Praga w roku 2107 jest zniszczona
katastrofami i przypomina anarchiczne miasto-państwo. Zamieszkujący ją Vachten
jest byłym policjantem, który obecnie pracuje jako najemnik od brudnej roboty.
Tym razem zlecenie wydaje się proste: ma chronić cybernetyczną czarodziejkę,
Fairy Fay. Szybko jednak odkrywa, że tutaj chodzi o coś więcej.
Choć Czechy odwiedzałam wielokrotnie i
choć niby nam – Polakom – do nich całkiem blisko to chyba jeszcze nigdy
wcześniej nie miałam w rękach książki napisanej przez autora pochodzącego z
tego właśnie kraju. „Underground” jest więc pierwszą taką książką, która wpadła
mi w ręce. Jej autorem jest Frantisek Kotleta, o którym nigdy wcześniej nie
słyszałam. Według opisu przygotowanego przez wydawcę powieści jest to jednak
dość poczytny twórca z tego kraju, a sama przetłumaczona na polski powieść była
bestsellerem w 2020 roku. Biorąc pod uwagę zarówno to, jak i wygląd samej
okładki zakładałam, że trafi w moje ręce raczej komercyjne, rozrywkowe
science-fiction.
Underground Frantisek Kotleta wyd. Silesia Progress, 2021 |
I tak też jest w istocie. Mamy tu do
czynienia z cyberpunkiem, osadzonym w post-katastroficznym świecie. Nie
istnieją już państwa jako takie, a jedynie mniejsze obszary, rządzone przez
tego, kto akurat przejmie władzę. Sama Praga jest podzielona na trzy poziomy (biedotę,
klasę średnią i bogaczy) i im ktoś mieszka wyżej, tym więcej ma pieniędzy i tym
więcej może. Klimat tej książki jest do pewnego stopnia zbliżony do „Hel-3”
Grzędowicza i zresztą do wielu innych tego typu dzieł.
Jak to w cyberpunku już bywa, świat bogaczy
jest hedonistyczny, ma przedziwne (wręcz komiksowe) zachcianki, jest do gruntu
zły. Świat biedoty zaś to osoby, które ledwo wiążą koniec z końcem, żywiąc się
ludzkim mięsem, które udaje wieprzowinę. Właściwie „Underground” to dwie równie
niebezpieczne dla przeciętnej jednostki skrajności: nie ważne, w której części
tego świata żyjesz, i tak możesz szybko stracić życie.
W tym całym chaosie główny bohater, Vachten,
ma do wykonania zadanie. Pod jego opiekę trafia cybernetyczna czarodziejka,
która w tym przypadku jest po prostu naszpikowaną elektroniką kobietą do
towarzystwa.
I tak – Kotleta wykorzystuje to tak
bardzo, jak tylko może, przynajmniej do pierwszej połowy książki. Choć po obecnie
wydawane książki Fabryki Słów raczej nie sięgam to przynajmniej te kilka lat
temu bez problemu mogliby „Underground” wydać, bo to, jak lekka jest ta
powieść, w połączeniu z ilością takich typowo męskich opisów kobiecego ciała
sprawia, że to wygląda na ten sam target. Choć mamy tu do czynienia z narracją
pierwszoosobową, a więc możemy zakładać, że po prostu bohater uwielbia
komentować kobiece ciało, to miałam po prostu wrażenie, że Kotleta, jako
pisarz, po prostu chciał tym trochę szokować, bądź też realizował jakieś swoje
własne fantazje. Nie przeszkadzało mi to za bardzo, ale nie zawsze było smaczne
i czasem niektóre fragmenty wyglądały tak, jakby zostały wciśnięte do tekstu na
siłę.
Poza tym mam wrażenie, że „Underground”…
kompletnie niczym się nie wyróżnia. Ot, mamy tego silnego faceta z zasadami,
choć zniszczonego przez życie, który musi rozwikłać zagadkę, uratować kobietę i
ogólnie rzecz biorąc – postąpić słusznie. To bardziej sensacja, niż kryminał,
toteż nie brakuje strzelanin, prób mordowania się nawzajem, akcji ratunkowych i
tym podobnych. Czytałam już taką ilość tego typu powieści, że szczerze mówiąc,
nie bardzo mnie to zainteresowało. Ja już to wszystko widziałam – Koleta w
swojej powieści nie zrobił nic nowatorskiego. Dlatego gdzieś po połowie książki
stopniowo coraz bardziej traciłam nią zainteresowanie.
Styl autora jest prosty, raczej
klarowny, komercyjny i typowo akcyjny. Trudno się w tym zgubić, ale też nie ma
w jego języku czegoś, co sprawiałoby, że miałabym ochotę czytać Kotletę dla samego
chłonięcia jego słów, co czasem się zdarza. Warto też nadmienić, ze mimo
posiadania poprawionego dodruku zauważyłam kilka błędów, ale z drugiej strony:
wiem, jak trudna jest praca redaktora i korektora, więc nie mam zamiaru
szczególnie się do tego czepiać.
To, co mnie jedynie zaskoczyło to fakt,
ze tutaj dźwięki broni są zapisywane… jako dialog. Przyznaję, wygląda to nieco
dziwnie i przynajmniej mnie wybijało nieco z rytmu. Ale być może Czesi tak
zapisują dźwięki? Nie wiem, ale jeśli tak – to całkiem ciekawa różnica.
Jestem przekonana, że Czesi mają w swoim fantastycznym dorobku mniej komercyjne i mniej zwyczajne powieści. Ta jest przykładem bardzo typowego cyberpunku, jakiego można u nas znaleźć mimo wszystko dość sporo, dlatego mnie osobiście niczym szczególnym nie zainteresowała. Niemniej, cieszę się, że „Underground” pojawiło się na polskim rynku i to nakładem nieco bardziej niszowego wydawnictwa, które fantastyką ogólnie się nie zajmuje. I jak najbardziej rozumiem, że tłumaczenie musi się sprzedać, a tego typu książka ma do tego największe predyspozycję. Tylko najzwyczajniej w świecie – nie pogardziłabym serią jakiś czeskich klasyków fantastyki, zamiast zeszłorocznym i typowo „strzelankowym” bestsellerem. Ale to jestem ja, a ze mnie raczej dość wybredny czytelnik. Z kolei bardziej „zwyczajna” osoba, która szuka lekkiej, dość męskiej i przy okazji sensacyjnej książki, a nie wyjątkowych konceptów w fantastyce, jak najbardziej może z lektury „Undergroundu” być zadowolona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.