Lyssa
od lat miała problemy z zasypianiem. Od dziecka cierpi na bezsenność, której
nie potrafi zaradzić. Pewnej nocy w jej śnie pojawia się niezwykły mężczyzna. Aidan
Cross przynosi jej takie ukojenie, jakiego nie zaznała jeszcze nigdy. Kolejne
spotkania przynoszą Lyssie kolejne nowe doznania, nie pozwalając kobiecie
skupić się na tajemnicy, jaką skrywają jej własne sny.
Tytuł: Rozkosze nocy
Tytuł
serii: Strażnicy snów
Numer tomu: 1
Autor: Sylvia Day
Tłumaczenie:
Małgorzata Miłosz
Liczba
stron: 304
Gatunek: erotyk fantasy
Wydanie: Akurat, Warszawa 2013
|
Książki
skupione na erotyzmie raczej nie należą do tych, po które chętnie sięgam. Jeśli
już się to zdarzy to zwykle albo przez przypadek albo przez popularność danego
tytułu. Tym razem nastąpiło to pierwsze: buszowałam w poszukiwaniu czegoś
lekkiego, a „Rozkosze nocy” są i lekkie, i krótkie. Przeczytana przeze mnie w
niespełna jeden wieczór powieść Sylvii Day nie okazała się jednak niczym więcej…
mimo że ma w sobie potencjał na bycie czymś nieco bardziej intrygującym.
Autorka
chyba chciała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony miała zamiar
napisać gorący erotyk, po który sięgną jej czytelniczki, a z drugiej wpadła na
pomysł uniwersum, które właściwie mogłoby całkiem zgrabnie funkcjonować. Połączenie
tych dwóch konceptów – choć mogłoby naprawdę dobrze działać – okazało się
jednak zbyt powierzchowne, aby książka Day faktycznie wykorzystywała swój pełen
potencjał.
Na
czym polegał więc koncept autorki? Był stosunkowo prosty. Day w swoim świecie
stworzyła dodatkowy wymiar, w którym wyszkoleni mężczyźni w pewnym sensie
bronią snów innych. Jednocześnie bezustannie poszukują osoby z przepowiedni,
która może stanowić zagrożenie dla świata. To niezwykle pojemny i plastyczny
pomysł, pozwalający na dość dużą zabawę. W końcu we śnie może dziać się
naprawdę wiele, prawda?
Wciśnięcie
do takiej historii romansu też nie wydaje się głupie. W końcu kobiety często
marzą o swoim prywatnym obrońcy; kimś, kto odepchnie złe sny i pomoże im w
chwili słabości. A Aidan Cross kimś takim staje się dla głównej bohaterki. Ten
pomysł naprawdę miał spory potencjał na historię nie tylko zaspakajającą
pragnienia czytelniczek, ale przy okazji na stworzenie może nie bardzo
oryginalnego, lecz ciekawego świata przedstawionego.
Sylvia
Day chyba jednak nie wyczuła odpowiedniego balansu pomiędzy ilością fantastyki
a erotyzmem i budowaniem relacji między bohaterami. Na samym starcie zarzuca
nas ogromną ilością wymyślonego przez siebie nazewnictwa, które jednak wkrótce
przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Historia, zamiast po równi rozwijać
wątek fantastyczny i romans, skupia się jedynie na stosunkach płciowych
bohaterów. Ba, Day ma nawet gdzieś jakiekolwiek budowanie relacji postaci. W
końcu umysły Aidana i Lyssy się „połączyły”. On od razu wie o niej wszystko, a Ona
w końcu ma swojego wspaniałego mężczyznę i nie potrzebuje niczego więcej.
Elementy
fantasy pełnią ostatecznie więc tylko rolę pewnego spoiwa, które daje postaciom
kolejne wymówki do współżycia. Tworzą iluzję fabuły, której w gruncie rzeczy w „Rozkoszach
nocy” po prostu nie ma. To erotyk, skupiony tylko na jednym. Jednocześnie
niezbyt zaskakujący i raczej sztampowy, choć mający w sobie tę odrobinę całkiem
uroczej delikatności.
Powieść
Day mimo chęci bycia czymś więcej ostatecznie jest więc tylko przeciętnym
erotykiem, który raczej nie wniesie do niczyjego życia nowych wartości, czy
pomysłów. Niemniej, wydaje mi się, że jako „babski odmóżdżacz” może się
sprawdzić. „Rozkosze nocy” nie są w końcu ani długie, ani trudne, więc czyta
się je błyskawicznie. No i okładka powieści nie straszy nagą, męską klatą,
która z daleka krzyczy „jestem erotykiem”. To chyba też pewien atut… mimo że
wystarczy przeczytać tytuł, by zorientować się, jaka mniej-więcej może być
treść tej historii.
*
* *
–
Jestem taka śpiąca, Aidanie.
–
Odpoczywaj więc – zamruczał.
– Będę pilnował, żeby nikt ci nie przeszkadzał.
–
Jesteś aniołem?
Wykrzywił usta i przycisnął ją mocniej.
–
Nie, kochanie. Nie jestem.
W
odpowiedzi usłyszał ciche chrapanie.
Fragment
„Rozkoszy nocy” Sylvii Day
E, a zapowiadało się nawet interesująco.
OdpowiedzUsuńAle jakie to ładne uproszczenie - połączyć umysły bohaterów, dzięki temu olać budowanie relacji i móc skupić się na najważniejszym - erotyce. Myślę, że dla wielu autorów erotyków takie rozwiązanie może być przełomowym odkryciem xD
OdpowiedzUsuńOj tak, to jest przełomowe. xD
UsuńCross? Przecież autorka napisała osobną historię o Gideonie Crossie 😊
OdpowiedzUsuńZ mojego małego riserczu wynika, że te postacie nie łączy nic poza nazwiskiem. Ale więcej nie wiem, pewności nie mam, bo raczej przyglądać się jej innej twórczości nie planuje. :P
UsuńJa po erotyki sięgam naprawdę bardzo rzadko z tego względu, że każdy kolejny wydaje mi się podobny do poprzednika :D no, raz na jakiś czas się przełamię, ale na krótko.
OdpowiedzUsuńCóż, takie książki omijam szerokim łukiem ;). Ale to ciekawe, że autorka chciała stworzyć coś nietypowego, tylko szkoda, że jej się nie udało...
OdpowiedzUsuńJa generalnie nie znoszę erotyków, drażnią mnie niesamowicie i bardzo rzadko po nie sięgam. O autorce słyszałam i zapowiada się nawet ciekawie, ale szkoda, że nie wyszło...
OdpowiedzUsuń>Day w swoim świecie stworzyła dodatkowy wymiar, w którym wyszkoleni mężczyźni w pewnym sensie bronią snów innych<.
OdpowiedzUsuńCoś w stylu "Wojowników nocy" Mastertona?
Nie mam pojęcia, nie znam Mastertona w ogóle, kojarzę tylko z nazwiska... bo trudno nie kojarzyć. Ale na pewno podobny koncept się gdzieś, komuś w głowie urodził, biorąc pod uwagę, że ja zbliżone pomysły miałam już jakoś w szkole podstawowej. xD
UsuńBardzo ciekawy blog. Czytałam artykuł przyjemnością. Naprawdę super. Nie czytałam jeszcze tej książki ale na pewno wypożyczę i chętnie poczytam.
OdpowiedzUsuń