Steampunk
od dawna ma w moim serduszku specjalne miejsce. Choć przyznaję, nie znam
wyjątkowo dużo książek napisanych w tym nurcie to osobiście uwielbiam wizualną
część tego zakątka fantastyki: gorsety, cylindry, spódnice i gogle to zdecydowanie
coś, co po prostu cieszy moje oko. Uznałam więc dziś, że zbiorę do kupy
wszystkie moje książki napisane właśnie w tym nurce, lub w nurtach pokrewnych (tzn.
clockpunk, silkpunk, etherpunk i tym podobne) i po prostu Wam je pokaże.
Najpierw
jednak może kilka słów o samym steampunku. Co to w ogóle jest? To nurt
fantastyki (który może być w moim odczuciu zarówno fantasy, science-fiction jak
i science-fantasy), który nawiązuje do rewolucji przemysłowej. Główną rolę w
rozwoju światów przedstawionych w takich historiach odgrywa właśnie energia
tworzona przez parę. „Odmiany” steampunku właściwie robią to samo, tylko na
warsztat biorą inną „energię” – na przykład w clockpunku będą to mechanizmy zegarowe.
Skoro mamy tę podstawę wyjaśnioną… już pokazuje Wam moje książki nawiązujące do
tej stylistyki! Nie wszystkie lubię, ale wszystkie chce Wam pokazać.
„Dziewczyna płaszczka i inne nienaturalne atrakcje” Roberta Rankina
Muszę
przyznać, że to dość specyficzny tytuł. Ta historia to mocno osadzona w
steampunkowych realiach, przygodowa komedia, która nawiązuje do wielu dzieł kultury.
Jednak jednocześnie ja po prostu nie do końca „kupuję” jej przerysowania i
żartu, w związku z czym w gruncie rzeczy po dłuższym czasie od lektury niewiele
z niej pamiętam. Niemniej, myślę, że to książka, która może sprawdzić się u
czytelnika dość młodego, albo takiego, który nie jest zbyt wybredny pod
względem humoru.
„Wilcza godzina” Andriusa Tapinasa
O
ile książka Rankina po prostu mi „nie siadła”, tak „Wilczej godziny” najzwyczajniej w
świecie nie lubię. Choć to tytuł mocno czerpiący z klasyki steampunku to ten
debiut nie jest książką, za którą przepadam i raczej nie sięgnę po
kontynuacje. Szczerze mówiąc obecnie z samej treści nie pamiętam zbyt wiele:
wiem, że jedna z postaci to była młoda dziewczyna, wiem, że coś wiązało się z
wielkim, mechanicznym wilkiem, ale… generalnie gdy myślę o tej pozycji mam po
prostu pustkę w głowie, jeśli chodzi o jej treść i niemiłe wspomnienia, jeśli
chodzi o samo czytanie jej. Niestety.
„Wojny Alchemiczne” Iana Tregillisa
W
przypadku tej trylogii mamy do czynienia właśnie z clockpunkiem. To historia,
której autor wymyślił sobie, że w jego świecie ludzie nauczyli się w jakiś
sposób tworzyć dusze, co doprowadziło do stworzenia swoistych myślących robotów,
których ciała zostały wytworzone z mechanizmów zegarowych. Tę serię naprawdę
bardzo lubię: to przygodowa, dość lekka historia, której czytanie może sprawiać
sporo radości. Żałuję jedynie, że autor tylko w pierwszym tomie skupił się na
wątkach filozoficznych, w kolejnych zupełnie o nich zapominając.
„Zadra” oraz „Czterdzieści i cztery” Krzysztofa Piskorskiego
Kolejny
tytuł, który stoi co najwyżej obok steampunku. Te dwie książki Piskorskiego to
zupełnie odrębne historie, ale osadzone w tym samym świecie: w alternatywnej
rzeczywistości, w której ludzkość wynalazła energię próżni, czyli ether, który
pozwala im nie tylko na rozwój technologii, ale także na podróże między
wymiarami. „Zadra” jest w tym przypadku tytułem nieco lżejszym i bardziej
przygodowym. „Czterdzieści i cztery” zaś bawi się podróżami między wymiarami
oraz polską kulturą nawiązując do Adama Mickiewicza, czy Juliusza Słowackiego. Gdybym
miała wybierać jedną książkę z tych dwóch zdecydowanie wolę ten drugi tytuł, ale
obydwa to pozycje warte polecenia i przeczytania.
