Konrad
Romańczuk ma zamiar napisać swoje literackie dzieło życia w oddziedziczonym po
dalekim przodku domu. Gdy jednak przybywa do Lichotki odkrywa, że nie będzie to
takie proste. Budynek nie jest pusty. Zamieszkuje go zgraja dożywotników, których
pisarz musi wziąć pod opiekę.
Wielokrotnie
słyszałam porównania Marty Kisiel do Terry’ego Pratchetta. Po lekturze „Nomen
Omen” nie do końca jednak rozumiałam, skąd aż tak wiele osób o tym mówi. Gdy
jednak w moje ręce wpadło „Dożywocie” tej samej autorki wszystko stało się
jasne.
Tytuł: Dożywocie
Tytuł
serii: Dożywocie
Numer tomu: 1
Autor: Marta
Kisiel
Liczba
stron: 416
Gatunek: komedia
fantasy
Wydanie: Uroboros,
Warszawa 2017
|
Ta
książka to – w pozytywnym znaczeniu tych słów – jeden, wielki żart. Autorka bezustannie
bawi się słowem, pisząc w sposób dość potoczny i nawiązując do polskich
powiedzeń, kalek i kultury. Czerpie z resztą nie tylko z naszych rodzimych
motywów. Znajdziemy tu też odrobinę Kinga czy Lovecrafta, a i to przecież nie
wszystko. „Dożywocie”, mimo bycia debiutem, zaskakuje naprawdę dobrym
warsztatem. Kisiel wprawdzie nie sili się na poetyckość czy powagę (wszak to
komedia), jednak by stworzyć działające żarty trzeba przecież mieć często
lepsze wyczucie, niż tworząc „kulturę wyższą”.
Na
dodatek autorka przedstawia nam grupę niezwykle sympatycznych bohaterów. Mieszkańcy
Lichotki to wesoła gromadka, której chyba nie da się nie polubić. Przy okazji każdy
z charakterów jest bardzo wyrazisty. Nie da się ich pomylić i choć jest ich
naprawdę sporo to wszyscy dostają trochę miejsca dla siebie. To nimi „Dożywocie”
stoi – nie fabułą.
Bo
fabuły mimo wszystko w tej powieści Kisiel raczej nie ma. „Dożywocie” ma w moim
odczuciu sporo z powieści obyczajowej. Przedstawia nam raczej scenki z życia
Konrada i jego dożywotników, które luźno łączą się w całość. Niektóre motywy z
początku czy środka powieści wracają na końcu, ale wiele z nich istnieje
głównie po to, by rozwinąć bohaterów albo przedstawić nam jakiś żart.
To
sprawia, że ta książka nie jest powieścią, którą osobiście mogłabym czytać
ciągiem. Najlepiej bawiłam się, gdy zabierałam ją do komunikacji miejskiej, czy
też miałam na poczytanie dosłownie pięć minut. Dzięki temu mogłam wrócić do
postaci, które polubiłam, ale jednocześnie nie czułam się znużona pojedynczymi
scenkami, które do niczego ostatecznie nie prowadziły. „Dożywocie” może więc
naprawdę dobrze sprawdzić się w takiej formie… o ile nie macie tendencji do
wybuchania nagle śmiechem w trakcie czytania.
Pod
koniec posiadanego przeze mnie wydania wydawnictwo zamieściło „Szaławiłę” – opowiadanie
traktujące o dalszych losach Lichotki. Tekst ten zdobył Zajdla za rok 2017 i
choć muszę przyznać, że jest naprawdę dobry, to mimo wszystko raczej mnie
zasmucił, niż bawił. Czemu? Osoby, które tę książkę czytały chyba będą w stanie
mnie zrozumieć: końcówka „Dożywocia” kończy pewien etap w życiu bohaterów, a „Szaławiła”
ten fakt pieczętuje. Więcej może wspominać o opowiadaniu nie będę – jest zbyt
krótkie, bym mogła swobodnie o nim opowiedzieć bez spoilerów.
Muszę
też dodać kilka słów o okładce. Nim książka trafiła w moje ręce nie zwróciłam
na nią szczególnej uwagi. Na żywo jednak prezentuje się naprawdę dobrze. Elwira
Pawlikowska zapewniła książce bardzo klimatyczną i pasującą do treści oprawę, a
znajdujące się wewnątrz ilustracje (także jej autorstwa) urozmaicają czytanie.
„Dożywocie”
to naprawdę przyjemna lektura, która doskonale sprawdzi się jako poprawiacz
nastroju. Choć widziałam, że w księgarniach często ląduje w literaturze
młodzieżowej sama bym jej za taką nie uznała. Faktycznie, pod tym względem
Kisiel jest jak Pratchett – ma na tyle inteligentny żart, że zarówno ci młodsi,
jak i starsi czytelnicy znajdą w niej coś dla siebie. Wprawdzie przez brak jednolitej
fabuły nie jest książką idealną, ale to w końcu debiut autorki i jak na taki,
wypada naprawdę bardzo dobrze.
*
* *
Tego
roku zima postanowiła być wyjątkowo podstępna. Długo czekała na właściwy
moment, tocząc wielce wyrachowaną wojnę psychologiczną, aż wreszcie, mniej
więcej w połowie grudnia, sypnęła śniegiem aż miło i odniosła spektakularny
sukces. Drogowcy byli bardzo zaskoczeni. Nikt natomiast nie był zaskoczony
zaskoczeniem drogowców i chyba tylko dlatego obyło się bez zamieszek.
Fragment
„Dożywocia” Marty Kisiel
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Uroboros!
Dla mnie to świetna lektura :D Doskonale się przy niej bawiłam i od tej pory uwielbiam powieści Marty Kisiel <3
OdpowiedzUsuńNo ja się nie dziwię. <3
UsuńChciałam nadmienić, że Dożywocie ma swoją kontynuację gdzie pojawiają się niektórzy bohaterowie w Sile niższej i Oczach urocznych :)
OdpowiedzUsuńGdyby to nie była seria to w metryczce nie byłoby mowy o tomach. :) Pewnie za jakiś czas sięgnę po kolejne.
UsuńTo było moje pierwsze zetknięcie z prozą Kisiel i nadal uznaję je za najbardziej udane, choć i innym książkom Kisiel niczego nie brakuje. Może wynika to z tego, że naprawdę potrzebowałam książki w stylu "Dożywocia",kiedy po nie sięgnęłam.
OdpowiedzUsuńJa zaczęłam od "Nomen omen" i już teraz wiem, że "Dożywocie" bardziej zapadnie mi w pamięć. Jest bardziej unikatowe.
Usuń