Arthur (Jason Mamoa) to syn ludzkiego mężczyzny i pochodzącej z morskiego
świata kobiety (Nicole Kidman). Korzysta ze swoich mocy, pomagając ludziom. Gdy
w Atlantydzie źle się dzieje, odwiedza go Mera (Amber Heard) z prośbą o pomoc.
Choć
raczej nie tworzę swoich opinii na temat filmów Marvela, to uznałam, że te od
DC recenzować będę: zaczęłam już przy „Wonder Women” i chyba warto to
kontynuować. Przyznać jednak muszę, że „Aquaman” jest moim trzecim filmem z
tego uniwersum, który obejrzałam (trzecim był „Legion Samobójców”) i skusiłam
się na niego głównie przez stosunkowo pozytywne opinie. Absolutnie nie żałuję: ten
film to po prostu czysta zabawa, która może niekoniecznie zawsze ma sens, ale…
przecież nie o to w tym chodzi.
„Aquaman” (2018) reż. James Wan film fantastyczny |
Przede
wszystkim „Aquaman” to film, w którym jest dosłownie wszystko. Roboty strzelające
laserami z oczu, wielkie kraby, koniki morskie, czy nawet sceny rodem z „Małej
syrenki”. To wszystko daje absurdalny, ale bardzo satysfakcjonujący świat,
który przy okazji wygląda naprawdę pięknie. Na „Aquamana” patrzy się z przyjemnością.
Żywe kolory i morskie stworzenia naprawdę przyciągają wzrok.
Ponadto
w tym dziele świetnie wypadają sceny walki. Są nakręcone w taki sposób, że
doskonale wiemy co, kiedy i jak dzieje się na ekranie, a że ich nie brakuje to…
na tym filmie raczej nie da się nudzić.
Nie
należy jednak szukać w „Aquamanie” szczególnej logiki. Historia bazowa jest
bardzo prosta i raczej przewidywalna, ale świat przedstawiony to po prostu
miszmasz przeróżnych rzeczy. Mamy krztuszącą się wodą mieszkankę głębin, mamy ludzi
gadających pod wodą (to taka „supermoc”), a bohaterzy walczą zwykłą bronią,
nawet jeśli mają wyjątkowe umiejętności. Na to wszystko po prostu warto
przymknąć oko i cieszyć się widokami, akcją i… sympatycznymi postaciami.
Bo
owszem, bohaterzy tego filmu wypadają naprawdę sympatycznie. Arthur to wielkolud
z miejscem na właściwym miejscu. Niezbyt inteligentny, o prostym sposobie
myślenia, ale jednocześnie wierny i lojalny względem bliskich. Mera działa na
niego trochę jak kubeł zimnej wody (i wygląda przepięknie), a William Dafoe w roli
Vulko też spełnia swoje zadanie naprawdę dobrze.
Przeciwnicy
Aquamana wypadają stosunkowo solidnie, jak na tego typu film, chociaż mimo
wszystko, nie sądzę, aby zapadli mi szczególnie w pamięci. Niemniej są, mają
jakieś motywacje, jakąś historie za sobą i czuje się raczej usatysfakcjonowana
także pod tym względem.
W
trakcie seansu miałam wrażenie, że mimo wszystko ten film DC wypada mroczniej w
stosunku do MCU: jego ton jest jakby poważniejszy, a kolory częściej są
bardziej mroczne, ciemniejsze. Niemniej, to przecież cały czas ten sam typ
rozrywki. Tyle tylko, że – z tego, co mi wiadomo – DC po prostu cały czas uczy
się, jak te filmy robić dobrze.
„Aquaman”
to na pewno nie jest film dla wszystkich. Jeśli nie lubicie kiczu i absurdu,
raczej podchodziłabym do niego ostrożnie. Jeśli jednak chcecie się po prostu
dobrze bawić, niekoniecznie analizując każdą scenę i każde zachowanie postaci
pod kątem logiki i głębokiego sensu to całkiem prawdopodobne, że historia Arthura
i Arielki… zaraz, przepraszam – Mery, przypadnie Wam do gustu.
Mam w planach, chociaż podchodzę sceptycznie do Aquamana. Kilka filmów z DC mnie rozczarowało (Batman vs Superman chyba najbardziej).
OdpowiedzUsuńHistoria prosta jak drut, ale całkiem rozrywkowa. Można obejrzeć, ale daleko mu do "Wonder Woman"!
OdpowiedzUsuńTo jest typowe i czysto rozrywkowe kino, ten film innego przekazu nie ma. Fajnie się go ogląda, ale czy fabuła zostanie z nami na dłużej? Nie sądzę :)
OdpowiedzUsuńObejrzałam na wielkim ekranie i byłam zachwycona :). Film może i nie jest wysokich lotów, ale efekty specjalne zrobiły na mnie ogromne wrażenie! Nie spodziewałam się, że twórcom aż tak dobrze wyjdzie stworzenie podwodnego świata. Szykowałam się na kicz, a dostałam cudowne kino rozrywkowe. Nie obyło się oczywiście bez cichej nadziei, że Jason jeszcze na chwilę wystąpi bez okrycia górnej części ciała :D.
OdpowiedzUsuńNiezły jest ten film. Aquamana oglądałem będąc z rodzicami na rejsie po jeziorach mazurskich i powiem szczerze, że później się trochę bałem.
OdpowiedzUsuń