Vaiana jest córką wodza. Kocha swoją
wyspę i swój lud jednak czuje, że serce wzywa ją do czegoś innego. Gdy zgodnie
z legendami jej dom zaczyna obumierać wyrusza w podróż, aby pomóc swoim
ludziom.
Już
od dłuższego czasu filmy Disney’a nie są pierwszą rzeczą, o której myślę, gdy
chcę coś obejrzeć. Po czasie zwykle jednak oglądam ich produkcje. „Vaianę:
Skarb oceanu” obejrzałam pod wpływem impulsu: muzykę do tej animacji tworzył
między innymi Lin-Manuel Miranda i z powodu „fazy” na jego twórczość zabrałam
się i za historię Vaiany/Moany.
„Vaiana: Skarb oceanu” ang. „Moana” reż. Ron Clements, John Musker film animownay, przygodowy |
W
przypadku tej historii sprawę trzeba postawić jasno: to jest typowa produkcja
Disney’a z księżniczką w roli głównej. Wprawdzie Vaiana nie jest dziewczęciem z
pierwszej „generacji” tego typu filmów, przez co jest pewna siebie, walczy o
swoje i bierze sprawy we własne ręce, ale w dalszym ciągu jej historia jest
bardzo prosta i właściwie przewidywalna. Wydaje mi się jednak, że w tym tkwi
moc takich filmów: to sprawdzona formuła, po której wiemy czego się spodziewać,
ale jednocześnie praktycznie zawsze tego typu historie Disney’a trzymają
stosunkowo wysoki poziom.
Zwłaszcza,
że Vaiana jest absolutnie sympatyczną postacią. To nie jest typowa „głupia
nastolatka”, która gna przed siebie, bo MARZENIA i MAGIA i MIŁOŚĆ, nie
zwracając uwagi na otaczających ją ludzi. Przeciwnie: to bohaterka, która kocha
swój lud. Chce być dla niej jak najlepsza, stara się jak może. Próbuje zgasić
swoje pragnienia, jednak gdy widzi, że te są zgodne z tym, co jest najlepsze
dla jej społeczności po prostu za nimi podąża. Jej kompan, Maui, to też
przyjemna postać. Ma w sobie sporo uroku i wydaje mi się, że po prostu nie
można go nie lubić.
Do
tej pary bohaterów Disney musiał oczywiście dodać jakieś śmieszne zwierzątko:
to stały element takich filmów i po prostu nie mogło tu takowego zabraknąć. Tym
razem w ramach komediowego elementu dostajemy absolutnie głupiego koguta, który
przez to, jak bardzo absurdalne są jego wybryki wręcz wymusza pojawienie się
uśmiechu na twarzy.
Jak
już wspominałam, konstrukcja tej animacji jest bardzo prosta. Nasza bohaterka musi
po prostu dotrzeć do określonego miejsca, a w trakcie podróży pokonać różnorakie
kłody, które los rzuca jej pod nogi. To, w połączeniu z dobrym rytmem całej
historii naprawdę dobrze się sprawdza i osobiście nie miałabym nic przeciwko,
by obejrzeć więcej tego typu filmów.
Nie
oszukujmy się: jeśli miałabym wybrać mój ulubiony film Disney’a ostatnich lat
na pewno nie byłaby to „Vaiana”. Nie zmienia to faktu, że ta animacja jest po
prostu niezwykle miła w odbiorze, zwłaszcza, że wygląda absolutnie
fenomenalnie.
Zapomniałaś o śwince... Świnka była fajniejsza niż kogut :D
OdpowiedzUsuńZwierzaki były świetne, ale Vaiana nie należy do moich ulubionych animacji. ;)
OdpowiedzUsuńJools and her books
Zgadzam się, nie jest to najlepsza animacja Disneya, ale ogląda się ją przyjemnie. ;)
OdpowiedzUsuń