wtorek, 30 kwietnia 2019

Vaiana (2016): Tam, gdzie pragnie być


Vaiana jest córką wodza. Kocha swoją wyspę i swój lud jednak czuje, że serce wzywa ją do czegoś innego. Gdy zgodnie z legendami jej dom zaczyna obumierać wyrusza w podróż, aby pomóc swoim ludziom.

Już od dłuższego czasu filmy Disney’a nie są pierwszą rzeczą, o której myślę, gdy chcę coś obejrzeć. Po czasie zwykle jednak oglądam ich produkcje. „Vaianę: Skarb oceanu” obejrzałam pod wpływem impulsu: muzykę do tej animacji tworzył między innymi Lin-Manuel Miranda i z powodu „fazy” na jego twórczość zabrałam się i za historię Vaiany/Moany.
„Vaiana: Skarb oceanu”
ang. „Moana”
reż. Ron Clements, John Musker
film animownay, przygodowy
W przypadku tej historii sprawę trzeba postawić jasno: to jest typowa produkcja Disney’a z księżniczką w roli głównej. Wprawdzie Vaiana nie jest dziewczęciem z pierwszej „generacji” tego typu filmów, przez co jest pewna siebie, walczy o swoje i bierze sprawy we własne ręce, ale w dalszym ciągu jej historia jest bardzo prosta i właściwie przewidywalna. Wydaje mi się jednak, że w tym tkwi moc takich filmów: to sprawdzona formuła, po której wiemy czego się spodziewać, ale jednocześnie praktycznie zawsze tego typu historie Disney’a trzymają stosunkowo wysoki poziom.
Zwłaszcza, że Vaiana jest absolutnie sympatyczną postacią. To nie jest typowa „głupia nastolatka”, która gna przed siebie, bo MARZENIA i MAGIA i MIŁOŚĆ, nie zwracając uwagi na otaczających ją ludzi. Przeciwnie: to bohaterka, która kocha swój lud. Chce być dla niej jak najlepsza, stara się jak może. Próbuje zgasić swoje pragnienia, jednak gdy widzi, że te są zgodne z tym, co jest najlepsze dla jej społeczności po prostu za nimi podąża. Jej kompan, Maui, to też przyjemna postać. Ma w sobie sporo uroku i wydaje mi się, że po prostu nie można go nie lubić.
Do tej pary bohaterów Disney musiał oczywiście dodać jakieś śmieszne zwierzątko: to stały element takich filmów i po prostu nie mogło tu takowego zabraknąć. Tym razem w ramach komediowego elementu dostajemy absolutnie głupiego koguta, który przez to, jak bardzo absurdalne są jego wybryki wręcz wymusza pojawienie się uśmiechu na twarzy.
Jak już wspominałam, konstrukcja tej animacji jest bardzo prosta. Nasza bohaterka musi po prostu dotrzeć do określonego miejsca, a w trakcie podróży pokonać różnorakie kłody, które los rzuca jej pod nogi. To, w połączeniu z dobrym rytmem całej historii naprawdę dobrze się sprawdza i osobiście nie miałabym nic przeciwko, by obejrzeć więcej tego typu filmów.
Nie oszukujmy się: jeśli miałabym wybrać mój ulubiony film Disney’a ostatnich lat na pewno nie byłaby to „Vaiana”. Nie zmienia to faktu, że ta animacja jest po prostu niezwykle miła w odbiorze, zwłaszcza, że wygląda absolutnie fenomenalnie.

3 komentarze:

  1. Zapomniałaś o śwince... Świnka była fajniejsza niż kogut :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zwierzaki były świetne, ale Vaiana nie należy do moich ulubionych animacji. ;)

    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się, nie jest to najlepsza animacja Disneya, ale ogląda się ją przyjemnie. ;)

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony