Destiny i Alfi przyjaźnią się od dzieciństwa, ale ostatnio ich drogi się nieco rozeszły. Dziewczyna chce, aby chłopak ponownie wrócił na łono rodziny, ale ten nie chce się na to zgodzić. Los sprawia, że Alfi ma spędzić u niej wakacje. Destiny w tym czasie musi zrozumieć, co do niego czuje.
Despite Your (im)perfections Marta Łabęcka wyd. Edito, 2022 Cykl Flaw(less), t. 3 |
Ta książka to moja wtopa. Z racji popularności, chciałam poznać „Flaw(less)”, aby wiedzieć, o czym się mówi i oczywiście chciałam zacząć od tomu pierwszego. Nie wiedzieć czemu uznałam jednak, że pierwsza część to „Despite Your im(perfections)” i dopiero po lekturze całości zorientowałam się, że to jednak była trzecia. Ale co się stało to się nie odstanie, a nie wydaje mi się, aby tej książki nie dało się sensownie ocenić bez poprzednich części.
Głównie dlatego, że jest właściwie sequelem i zamkniętą historią. Co prawda bohaterowie z poprzednich tomów się pojawiają, jednak raczej jako tło. Autorka zaś wyjaśnia ich przeszłość na tyle, by czytelnik mógł zrozumieć, na czym mniej więcej polega ich relacja, jak wyglądała ich przeszłość etc., etc.
Ta powieść Marty Łabędzkiej to jak na razie chyba najlepsza powieść wyrosła na Wattpadzie, na jaką trafiłam. To jednak nie oznacza, że jest dobra, bo w moim odczuciu jest najzwyczajniej w świecie dość nudna. Tu się przede wszystkim nic nie dzieje. Destiny cały czas zastanawia się nad relacją z Alfim, godzi się z chłopakiem, droczy, kłóci i właściwie na tym polega ta powieść.
Dostajemy jeszcze dodatkowo wątek choroby nowotworowej w bliskiej rodzinie, który jednak nie służy zwróceniu uwagi na problem, a jedynie dodawaniu odrobiny emocji nudnej i przewidywalnej jak flaki z olejem fabule. Przyznam jednak, że osobiście nie lubię tego typu zagrań: bohaterowie przypominają sobie o tym tylko wtedy, kiedy już nie mają o czym rozmawiać bądź kiedy akurat to jedyny sposób, by znaleźli się w jednym miejscu. Poza tym przeżywają beztroskie wakacje, kompletnie ignorując istnienie chorej osoby.
Autorka ma styl poprawny, ale zdecydowanie toporny, co sprawia, że niektóre akapity brzmią dość nienaturalnie, a sceny pomiędzy bohaterami w moim odczuciu nie mają odrobiny chemii. Nie ma tu skupienia się na detalu, czy porządnie przeżywanych emocji.
Przy tym wszystkim rozumiem jednak, czemu się komuś ta książka może podobać. To bardzo prosty, przewidywany romans, na dodatek z wakacyjnym klimatem i łatwym do zrozumienia językiem. A przecież jako ludzie lubimy stare, letnie piosenki, które słyszeliśmy już milion razy.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o angielskim tytule. Po co? Nie dość, że książkę napisała Polka, jest wydana w Polsce, to jeszcze wraz z polskim podtytułem całość robi się długa, trudna do zapamiętania i wymówienia. Wydawcy, ogarnijcie się. Nie jesteśmy w kraju anglosaskim. Zwłaszcza że to akurat powieść dla młodzieży. Jaki to przykład daje młodym ludziom? Że polski język jest gorszy, że źle brzmi, że jest niepotrzebny?
Nie mam zamiaru czytać pierwszych dwóch tomów, choć podejrzewam, że mogą być nieco lepsze (zwykle tego typu sequele wypadają gorzej). To jednak nie jest mój vibe, a co się wynudziłam to moje. Cóż, przynajmniej do zasypiania ten tytuł mi się nieźle sprawdził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.