Druga era „Ostatniego Imperium” Brandona Sandersona
Oto
mój największy zawód, jeśli chodzi o Sandersona: autor uznał, że po pierwszej
trylogii przedstawi nam świat kilkaset lat w przód, który właśnie przechodzi rewolucje
przemysłową. Problem w tym, że choć jej przedstawienie jest bardzo klasyczne to
nijak ma się do magii istniejącej w tym świecie, a za samymi historiami po
prostu nie przepadam. Niemniej, jestem człowiekiem wybrednym i dobrze wiem, że
te niedługie książki mają sporą rzeszę czytelników. Jeśli więc szukacie
steampunku pamiętajcie, że znajdziecie go także w twórczości Sandersona.
„Para w ruch” Terry’ego Pratchetta
Z
tą książką wiąże się moje początkowe „ale” do Pratchetta. Kupiłam tytuł na
wyprzedaży, chcąc po prostu poznać coś od tego autora. Niestety, z tego co wiem
„Para w ruch” była pisania przez niego już w trakcie choroby, co odbiło się
mocno na jakości tekstu. Zapewne fani autora poznają ten tytuł tak czy siak, jednak
po mojej przygodzie z nią nie sądzę, aby to był dobry początek przygody ani z
Pratchettem, ani strampunkiem.
„Pod sztandarem dzikiego kwiatu” Kena Liu
Choć
pierwszy tom tej serii niezwykle mnie wymęczył, tak już drugi sprawił mi
naprawdę wiele radości i wciągnął w ten świat. Te książki Kena Liu są przez
samego autora określane mianem „silkpunku” – magia obecna z nich to właściwie
technologia oparta na technologii rodem z Dalekiego Wschodu. Naprawdę nie
potrafię przejść obojętne wobec tak ciekawego konceptu i choć mam wrażenie, że ze
wszystkich moich książek ta seria najbardziej odbiega pod względem wizualnym od
steampunku to po prostu przez same pomysły Kena Liu warto przebić się przez
pierwszy tom, aby dotrzeć do o wiele lepszej kontynuacji.
Macie w swojej biblioteczce książki związane ze steampunkiem? Lubicie ten nurt?
Dla mnie pierwszy tom Królów Dary był wciągający, także dzięki temu co tobie sie nie podobało. Wilcza godzina wciąż stoi u mnie na półce i czeka na zmiłowanie, znaczy przeczytanie.
OdpowiedzUsuńW sumie bardziej od steampunku wolałbym poznać solarpunk/ecopunk, bo to obiecuje poruszanie ciekawych i ważnych problemów środowiskowych etc. W sumie chyba różne odmiany ---nku najczęściej przetrawiam w formie filmowej/serialowej, zazwyczaj azjatyckiej.
Steampunk w sumie znam i lubię, książki czytałem ostatni raz 5-6 lat temu. Ty już nawet nie pamiętam. A w sumie szkoda, bo jedna na pewno była taka sobie i warto by było przed nią przestrzec.:D
No ja jednak wolę nieco bardziej emocjonalną narracje, ale wiem, że to dość osobista sprawa. Cieszę się, że mi tom drugi jednak podszedł, bo miałam obydwa na raz na półce.
UsuńJa w ogóle zastanawiam się nad sensem istnienia tylu odmian. Wystarczy, że Ken Liu stworzył dwie książki - i mamy silkpunk. Piskorski dwie książki o mocy etheru - etherpunk. Przydałoby się chyba to jakoś naukowo opracować i ujednolicić. Ja na wszystkie "punki" otwarta jestem, ale szczerze mówiąc raczej sięgam po książki dość przypadkowo. Tzn. to, jakim jest podgatunkiem fantastyki nie robi mi szczególnej różnicy przed przeczytaniem, chyba że czegoś faktycznie nie lubię (patrz np.: bardzo militarne SF).
Mi się steampunk przede wszystkim podoba wizualnie, nie ma się co oszukiwać. xD
Steampunkiem zaczytywałem się kilka lat temu, teraz z kolei ciągnie mnie do ezoteryki. Pozdrawiam z zasypanego śniegiem i mroźnego Południa Polski :)
OdpowiedzUsuńJeszcze z tym gatunkiem i jemu pokrewnymi nie miałam do czynienia, ale nie wykluczam, że sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńMogę jeszcze polecić Piskorskiego, "Krawędź czasu" - świetna rzecz, moim zdaniem, najlepsza książka tego autora. Do tego trylogię Maszczyszyna - "Światy Solarne", "Światy Alonbee" i "Hrabianka Asperia" - ale to "dziwne" książki, jednemu przypasują, drugiemu nie. No i oczywiście sztandarowe dzieła tego gatunku: "Maszyna różnicowa" Gibsona i Sterlinga oraz Iana MacLeoda "Wieki światła" i "Dom Burz" z Uczty Wyobraźni.
OdpowiedzUsuńJa od Piskorksiego chciałabym mieć na półce wszystko, ale marzą mi się wznowienia Literackiego, bo ładnie by mi na półce stały. :( Lubię go bardzo, nawet niekoniecznie tylko jako pisarza. Jego prelekcje są zawsze bardzo sympatyczne, a mam coraz większe wrażenie, że jeśli lubię autora jako człowieka to jest spora szansa, że jego pisanina też mi się spodoba.
UsuńPo klasyki chce sięgnąć, tylko kiedy. xD Dużo za dużo tego wszystkiego do przeczytania. :(
O, proszę, zaskoczyłaś mnie faktem, że i Sanderson popełnił coś z gatunku steampunk. Może się skuszę. Większości tego, niestety nie czytałem, ale nad częścią na pewno się zastanowię (Zadra jest na liście, już kupiona ;)).
OdpowiedzUsuńA nie czytałaś może "Burtona i Swinburne'a w dziwnej sprawie Skaczącego Jacka" i kontynuacji? To całkiem niezła książka, dobry steampunk. I mówię to ja, nie uważam się za wielkiego fana tego rodzaju literatury.
Moim zdaniem na Sandersona trochę szkoda czasu... Zwłaszcza, na drugą erę: jest masa lepszych rzeczy.
UsuńNie znam tego niestety. Ale widzę, że to tytuł z 2012 - wtedy jeszcze nie siedziałam "w tym" aż tak, a potem pewnie książka mi umknęła.
Ja czytałem chyba w 2013, więc już jakiś czas temu. Ale niedawno wróciłem do tego i się nadal broni, więc w sumie tym bardziej polecam. Zwłaszcza jak lubisz klimat wiktoriańskiej Anglii
UsuńZobaczymy, może kiedyś mi się uda do niej dotrzeć. ;)
UsuńDość łatwo na Allegro dostać, z tego co się orientuje. Jak jesteś ciekawa, to kiedyś ją bardziej u siebie opisywałem
UsuńNie znam się kompletnie na tym :D Ale widzę, że parę tych książek mam na czytniku - chociażby Kena Liu czy Sandersona :D
OdpowiedzUsuńKasikowykurz
Philip Reeve ciekawą serię steampunkową ma - sto lat temu czytałam początek, a teraz było nowe wydanie z okazji ekranizacji :).
OdpowiedzUsuńDo steampunku nic nie mam, ale też nie powiem, żebym była jego wielką fanką. Po prostu przeczytałam niewiele książek z tego nurtu i nie umiem się jeszcze określić. "Wojna lotosowa" jest jakąś odmianą steampunku i ona naprawdę mi się podobała, dawno temu też chyba coś takiego przeczytałam, ale zatarło się to już w mojej pamięci. Jeśli chodzi o przedstawione przez ciebie książki, to w planach ma "Czterdzieści i cztery", "Królów Dary" i Sandersona. :)
OdpowiedzUsuńA gdzie "Protektorat Parasola"? To przecież takie urocze, pełne wdzięku i niewymuszonego humoru steampunkowe nabijanie się z konwencji paranormal romance, nie da się nie lubić. Wadą jest fakt, ze wyszły u nas 4 z 5 tomów :/ Świetna jest też młodzieżowa trylogia "Lewiatan" Westerfelda, choć to już dieselpunk (osobiście nie cierpię tego rozdrabniania się na podkonwencje konwencji, brrr). No i w sumie "Wiatrogon aeronauty" Butchera wpisuje się w poetykę steampunkową, tylko a) dzieje się w zupełnie niezależnym świecie wtórnym, raczej niezwiązanym w jakikolwiek sposób z naszym i b) celuje raczej w poetykę "dziwne mechanizmy napędzane dziwną energią" niż "panowie w cylindrach, damy w gorsetach".
OdpowiedzUsuńCo do Sandersona, to drugiej trylogii czytałam na razie tylko pierwszy tom, ale w sumie i tak podobał mi się bardziej, niż pierwsza trylogia. Choć to może głównie dlatego, ze zaliczam Sandersona do autorów niemiłosiernie ględzących i sam fakt, ze się streszczał zadziałał na plus.
To książki, które mam u siebie, a nie wybór najlepszych steampunkowych dzieł. ;P Na to nie mam wystarczającej wiedzy.
UsuńMi jego ględzenie samo w sobie nie przeszkadza. Za to ta druga era to - niestety - kompletne olanie logiki tworzenia światów, a tego nie znoszę. Nie ma możliwości, aby świat, w którym jest jakaś magiczna moc, rozwijał się tak samo jak nasz. No nie da się. xD
W każdym razie Protektorat polecam, zwłaszcza jeśli masz możliwość doczytania piątego tomu w oryginale. ;)
UsuńCzy się nie da, to bym nie powiedziała. IMO wszystko zależy od powszechności tych magicznych talentów (zwłaszcza tak wąsko wyspecjalizowanych jak u Sandersona). Tutaj wciąż były stosunkowo rzadkie\słabe, więc raczej pomijalne w projektowaniu technologii.
Zobaczymy, może kiedyś się uda. ;P Kurcze, "głupio mi" - bo ja za wszystkie propozycje jestem wdzięczna, tylko raczej nie szukam rzeczy, po które mam sięgnąć. Swoich w planach mam już za dużo. ;(
UsuńZauważ że np. geniusze matematyczni to u nas też stosunkowo rzadkie przypadki, a jednak to oni kształtują rzeczywistość. Nie mówię, że wszystko musiałoby być o 180* inne, ale przecież gdy masz np. osoby z wielką siłą to nie będziesz tak szybko próbować odkryć dźwig. Albo gdy masz takie, które poruszają się przez skakanie to konie do przewożenia informatorów też tak potrzebne nie będą, NAWET jeśli to będzie wąska grupa. Każda zmiana w strukturze świata - nawet drobna - oddziałowe na to, jak ten się rozwija. Jak na warsztatach podawał Piskorski: wystarczyłaby nam jedna Patelnia Wiecznej Gorącości, abyśmy zaczęli epokę pary kilkaset lat wcześniej.
Też mam za dużo w swoich planach. Zawsze jest za dużo XD
UsuńTyle że matematycy wymyślają rzeczy. Rzeczy, które potem mogą być powielane przez przeciętnie uzdolnionych matematycznie ludzi bez jakiegokolwiek udziału matematycznych geniuszy. To ogólnie dotyczy też magii pod warunkiem, że da się wyprodukować artefakty zdatne do użytku dla ludzi niemagicznych i\lub odsetek ludzi magicznie uzdolnionych choćby w podstawowy sposób jest znaczny (w "Kronikach Rozdartego Świata" Janusz to mniej więcej tak działa - garstka wybitnie uzdolnionych magów wymyśla poza klasycznymi czarami także urządzenia, które mogą obsługiwać osoby praktycznie pozbawione mocy. Urządzenia trafiają potem do masowej produkcji). Wracając do analogii matematycznej - nic nam po geniuszach matematycznych, jeśli 95% społeczeństwa cierpiałoby na głęboką dyskalkulię i nie miało fizycznej umiejętności ogarnięcia nawet tabliczki mnożenia. Magia u Sandersona jest ściśle związana z osobą czarodzieja, chyba nie ma możliwości zaklęcia jej w maszyny. A to sprawia, że taki mag staje się dobrem luksusowym, bo po co ma się szlajać po miejskich i wioskowych budowach, skoro zarobi 10x więcej jako ochroniarz czy osobisty posłaniec lokalnego bogacza. Patelnia Wiecznej Gorącości też na niewiele by się zdała, jeśli nie byłoby nikogo (lub nikogo w sensownej odległości), kto umiałby ją obsługiwać ;)