletni, mokry sen.
Poza tym chyba nigdy nie spotkałam
jeszcze książki, która tak często odnosiłaby się do płci bohaterów, szczególnie
kobiet. Bohaterowie co chwilę komentują swoje zachowanie w nawiązaniu do tego (w
stylu: „ach te baby, tylko one tak potrafią”), tak jakby to miał być jakiś
żart. Szczególnie mocno dzieje się to w stosunku do tematów związanych z ciążą.
Problem polega na tym, że żart powtarzany wielokrotnie przestaje działać i… tu
się właśnie tak dzieje.
Jednocześnie widzę w tej książce ten sam
problem, który miał miejsce np. w przypadku ostatnich trzech książek
Kossakowskiej z „Zastępów anielskich”. Choć wydawca sprzedaje książkę „Viron.
Zamek” jako tom pierwszy to tak naprawdę książka wygląda tak, jakby była tylko
połową jednego tomu. Rozumiem, że wielkie cykle fantasy to często jedna powieść
podzielona na wiele tomów, ale jakieś zamknięcie pod koniec pierwszej części
jest jednak wskazane. A w przypadku tej książki treść się po prostu… urywa.
[SPOILER?] Bohaterowie zbierają drużynę, gadają sobie, kłócą się, idą na
pierwszą większą akcję i tyle. Koniec. Bez żadnego podsumowania, jakiegoś
domknięcia, by powieść działała jako integralna całość, co mimo wszystko
powinien robić tom [KONIEC SPOILERA]. Żeby nie było, że czepiam się bez powodu: „Opowieści
z meekhańskiego pogranicza” są twórczością znacznie bardziej ambitną i trudniej
je domknąć. A mimo to Robertowi Wegnerowi to zawsze się udaje.
Mam wrażenie, że powtórzę trochę to, co pisałam przed laty. Twórczość Andrzeja Ziemiańskiego ma pełne prawo się podobać w niektórych kręgach. Moim zdaniem ma wyraźny target: mężczyźni, raczej młodzi (przynajmniej duchem), którzy chcą rąbanki i pięknych kobiet. Tacy, którzy szukają literatury lekkiej, prostej, niewymagającej. Nie ma w tym rzecz jasna nic złego. Jednak na tle innej znanej mi literatury fantastycznej, także polskiej, „Virion. Zamek” jest powieścią bardzo przeciętną.
To wyroby dla chłopców, podobnie jak Thornverse Jadowskiej dla dziewczynek. Z Ziemiańskim jest jeszcze ten problem (przynajmniej w pierwszej Achai, bo tylko to miałem w ręku), że to się w ogóle nie trzyma kupy od strony logicznej.
OdpowiedzUsuńNie, żeby Jadowska się logicznie jakoś wybitnie trzymała kupy. Tu jakiś nadmiernych problemów nie zauważyłam, bo... naprawdę, chłopcy się po prostu spotykają i biją. Tu nawet nie ma jakiejś szczególnej polityki, więc nie ma gdzie się nadmiernie wyłożyć, ale też brakuje mi tu jednak porządnego "mięsa".
UsuńNie znam autora, nic od niego nie czytałam, ale co do jednego masz rację - problem z numeracją, nienawidzę tego, a to się zdarza zdecydowanie zbyt często :/
OdpowiedzUsuńFS lubi to robić. :/ Nie bez powodu zaczynałam czytać "Szamankę od umarlaków" od drugiego tomu. XD
UsuńProblem z numeracją faktycznie jest, sama zaczęłam przygodę od tego tomu, nie znając poprzednich. Mimo wszystko ksiązka mi się podobała i chętnie nadrobię poprzednie części serii, aby mieć pełen obraz uniwersum :)
OdpowiedzUsuńTylko się cieszyć w takim razie. :D
Usuń