wtorek, 1 października 2019

Shriek: Posłowie: Analiza życia badacza Szarych Kapeluszy



Ambergris to potężne miasto, w którego zakamarkach czai się śmiertelnie groźna rasa Szarych Kapeluszy. Artystka, Janice Shriek, pisze posłowie do książki swojego młodszego brata, Duncana. Mężczyzna spędził lata na badaniu podziemi miasta, a jego siostra opowiada, jak jego życie wyglądało z jej perspektywy.

Tytuł: Shriek: Posłowie
Tytuł serii: Ambergris
Numer tomu: 2
Autor: Jeff VanderMeer
Tłumaczenie: Robert Waliś
Liczba stron: 400
Gatunek: weird fiction
Wydanie: Mag, Warszawa 2010

„Shriek: Posłowie” jest powieścią, która przeleżała u mnie swoje. Zakupiłam ją na pierwszym roku studiów, w jakimś dyskoncie, chcąc poznać jakieś książki z „Uczty Wyobraźni” Maga. Dopiero po fakcie zorientowałam się, że to drugi tom z serii i odłożyłam czytanie na później. I „później” stało się „teraz”: w końcu kolejna książka Jeffa VanderMeera jest już za mną.
Szczerze przyznam jednak, że sama nie do końca wiem, co o tej powieści myślę. VanderMeer to człowiek o bardzo dobrych pomysłach i wyćwiczonym warsztacie, co w tej książce widać. Mało który autor byłby w stanie poprowadzić tego typu powieść tak, aby czytelnik nie gubił się w treści. Z jednej strony dostajemy tu bowiem narrację pierwszoosobową Janice Shirek. Z drugiej jednak w nawiasach wypowiada się jej brat, Duncan, komentując słowa swojej siostry. Wielu innych autorów mogłoby nie udźwignąć takiej narracji, a temu autorowi ta wychodzi bardzo płynnie. Na dodatek sama relacja rodzeństwa jest chyba jednym z najciekawszych elementów „Shrieku”.
Przy tym jednak moje zainteresowanie historią mogłabym określić mianem średniego. Opis z tyłu okładki obiecuje czytelnikowi wielkie tajemnice i skandale, a ja tego w treści książki szczególnie nie odczuwam. Ta książka VanderMeera z jednej strony osadza akcję w fikcyjnym mieście, ale z drugiej skupia się na kwestiach bardzo przyziemnych i obyczajowych. Opowiada o skupionym na swojej pracy historyku, problemach rodzinnych, romansach i świecie wydawniczym, a sprawy związane ze światem przedstawionym spycha w tło. Muszę jednak oddać, że dzięki temu to „tło” ma w sobie coś ciekawego i mrocznego, ale to było za mało, abym bezustannie czuła się skupiona na lekturze.
Ponadto VanderMeer przyzwyczaił mnie do dzieł raczej krótkich. Konkretnych i przepełnionych treścią. W trakcie lektury „Shrieku” miałam jednak wrażenie, że całość jest niepotrzebnie wydłużona, a odczucie, że pomijając dziesięć stron nie stracę niczego z treści wcale nie jest szczególnie dobre. Być może miałam takie wrażenie przez nieznajomość poprzedniej części z serii. Z tego, co mi wiadomo (choć mogę się tu mylić) tamta część to zupełnie inna historia, osadzona w tym samym mieście. Może jednak gdybym poznawała serię po kolei byłabym bardziej przywiązana do samego Ambergris, co zwiększyłoby moje zainteresowanie opisami VanderMeera. Ale kto wie. W tej chwili „Miasto szaleńców i świętych” nie jest najlepiej dostępne i pewnie prędko nie zweryfikuje tej wiedzy. Nie jestem więc w stanie w pełni ocenić tej książki.
Jeff VanderMeer jest autorem, który nie trafi do wszystkich – to nie ulega wątpliwości. Ja spotkania z tym tytułem nie żałuję, choć nie sądzę, bym do niego wróciła: przynajmniej nie mam poczucia, że zalega na mojej półce. Twórczość tego pana warto sprawdzić, choć chyba niekoniecznie od tej konkretnie pozycji. Naprawdę wydaje mi się, że wydłużenie książki do czterystu zapisanych drobnym druczkiem stron nie wyszło tej historii na dobre. Jak na razie odnoszę wrażenie, że VanderMeer najlepiej radzi sobie w formie stosunkowo krótkiej, będącej gdzieś na pograniczu opowiadania i powieści.
* * *


Ależ dziwne z nas stworzenia, pomyślałam. Żyjemy, kochamy, umieramy wśród chaosu radości i smutku, podniecenia i nudy. Każdy umysł niepowtarzalny jak odcisk palca i równie zagadkowy. Wymyślamy historie, by zrozumieć siebie, i wmawiamy sobie, że są prawdziwe, choć tak naprawdę stanowią jedynie nasze odciski palców, niezależnie od tego, jak uniwersalne znaczenie staramy się im przypisywać.
Fragment „Shrieku: Posłowia” Jeffa VanderMeera





3 komentarze:

  1. Nie czytałam tej serii ale myślę, że w wolnej chwili mogłabym po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A kto powiedział, że fantastyka to ma być wyłącznie epicka nawalanka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt, nie przypominam sobie, bym o tym pisała w powyższym tekście. :P To po prostu stosunkowo długa, jak na VanderMeera, książka, a mu chyba jednak najlepiej wychodzi krótsza forma. Co przecież nie oznacza epickiej nawalanki, bo tego w jego twórczości raczej nie ma.

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony