Przemysław II został zamordowany. Nie
jest jasne, kto ma objąć po nim tron. Na terenach Polski rozpoczyna się walka o
władzę.
W 2015 roku „Korona śniegu i krwi”
Elżbiety Cherezińskiej była moim małym książkowym marzeniem. Jako uczennica
szkoły średniej nie mogłam sobie pozwolić na zakupy zbyt często, a ta gruba
książka nie należała do bardzo tanich. Dlatego gdy udało mi się wygrać konkurs fotograficzny
i dostałam bon do księgarni to oczywiście, że musiałam ją zamówić. Po
przeczytaniu okazało się, że książka być może nie była wybitna, ale zauroczyła
mnie swoim stylem i delikatnym dodatkiem fantastyki. Pamiętam, że nawet uczyłam
się z niej do kartkówek z historii, bo „opowiadając sobie” co się wówczas
działo, łatwiej mi było zapamiętać wszystkie daty.
Niewidzialna korona Elżbieta Cherezińska wyd. Zysk i s-ka, 2014 Odrodzone królestwo, t. 2 |
Przez lata powieść urosła w mojej
pamięci do tej bardzo dobrej, przepięknie napisanej książki, której czytanie zaniechałam…
właściwie bez powodu. No dobrze, powód był – nie tak łatwo mogłam pozwolić
sobie na kolejne części. Dlatego gdy w końcu po 6 latach dotarła do mnie kolejna
część cyklu – „Niewidzialna korona” – byłam arcyciekawa, jak odbiorę tę powieść
po czasie. Zwłaszcza, że z wielu stron cały czas docierają do mnie zachwyty nad
piórem Cherezińskiej.
Niestety. Czas nie okazał się dla tego
cyklu łaskawy, przynajmniej w moim przypadku.
Zacznijmy może od tego, że według
posłowia autorki, tę część można czytać osobno. Ma to jakiś sens: co prawda to
bezpośrednia kontynuacja poprzedniej powieści, ale to przecież książki
historyczne, dość mocno czerpiące z przeszłości i zmieniające niewiele. Więc
niewiadome można sobie po prostu doczytać. Dlatego też zresztą liczyłam, że w
tę opowieść najzwyczajniej w świecie wsiąknę. Ale nie udało się.
W pewnym sensie „Niedziałalna korona”
kojarzy mi się z czytanym w tym roku „Piasem” Grzegorza Gajeka. Tak jak i on,
składa się ze scenek, które niby sią łączą, ale nie do końca. Na dodatek
autorka bezustannie skacze pomiędzy różnymi postaciami, nie wchodząc zbyt
głęboko w ich charaktery. Cherezińska zdaje się odhaczać ważne dla fabuły
sceny, bez większych emocji i bez wniknięcia w to, co faktycznie robią i czują
jej postacie. Dostajemy więc coś w stylu
rozpisanego podręcznika do historii.
Jednocześnie jej styl pisania oceniłabym
jako bardzo, bardzo mocno komercyjny. Brakuje tu opisów, przeważają dialogi.
Styl również zdecydowanie do najlepszych nie należy (i to dobrze pokazuje, jak
X przeczytanych książek potem wpływa na ich ocenę – wcześniej mi się przecież podobał!). Nie
powiedziałabym, że jest tragiczny, bo widywałam gorsze, ale Cherezińska była po
prostu dla mnie niezwykle nużąca w swojej płytkości i powierzchowności.
Jeśli ktoś spodziewał się w tej części
fantastyki to raczej nie może na nią za bardzo liczyć. Ot, w tle przewijają się
ożywione herby, są jacyś magiczni ludzie z lasu, ale ogółem – w tej części
właściwie nic do robienia nie mają. To mógłby być fajny dodatek (np. jak wizje
w pierwszym sezonie „Wikingów”), ale w tym przypadku to jest po prostu
zbyteczne.
To, co mnie również negatywnie zdziwiło to… seksualność obecna w tej powieści. Dlaczego? Bo z jednej strony dostajemy powieść, która jest wręcz pustą wydmuszką. Ale gdy pojawia się akt seksualny to Cherezińska nagle zaczyna go rozpisywać i tłumaczyć. Trochę tak, jakby realizowała jakąś fantazję. I na te krótkie sceny z powieści o historii polski robi się nam tani romans historyczny. Podkradałam kiedyś, jako młodsza nastolatka, z półki rodziców cykl „Królowe wikingów” Frid Ingulstad i jakość opisu tych scenek kojarzy mi się właśnie z nim. Być może autorka nie jest w tym obleśna, ale do pewnego stopnia niesmaczna – jak najbardziej.
Nie jest to najgorsza powieść, jaką
znam. Tegoroczny „Piast” mimo wszystko był książką słabszą. Ale „Niewidzialna
korona” nie jest też niczym dobrym, ciekawym, interesującym. Być może sprawdzi
się jako czytało, bądź jako książka dla osoby niezbyt oczytanej (przykładem
mogę być ja sprzed lat), ale ja na pewno do tego cyklu wracać nie będę. Na całe
szczęście kolejnych tomów „Odrodzonego królestwa” jeszcze nie kupiłam, mimo że
już kilkukrotnie mnie korciło.
No w tym 2015 też wybitnie zachwycona nie byłaś (odszukałem reckę).
OdpowiedzUsuńTak - ale jakimś cudem wmówiłam sobie, że jednak trochę byłam. XD Sama sobie stworzyłam mit wokół tej książki i mam co mam.
Usuń