Po
przeczytaniu „Diuny” wiedziałam, że chcę przeczytać jej kontynuacje, dlatego „Mesjasz
Diuny” dość szybko pojawił mi się na stosiku do przeczytania. A że trochę
wolniej się za niego zabierałam... cóż, nie miałam ochoty się z tą książką
śpieszyć, a chciałam przeczytać ją spokojnie i dokładnie. Takich cudów nie
można przecież czytać na szybko.
Tytuł: Mesjasz
Diuny
Tytuł serii: Kroniki
Diuny
Numer tomu: 2
Autor: Frank
Herbert
Tłumaczenie: Marek
Marszał
Liczba stron: 272
Gatunek: science-fiction
Wydanie: Dom
Wydawniczy Rebis, Poznań 2011
Już
od lat Diuna jest centrum wszechświata. Fremeni już dawno wygrali swoją wojnę,
sadzając na tronie Muad’Diba. Nie każdemu jest to jednak na rękę. Kilka
ugrupowań knuje przeciwko imperatorowi.
Nie
wiem co powiedzieć. Naprawdę, nie wiem: o tej serii już chyba wszystko zostało
powiedziane. To w końcu klasyka i to nie byle jaka! Świat stworzony przez
Herberta jest zupełnie unikatowy i jedyny w swoim rodzaju. Realistyczny i
wielopłaszczyznowy, mimo, że autor próbuje to nieco ukryć za płaszczykiem
baśniowej krainy, którą tworzy swoim niezwykłym językiem.
Kontynuacja
„Diuny” to książka krótsza, ale to nie znaczy, że lżejsza. To jedna z tych
historii, których nie da się „skipować”, pomijając te nudne fragmenty. Tu każde
zdanie jest istotne, każde coś wnosi. Mniejsza ilość opisów, niż w tomie
pierwszym sprawia, że tekst jest bardziej ściśnięty i wewnątrz po prostu się
dzieje. Jednocześnie Herbert nie ma najłatwiejszego do przyswojenia stylu,
przez co do każdej jego książki potrzeba pewnej dawki cierpliwości. To lektura
niezwykle przyjemna, ale zmuszająca nas do myślenia nad tym, co czytamy,
dlatego warto zasiadać do niej z czystym umysłem.
Drugi
tom jest nieco bardziej skomplikowany pod względem fabularnym. W pierwszej
części Herbert postawił na dość prostą historię i pokazanie nam świata; teraz
wplątuje nas w świat politycznych intryg. W dalszym ciągu obserwujemy tego
samego bohatera, co w tomie pierwszym, trzymamy się tego samego rodu, ale
ponieważ Paul zasiada na tronie to właśnie pałacu i okolicy trzyma się autor.
Mniej tu pustyni, czerwia i wielkich bitew, zaś więcej zakulisowej rozgrywki
władzy.
„Mesjasz
Diuny” porusza też temat jasnowidzenia, przewidywania przyszłości. Pokazuje
nam, jak dokładnie wygląda ta umiejętność w uniwersum, co ją ogranicza i na co pozwala. Jednocześnie
w moim odczuciu całe uniwersum tak czy siak jest dość tajemnicze i cały czas
mam wrażenie, że niewiele o nim wiem.
Tak
jak i w poprzedniej części, tak i w tej nie miałam wrażenia, że czytam „czyste”
science-fiction. Diuna to kraina pełna mistycyzmu, nie nauki (co z resztą jest
wewnątrz dobrze wyjaśnione). Wprawdzie
mamy tu więcej opisów pewnych mechanizmów, „magii” i innych takich, przez co
jak najbardziej, to jest science-fiction, ale po prostu osobiście tego nie
odczuwam.
To,
co w tej części jeszcze zwróciło moją uwagę to relacje Paula z Chani oraz jego
siostrą, Alią. Mimo zdobycia władzy, główny bohater to dalej dobry człowiek,
który troszczy się o swoich bliskich i opisy tego chwilami naprawdę chwytają za
serce. Jego relacja z ukochaną jest wręcz urocza, podobnie jak ta, która łączy
go z siostrą.
„Mesjasz
Diuny” to bardzo dobra kontynuacja bardzo dobrej książki. Cóż mogę tu dodać?
Herbert to mistrz pióra i z tym nie mam najmniejszego zamiaru się kłócić.
* * *
Jakże mało rozumiesz
naszych Tleilaxańskich mistrzów. Gildia i Bene Gesserit sądzą, że wytwarzamy
artefakty. W rzeczywistości dostarczamy tylko usług i narzędzi. Wszystko może
być narzędziem: nędza, wojna. Wojna jest szczególnie użyteczna, bo toczy się na
wielu płaszczyznach. Stymuluje metabolizm. Wprowadza w błąd. Rozprasza napięcia
genetyczne. Ma taką żywotność jak nic innego we wszechświecie. Tylko ci, którzy
poznali skuteczność wojny i wykorzystują ją, w jakimś stopniu mogą mówić o
samookreśleniu.
Fragment „Mesjasza Diuny” Franka Heberta
Ach, jak dawno temu czytałem książki Diuny. Już praktycznie niewiele z nich pamiętam - oprócz szkieletu świata i praw nim rządzących. Kojarzę, że ze Mesjaszem nie przepadałem, ze względu właśnie na mnóstwo polityki. Z drugiej strony gówniarzem byłem, gdy to czytałem, więc zapewne po prostu książka trafiła do nieco innych obszarów mojej psychiki, niż by trafiła teraz. :)
OdpowiedzUsuńJuż wiem teraz co muszę sprezentować bratu na urodziny:)
OdpowiedzUsuńNie wszystkie propozycje książkowe są w moim stylu, ale niektóre chetnie bym przeczytała.
OdpowiedzUsuńWiesz, że dla mnie to za ciężkie :D
OdpowiedzUsuń