Ambergris
to potężne miasto, w którego zakamarkach czai się śmiertelnie groźna rasa
Szarych Kapeluszy. Artystka, Janice Shriek, pisze posłowie do książki swojego
młodszego brata, Duncana. Mężczyzna spędził lata na badaniu podziemi miasta, a
jego siostra opowiada, jak jego życie wyglądało z jej perspektywy.
Tytuł: Shriek:
Posłowie
Tytuł
serii: Ambergris
Numer tomu: 2
Autor: Jeff
VanderMeer
Tłumaczenie: Robert Waliś
Liczba
stron: 400
Gatunek: weird
fiction
Wydanie: Mag,
Warszawa 2010
|
„Shriek:
Posłowie” jest powieścią, która przeleżała u mnie swoje. Zakupiłam ją na
pierwszym roku studiów, w jakimś dyskoncie, chcąc poznać jakieś książki z „Uczty
Wyobraźni” Maga. Dopiero po fakcie zorientowałam się, że to drugi tom z serii i
odłożyłam czytanie na później. I „później” stało się „teraz”: w końcu kolejna
książka Jeffa VanderMeera jest już za mną.
Szczerze
przyznam jednak, że sama nie do końca wiem, co o tej powieści myślę. VanderMeer
to człowiek o bardzo dobrych pomysłach i wyćwiczonym warsztacie, co w tej
książce widać. Mało który autor byłby w stanie poprowadzić tego typu powieść
tak, aby czytelnik nie gubił się w treści. Z jednej strony dostajemy tu bowiem
narrację pierwszoosobową Janice Shirek. Z drugiej jednak w nawiasach wypowiada
się jej brat, Duncan, komentując słowa swojej siostry. Wielu innych autorów
mogłoby nie udźwignąć takiej narracji, a temu autorowi ta wychodzi bardzo
płynnie. Na dodatek sama relacja rodzeństwa jest chyba jednym z najciekawszych
elementów „Shrieku”.
Przy
tym jednak moje zainteresowanie historią mogłabym określić mianem średniego.
Opis z tyłu okładki obiecuje czytelnikowi wielkie tajemnice i skandale, a ja
tego w treści książki szczególnie nie odczuwam. Ta książka VanderMeera z jednej
strony osadza akcję w fikcyjnym mieście, ale z drugiej skupia się na kwestiach
bardzo przyziemnych i obyczajowych. Opowiada o skupionym na swojej pracy
historyku, problemach rodzinnych, romansach i świecie wydawniczym, a sprawy
związane ze światem przedstawionym spycha w tło. Muszę jednak oddać, że dzięki
temu to „tło” ma w sobie coś ciekawego i mrocznego, ale to było za mało, abym
bezustannie czuła się skupiona na lekturze.
Ponadto
VanderMeer przyzwyczaił mnie do dzieł raczej krótkich. Konkretnych i przepełnionych
treścią. W trakcie lektury „Shrieku” miałam jednak wrażenie, że całość jest
niepotrzebnie wydłużona, a odczucie, że pomijając dziesięć stron nie stracę
niczego z treści wcale nie jest szczególnie dobre. Być może miałam takie
wrażenie przez nieznajomość poprzedniej części z serii. Z tego, co mi wiadomo
(choć mogę się tu mylić) tamta część to zupełnie inna historia, osadzona w tym
samym mieście. Może jednak gdybym poznawała serię po kolei byłabym bardziej
przywiązana do samego Ambergris, co zwiększyłoby moje zainteresowanie opisami
VanderMeera. Ale kto wie. W tej chwili „Miasto szaleńców i świętych” nie jest
najlepiej dostępne i pewnie prędko nie zweryfikuje tej wiedzy. Nie jestem więc
w stanie w pełni ocenić tej książki.
Jeff
VanderMeer jest autorem, który nie trafi do wszystkich – to nie ulega
wątpliwości. Ja spotkania z tym tytułem nie żałuję, choć nie sądzę, bym do
niego wróciła: przynajmniej nie mam poczucia, że zalega na mojej półce. Twórczość
tego pana warto sprawdzić, choć chyba niekoniecznie od tej konkretnie pozycji.
Naprawdę wydaje mi się, że wydłużenie książki do czterystu zapisanych drobnym
druczkiem stron nie wyszło tej historii na dobre. Jak na razie odnoszę wrażenie,
że VanderMeer najlepiej radzi sobie w formie stosunkowo krótkiej, będącej
gdzieś na pograniczu opowiadania i powieści.
*
* *
Ależ
dziwne z nas stworzenia, pomyślałam. Żyjemy, kochamy, umieramy wśród chaosu
radości i smutku, podniecenia i nudy. Każdy umysł niepowtarzalny jak odcisk
palca i równie zagadkowy. Wymyślamy historie, by zrozumieć siebie, i wmawiamy
sobie, że są prawdziwe, choć tak naprawdę stanowią jedynie nasze odciski
palców, niezależnie od tego, jak uniwersalne znaczenie staramy się im
przypisywać.
Fragment
„Shrieku: Posłowia” Jeffa VanderMeera
Nie czytałam tej serii ale myślę, że w wolnej chwili mogłabym po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńA kto powiedział, że fantastyka to ma być wyłącznie epicka nawalanka?
OdpowiedzUsuńNikt, nie przypominam sobie, bym o tym pisała w powyższym tekście. :P To po prostu stosunkowo długa, jak na VanderMeera, książka, a mu chyba jednak najlepiej wychodzi krótsza forma. Co przecież nie oznacza epickiej nawalanki, bo tego w jego twórczości raczej nie ma.
Usuń