Nocnym życiem warszawy rządzi Jacek:
młody diler narkotyków, który dzięki swojemu opanowaniu wydaje się być
stworzonym dla swojego fachu. Jego życie wydaje się doskonale układać do chwili,
w której pod swój dach przyjmuje na przechowanie dużą ilość towaru.
Tytuł: Ślepnąc
od świateł
Autor: Jakub
Żulczyk
Liczba
stron: 520
Gatunek: sensacja
Wydanie: Świat
Książki, Warszawa 2018
|
O
„Ślepnąc od świateł” trudno było w pewnym czasie nie słyszeć. Zarówno książka,
jak i serial bombardowały mnie wszędzie. W mediach, w księgarniach, w rozmowach
ze znajomymi. Dlatego gdy w moje ręce wpadła powieść Jakuba Żulczyka nie miałam
zamiaru długo czekać i po prosu po nią sięgnęłam, licząc na coś być może nie
wyjątkowego, ale przynajmniej lekkiego w przyswojeniu.
Niestety,
moje spotkanie z tym tytułem nie skończyło się za dobrze. Zacznijmy jednak może
od pozytywu. Żulczyk wydaje się wiedzieć o czym pisze. Tak po prostu. To „jego
świat” – nawet, jeśli nocne życie w Warszawie nie wygląda, tak jak autor je
opisał, to po prostu jego kreacja jest wiarygodna. Temu przeczyć nie będę.
Z
tym, że niestety – właściwie wszystko inne w tej książce po prostu nie przypadło
mi do gustu. Częściowo przez wzgląd na warsztat autora, częściowo przez moje
własne upodobania.
Nie
podoba mi się styl autora. Naprawdę. Z jednej strony jesteśmy wrzuceni do mrocznego
świata dilerów i mafii narkotykowej, a z drugiej dostajemy książkę napisaną w
pierwszej osobie, w stylu pseudo-poetyckim. To naprawdę okropne połączenie. Nie
dość, że opisy Żulczyka są nie raz mocno pokręcone to na dodatek nijak mają się
do klimatu książki, szczególnie gdy po opisie nocnej Warszawy, autor przechodzi
do wybujałego opowiadania nam o przyrządzaniu jajecznicy, albo gapienia się w
ścianę. Ponadto Żulczyk jakby zapomniał, że didaskalia można czasem pominąć,
przez co właściwie każdy dialog zakończony jest takimi słowami jak „powiedział”,
czy „krzyknął”, nawet jeśli nie jest to potrzebne.
Główny
bohater, Jacek, jest z jednej strony postacią wiarygodną: rozumiem, że ktoś
taki mógł lub może funkcjonować. Ale jednocześnie osobiście po prostu bardzo, ale
to bardzo go nie lubię. To artystycznie uzdolniony dzieciak, który w pewnym
momencie uznał, że bardziej opłaca się mu być „dupkiem”, który ma gdzieś
jakiekolwiek wartości i który po prostu mi osobiście jawi się jako bardzo nieprzyjemna
postać. To, w połączeniu z raczej kiepskim stylem oraz historią, która po
prostu mnie nudziła naprawdę nie dało dobrego efektu końcowego.
No
bo właśnie sama opowieść Żulczyka to coś, co ma szanse dobrze wyglądać na
ekranie, ale dla mnie było zupełnie nieangażujące. Nie kibicowałam żadnemu z
bohaterów, więc automatycznie nie interesowały mnie żadne ich porachunki i
plany, a przy takiej historii to wydaje mi się kluczowe.
Cóż
mogę więcej? „Ślepnąc od świateł” w wersji książkowej najzwyczajniej w świecie
nie lubię. Nie chcę do tej książki wracać, nic mnie w niej nie interesuje. Sensu
nad rozważaniem tego, jak bardzo zniszczone jest nasze społeczeństwo też nie
widzę: nocne życie istnieje i to chyba nie powinno dziwić żadnego dorosłego człowieka.
A ile jest tej
„czystej” prawdy z życia wziętej w książce Żulczyka jako czytelnicy i tak nie jesteśmy w stanie sprawdzić.
„czystej” prawdy z życia wziętej w książce Żulczyka jako czytelnicy i tak nie jesteśmy w stanie sprawdzić.
*
* *
(...)
ludzie mówią. Mówią za dużo. Mówią bezładnie. Mówią o sobie nawzajem, za swoimi
plecami. Mówią, kto komu wisi pieniądze, kto kogo ostatnio wypierdolił z
interesu. Mówią, kto jest słaby, gdzie jest słaby, kiedy stał się słaby. Mówią
o tym, co inni mówią o innych. Mówią o tym, kto się z kim rucha. Kto kogo
zdradził. Kto kogo porzucił. Mówią, aby mówić. Mówią, mówią i mówią. Piją po
to, aby mówić jeszcze więcej. Jeszcze głupiej. Informacje przeciekają przez
nich, lecą im z oczu, z uszu, spomiędzy nóg. Nieistotne i istotne. Te
powszechnie wiadome i te poufne. Wciąż mówią. Mówią, dopóki nie padną. Mówią po
to, aby za chwilę powiedzieć jeszcze więcej. Mówienie ich podnieca, rozszerza
ich źrenice, przyśpiesza oddech, zwilża śluzówki. Gdy jest połączone z byciem
słuchanym, wtedy staje się lepsze i ważniejsze niż seks. Lepsze i ważniejsze,
bo bardziej ekonomiczne. Mówienie różni się od seksu zdecydowanie
korzystniejszym stosunkiem energii zainwestowanej do energii uzyskanej.
Zaczęłam i nie skończyłam właśnie przez język. Tak bardzo nie współgrał mi z całą resztą, że nie mogłam się przemóc, by kontynuować.
OdpowiedzUsuńMuszę sprawdzić się kiedyś z Żulczykiem na własnej skórze, bo w końcu wyjdzie mi z lodówki. To fakt, że swego czasu był wszędzie, ale jakoś do tej pory jakoś się za niego nie zabrałam. Ale to połączenie stylów i konwencji o której piszesz, faktycznie wydaje się...mało zjadliwe.
OdpowiedzUsuńmrs-cholera.blogspot.com
Dla mnie też nie do końca zagrało, zdecydowanie bardziej podobała mi się "masakra" Vargi.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Zaczęłam oglądać serial bo się wszyscy zachwycali, ale wulgarność przesłaniała wszystko inne, zarówno fabułę jak i bohaterów więc dałam spokój, można się domyśleć że do książki raczej nie zajrzę a z Twojej recenzji widzę że nic nie stracę
OdpowiedzUsuńCiężko mi się czytało tę książkę. Niestety pokładałam w nią więcej nadziei...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Fantastic Chapter
Chciałam obejrzeć serial, ale najpierw muszę przeczytać książkę. Jestem jej bardzo ciekawa, chociaż myślę, że mogę mieć takie odczucia jak Ty.
OdpowiedzUsuń