Do tej pory moja przygoda z twórczością Neila Gaimana wypadła, dosłownie, pół na pół. Zaczęłam od „Amerykańskich bogów”, którzy po prostu mnie znudzili. Z kolei potem lektura „Gwiezdnego pyłu” pokazała, że coś dla mnie ten autor naprawdę potrafi napisać. I teraz, po lekturze „Dymu i luster” chyba wiem, gdzie jest pies pogrzebany.
„Dym i lustra” to zbiór różnych tekstów autora, nie tylko opowiadań, ale przyznaję, że wiersze po prostu nie bardzo mnie interesują. I w trakcie lektury odkryłam, że Gaiman ma w gruncie rzeczy dwa główne oblicza. Jedno to oblicze kreatywnego człowieka, który chce opowiadać ciekawe historie i faktycznie potrafi to robić. Drugie to chłopiec, który skupia się jednak trochę na tym, co ma między nogami.
Dym i lustra Neil Gaiman wyd. Mag, 2003 |
Z tego powodu niektóre teksty (choć tu są w moim odczuciu w mniejszości) to nie raz naprawdę kreatywne opowieści, które czasem są ciepłe, innym razem straszne, ale trzymające wysoki poziom. A w tych innych bohaterki chwalą rozmiar przyrodzenia bohatera, czy też męski protagonista cierpi na chorobę weneryczną i w związku z tym nie może wykonywać swoich ulubionych czynności.
I jak doceniam męski punkt widzenia, tak podobnie, jak wielu facetów nie ma ochoty na czytanie „babskich romansów”, tak do mnie te treści pisane przez Gaimana po prostu nie przemawiają. Czasem miałam wręcz wrażenie, że nie czytam autora o międzynarodowej sławie, a pierwszego lepszego człowieka, który uwierzył w potencjał swojego tekstu mimo kompletnego braku warsztatu i zainwestował w wydanie „książki”.
Przyznaję, nie było to najmilsze spotkanie, choć na takie się zapowiadało, bo jeden z pierwszych tekstów naprawdę mi się spodobał. Opowiadał on o dojrzałej już, samotnej kobiecie, która w sklepie z rupieciami znalazła Świętego Graala i uznała, że ten będzie ładnie wyglądał na kominku – no to przecież naprawdę urokliwy koncept!
Podoba mi się jednak ogólne podejście Gaimana do fantastyki, o którym mówił we wstępie i naprawdę uważam, że to wartościowy twórca, który potrafi pisać. Tyle że czasem po prostu nie tworzy dla mnie. Bywa.
Czytałam "Gwiezdny pły" i ogromnie mi się podobał, ale później nie mogłam się zdecydować na kolejne książki autora, bo właśnie obawiałam się, że mnie rozczarują ;<
OdpowiedzUsuń