środa, 16 października 2019

Dożywocie: Dom pełen niespodziewanych mieszkańców


Konrad Romańczuk ma zamiar napisać swoje literackie dzieło życia w oddziedziczonym po dalekim przodku domu. Gdy jednak przybywa do Lichotki odkrywa, że nie będzie to takie proste. Budynek nie jest pusty. Zamieszkuje go zgraja dożywotników, których pisarz musi wziąć pod opiekę.

Wielokrotnie słyszałam porównania Marty Kisiel do Terry’ego Pratchetta. Po lekturze „Nomen Omen” nie do końca jednak rozumiałam, skąd aż tak wiele osób o tym mówi. Gdy jednak w moje ręce wpadło „Dożywocie” tej samej autorki wszystko stało się jasne.
Tytuł: Dożywocie
Tytuł serii: Dożywocie
Numer tomu: 1
Autor: Marta Kisiel
Liczba stron: 416
Gatunek: komedia fantasy
Wydanie: Uroboros, Warszawa 2017
Ta książka to – w pozytywnym znaczeniu tych słów – jeden, wielki żart. Autorka bezustannie bawi się słowem, pisząc w sposób dość potoczny i nawiązując do polskich powiedzeń, kalek i kultury. Czerpie z resztą nie tylko z naszych rodzimych motywów. Znajdziemy tu też odrobinę Kinga czy Lovecrafta, a i to przecież nie wszystko. „Dożywocie”, mimo bycia debiutem, zaskakuje naprawdę dobrym warsztatem. Kisiel wprawdzie nie sili się na poetyckość czy powagę (wszak to komedia), jednak by stworzyć działające żarty trzeba przecież mieć często lepsze wyczucie, niż tworząc „kulturę wyższą”.
Na dodatek autorka przedstawia nam grupę niezwykle sympatycznych bohaterów. Mieszkańcy Lichotki to wesoła gromadka, której chyba nie da się nie polubić. Przy okazji każdy z charakterów jest bardzo wyrazisty. Nie da się ich pomylić i choć jest ich naprawdę sporo to wszyscy dostają trochę miejsca dla siebie. To nimi „Dożywocie” stoi – nie fabułą.
Bo fabuły mimo wszystko w tej powieści Kisiel raczej nie ma. „Dożywocie” ma w moim odczuciu sporo z powieści obyczajowej. Przedstawia nam raczej scenki z życia Konrada i jego dożywotników, które luźno łączą się w całość. Niektóre motywy z początku czy środka powieści wracają na końcu, ale wiele z nich istnieje głównie po to, by rozwinąć bohaterów albo przedstawić nam jakiś żart.
To sprawia, że ta książka nie jest powieścią, którą osobiście mogłabym czytać ciągiem. Najlepiej bawiłam się, gdy zabierałam ją do komunikacji miejskiej, czy też miałam na poczytanie dosłownie pięć minut. Dzięki temu mogłam wrócić do postaci, które polubiłam, ale jednocześnie nie czułam się znużona pojedynczymi scenkami, które do niczego ostatecznie nie prowadziły. „Dożywocie” może więc naprawdę dobrze sprawdzić się w takiej formie… o ile nie macie tendencji do wybuchania nagle śmiechem w trakcie czytania.
Pod koniec posiadanego przeze mnie wydania wydawnictwo zamieściło „Szaławiłę” – opowiadanie traktujące o dalszych losach Lichotki. Tekst ten zdobył Zajdla za rok 2017 i choć muszę przyznać, że jest naprawdę dobry, to mimo wszystko raczej mnie zasmucił, niż bawił. Czemu? Osoby, które tę książkę czytały chyba będą w stanie mnie zrozumieć: końcówka „Dożywocia” kończy pewien etap w życiu bohaterów, a „Szaławiła” ten fakt pieczętuje. Więcej może wspominać o opowiadaniu nie będę – jest zbyt krótkie, bym mogła swobodnie o nim opowiedzieć bez spoilerów.
Muszę też dodać kilka słów o okładce. Nim książka trafiła w moje ręce nie zwróciłam na nią szczególnej uwagi. Na żywo jednak prezentuje się naprawdę dobrze. Elwira Pawlikowska zapewniła książce bardzo klimatyczną i pasującą do treści oprawę, a znajdujące się wewnątrz ilustracje (także jej autorstwa) urozmaicają czytanie.
„Dożywocie” to naprawdę przyjemna lektura, która doskonale sprawdzi się jako poprawiacz nastroju. Choć widziałam, że w księgarniach często ląduje w literaturze młodzieżowej sama bym jej za taką nie uznała. Faktycznie, pod tym względem Kisiel jest jak Pratchett – ma na tyle inteligentny żart, że zarówno ci młodsi, jak i starsi czytelnicy znajdą w niej coś dla siebie. Wprawdzie przez brak jednolitej fabuły nie jest książką idealną, ale to w końcu debiut autorki i jak na taki, wypada naprawdę bardzo dobrze.


* * *

Tego roku zima postanowiła być wyjątkowo podstępna. Długo czekała na właściwy moment, tocząc wielce wyrachowaną wojnę psychologiczną, aż wreszcie, mniej więcej w połowie grudnia, sypnęła śniegiem aż miło i odniosła spektakularny sukces. Drogowcy byli bardzo zaskoczeni. Nikt natomiast nie był zaskoczony zaskoczeniem drogowców i chyba tylko dlatego obyło się bez zamieszek.
Fragment „Dożywocia” Marty Kisiel


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Uroboros!

6 komentarzy:

  1. Dla mnie to świetna lektura :D Doskonale się przy niej bawiłam i od tej pory uwielbiam powieści Marty Kisiel <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam nadmienić, że Dożywocie ma swoją kontynuację gdzie pojawiają się niektórzy bohaterowie w Sile niższej i Oczach urocznych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby to nie była seria to w metryczce nie byłoby mowy o tomach. :) Pewnie za jakiś czas sięgnę po kolejne.

      Usuń
  3. To było moje pierwsze zetknięcie z prozą Kisiel i nadal uznaję je za najbardziej udane, choć i innym książkom Kisiel niczego nie brakuje. Może wynika to z tego, że naprawdę potrzebowałam książki w stylu "Dożywocia",kiedy po nie sięgnęłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaczęłam od "Nomen omen" i już teraz wiem, że "Dożywocie" bardziej zapadnie mi w pamięć. Jest bardziej unikatowe.

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony