środa, 6 października 2021

Niewidzialna Korona: to nie był udany powrót do Cherezińskiej

 

Przemysław II został zamordowany. Nie jest jasne, kto ma objąć po nim tron. Na terenach Polski rozpoczyna się walka o władzę.

 

W 2015 roku „Korona śniegu i krwi” Elżbiety Cherezińskiej była moim małym książkowym marzeniem. Jako uczennica szkoły średniej nie mogłam sobie pozwolić na zakupy zbyt często, a ta gruba książka nie należała do bardzo tanich. Dlatego gdy udało mi się wygrać konkurs fotograficzny i dostałam bon do księgarni to oczywiście, że musiałam ją zamówić. Po przeczytaniu okazało się, że książka być może nie była wybitna, ale zauroczyła mnie swoim stylem i delikatnym dodatkiem fantastyki. Pamiętam, że nawet uczyłam się z niej do kartkówek z historii, bo „opowiadając sobie” co się wówczas działo, łatwiej mi było zapamiętać wszystkie daty.

Niewidzialna korona
Elżbieta Cherezińska
wyd. Zysk i s-ka, 2014
Odrodzone królestwo, t. 2

Przez lata powieść urosła w mojej pamięci do tej bardzo dobrej, przepięknie napisanej książki, której czytanie zaniechałam… właściwie bez powodu. No dobrze, powód był – nie tak łatwo mogłam pozwolić sobie na kolejne części. Dlatego gdy w końcu po 6 latach dotarła do mnie kolejna część cyklu – „Niewidzialna korona” – byłam arcyciekawa, jak odbiorę tę powieść po czasie. Zwłaszcza, że z wielu stron cały czas docierają do mnie zachwyty nad piórem Cherezińskiej.

Niestety. Czas nie okazał się dla tego cyklu łaskawy, przynajmniej w moim przypadku.

Zacznijmy może od tego, że według posłowia autorki, tę część można czytać osobno. Ma to jakiś sens: co prawda to bezpośrednia kontynuacja poprzedniej powieści, ale to przecież książki historyczne, dość mocno czerpiące z przeszłości i zmieniające niewiele. Więc niewiadome można sobie po prostu doczytać. Dlatego też zresztą liczyłam, że w tę opowieść najzwyczajniej w świecie wsiąknę. Ale nie udało się.

W pewnym sensie „Niedziałalna korona” kojarzy mi się z czytanym w tym roku „Piasem” Grzegorza Gajeka. Tak jak i on, składa się ze scenek, które niby sią łączą, ale nie do końca. Na dodatek autorka bezustannie skacze pomiędzy różnymi postaciami, nie wchodząc zbyt głęboko w ich charaktery. Cherezińska zdaje się odhaczać ważne dla fabuły sceny, bez większych emocji i bez wniknięcia w to, co faktycznie robią i czują jej postacie. Dostajemy więc  coś w stylu rozpisanego podręcznika do historii.

Jednocześnie jej styl pisania oceniłabym jako bardzo, bardzo mocno komercyjny. Brakuje tu opisów, przeważają dialogi. Styl również zdecydowanie do najlepszych nie należy (i to dobrze pokazuje, jak X przeczytanych książek potem wpływa na ich ocenę –  wcześniej mi się przecież podobał!). Nie powiedziałabym, że jest tragiczny, bo widywałam gorsze, ale Cherezińska była po prostu dla mnie niezwykle nużąca w swojej płytkości i powierzchowności.

Jeśli ktoś spodziewał się w tej części fantastyki to raczej nie może na nią za bardzo liczyć. Ot, w tle przewijają się ożywione herby, są jacyś magiczni ludzie z lasu, ale ogółem – w tej części właściwie nic do robienia nie mają. To mógłby być fajny dodatek (np. jak wizje w pierwszym sezonie „Wikingów”), ale w tym przypadku to jest po prostu zbyteczne.

To, co mnie również negatywnie zdziwiło to… seksualność obecna w tej powieści. Dlaczego? Bo z jednej strony dostajemy powieść, która jest wręcz pustą wydmuszką. Ale gdy pojawia się akt seksualny to Cherezińska nagle zaczyna go rozpisywać i tłumaczyć. Trochę tak, jakby realizowała jakąś fantazję. I na te krótkie sceny z powieści o historii polski robi się nam tani romans historyczny. Podkradałam kiedyś, jako młodsza nastolatka, z półki rodziców cykl „Królowe wikingów” Frid Ingulstad i jakość opisu tych scenek kojarzy mi się właśnie z nim.  Być może autorka nie jest w tym obleśna, ale do pewnego stopnia niesmaczna – jak najbardziej.


Nie jest to najgorsza powieść, jaką znam. Tegoroczny „Piast” mimo wszystko był książką słabszą. Ale „Niewidzialna korona” nie jest też niczym dobrym, ciekawym, interesującym. Być może sprawdzi się jako czytało, bądź jako książka dla osoby niezbyt oczytanej (przykładem mogę być ja sprzed lat), ale ja na pewno do tego cyklu wracać nie będę. Na całe szczęście kolejnych tomów „Odrodzonego królestwa” jeszcze nie kupiłam, mimo że już kilkukrotnie mnie korciło.

2 komentarze:

  1. No w tym 2015 też wybitnie zachwycona nie byłaś (odszukałem reckę).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak - ale jakimś cudem wmówiłam sobie, że jednak trochę byłam. XD Sama sobie stworzyłam mit wokół tej książki i mam co mam.

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony