Ana jest prawniczką, która od pięciu
lat nie zajmuje się poważnymi sprawami. Gdy jej uzależniony od hazardu brat
zostaje oskarżony o morderstwo szychy z kasyna kobieta postanawia go bronić.
Tytuł: Ana
Autor: Roberto
Santiago
Tłumaczenie: Grzegorz
i Joanna Ostrowscy
Liczba
stron: 990
Gatunek: thriller
prawniczy
Wydanie: Muza,
Warszawa 2018
|
Gdy
„Ana” pojawiła się na mojej półce byłam nieźle zdziwiona. Nie sprawdziłam
wcześniej długości książki i byłam przekonana, że skoro to thriller to pewnie będzie
miał maksymalnie sześćset stron, pewnie mniej. A tu przyszło tomiszcze długie
na prawie tysiąc, choć w miękkiej oprawie. Nic dziwnego, że zbierałam się do przeczytania
tej książki dosyć długo: obawiałam się, że utknę w środku i po prostu będę
męczyła ją przez kilka tygodni.
Na
całe szczęście nic takiego nie miało miejsca. Hiszpańska „Ana”, choć jest
pierwszą książką Roberta Santiago dla dorosłych czytelników, to typowa
współczesna literatura, której najważniejszym zadaniem jest: nie nudzić. Czyta
się ją lekko i raczej szybko, nie jest szczególnie opisowa. Mimo objętości nie
wydaje się też szczególnie przegadana. Nie dziwię się więc wszystkim tym którzy
– zgodnie ze sposobem promowania książki przez wydawcę – zarwali noc z „Aną”.
Mam
jednak wrażenie, że ze wszystkich thrillerów, które poznałam ten ma w sobie
najmniej „dreszczowego” pierwiastka. Odbieram „Anę” jako sensacyjny kryminał
prawniczy, który może wzbudzał pewne napięcie i oczekiwanie na rozwiązanie
zagadki, ale na pewno nie sprawił, bym miała dreszcze.
Po
tym wszystkim nie trudno się domyśleć, że przeczytanie tej książki sprawiło mi
pewną frajdę. I tak, nie przeczę: było przyjemnie. Zagadkę śledziłam z
zainteresowaniem. Sama tematyka hazardu w Hiszpanii też była czymś, co mnie
zaciekawiło. Nie dość, że poker to dla mnie temat raczej odległy to na dodatek dobrze
było pobyć trochę w innym kraju. Poza tym mamy w tej powieści też silny polski
pierwiastek, co też można traktować jako zaletę. Mam jednak z tą książką chyba
dość poważny problem. Jaki? „Silną” bohaterkę.
„Ana”
promowana jest właśnie naszą tytułową postacią. Silną prawniczką, która nigdy
się nie poddaje i zawsze dąży do celu. Ale… dla mnie to w żadnym razie nie jest
silna osobowość. To uzależniona od leków alkoholiczka, która na dodatek jest
niebywale rozwiązła. Wprawdzie pyskuje, kombinuje i kłamie bez mrugnięcia
okiem, ale przepraszam: to NIE jest silny charakter. Mam wrażenie, że
przedstawianie tego typu postaci i promowanie ich w taki sposób może być
krzywdzące dla obydwu płci. Z resztą, to nie pierwsze moje spotkanie z taką
postacią i mam wrażenie, że obecnie możemy zaobserwować trend związany z
silnymi kobietami-alkoholiczkami.
Przy
okazji zastanawia mnie również czemu mężczyzna, który pije zwykle jest
przedstawiany jako słaby charakter, a kobieta – wręcz przeciwnie? Czy to
robienie „męskich” rzeczy w oczach pisarzy robi z nas silne babki? Myślę, że to
całkiem ciekawy temat na dyskusje.
W
każdym razie wracając do książki i głównej bohaterki – przyznaję, że nie
przepadam za Aną. To nie postać, z którą „prywatnie” chciałabym mieć cokolwiek
wspólnego, choć jednocześnie jako protagonistka działa naprawdę dobrze w ramach
całej historii i temu zaprzeczyć nie mogę. W końcu postać idealna, bez nałogów
i z doskonałym życiem to nigdy nie jest dobry początek historii, chyba że autor
ma zamiar postaci ten cały doskonały świat prędko zniszczyć.
Cóż
mogę jeszcze dodać? „Ana” to nie jest literatura nadzwyczajna, wyjątkowo
piękna, czy odkrywająca coś w swoim gatunku. Wydaje mi się, że może być jednak
przyjemną rozrywką, która przy okazji zabierze nad do – nie ukrywajmy – modnej obecnie
Hiszpanii. Muszę przyznać, że to pozycja, która obudziła we mnie pewną
ciekawość dotyczącą tego kraju, a związanego z hazardem właśnie: gdybym mogła
spotkać się z autorem chętnie dowiedziałabym się, skąd wziął pomysły na książkę…
i czy hiszpański świat kasyn wygląda właśnie tak, jak w „Anie”.
*
* *
Żadna
z nich [wizji] się nie urzeczywistniła. Tej nocy nikt, żywy czy martwy, nie
wszedł do mojego pokoju.
Byłam
sama. Z moimi lękami. Z bólem w piersi i w wielu innych częściach ciała, w głowie
i, za przeproszeniem, w duszy. Wiedziałam, że muszę podjąć jakąś decyzje.
Powiedziałam
sobie: nigdy więcej skrótów ani półśrodków.
Fragment „Any” Roberta Santiago
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Muza!
Matko boska jakie wielkie tomiszcze. Mam podobne obawy co Ty przy takich grubych książkach... Choć jestem zdziwiona, bo przeważnie thrillery kończą się 400 coś... Nie czuję się zachęcona do książki, ale brzmi całkiem ciekawie :)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie :D
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com