W mieście pełnym łowców czarownic ukrywa się Louise. Młoda dziewczyna jest wiedźmą i złodziejką, która nie chce mówić o swojej przeszłości. Ma jeden cel: odzyskać rodzinny pierścień. Akcja jednak nie idzie tak, jak zakładała i splot przypadków sprawia, że staje przed wyborem bez dobrego rozwiązania: czeka na nią stryczek bądź małżeństwo z młodym łowcą czarownic na usługach Kościoła.
Po „Szóstce wron” zawitała w moim serduszki nadzieja na to, że być może fantastyka młodzieżowa czasem jednak trzyma poziom i być może te popularne rzeczy od czasu do czasu da się przeczytać bez bólu. I choć coś mi świtało, że „Gołąb i wąż” to książka zbierająca mieszane opinie to uznałam, że hej, chce tylko lekkiej książki, nic więcej, na rozluźnienie powinno mi się doskonale sprawdzić. Ale niestety nie. Co się przy niej poirytowałam to moje.
Gołąb i wąż Shelby Mahurin wyd. WeNeedYA, 2019 Cykl Gołąb i wąż, t. 1 |
Już od pierwszych stron historia sprawiała wrażenie bardzo chaotycznej. Coś się dzieje, ale w sumie co? Trudno to początkowo określić. Czasem faktycznie tak w fantastyce, nawet tej z najwyższej półki, tak się zdarza, ale zazwyczaj ogólny „feeling” jest trochę inny. Tu był po prostu chaos, który sprawiał, że nie wiedziałam, gdzie podziać oczy i myśli.
Z czasem historia zaczęła się powoli klarować, ale gdy to nastąpiło… cóż, usystematyzujmy to. Najpierw bohaterowie. Potem więcej o fabule.
Książka jest napisana z perspektywy dwóch bohaterów: Louise i Reida. O ile męski charakter jestem w stanie zaakceptować bez większego szemrania, tak protagonistka jest bohaterką tak drażniącą, jak to tylko jest możliwe. Ostatnio już w „Mroczniejszym odcieniu magii” narzekałam na żeńską postać, ale ta panna jest naprawdę jeszcze gorsza. Zachowuje się non stop jak dziecko, które w sklepie chce cukierka, więc tupie i płacze. To sprawia, że nawet jeśli los jej daje szansę na ciekawą linię fabularną, to ona nie potrafi jej wykorzystać, bo najzwyczajniej w świecie nie radzi sobie z własnymi emocjami.
Reid zaś po prostu jest. To nie jest bohater najlepszego sortu, ma swoje za uszami, ale moim zdaniem nie wybija się w żadnym miejscu i spokojnie mógłby być przez nikogo nie zauważonym bohaterem z 3-, 4-planu.
I niestety, ale tacy bohaterzy nie stworzą sami z siebie najlepszej fabuły, w związku z czym cała nadzieja stała w chaotycznych umiejętnościach storytellingowych autorki. Niestety, okazało się, że nie było co na nich polegać. Samo zawiązanie akcji jest po prostu idiotyczne (i chaotyczne, jak wspominałam). Reid przypadkiem wpada na mieście na przebraną za chłopaka Louise, ta go trochę intryguje. Potem, właśnie dlatego, że raz na nią wpadł, bierze ją za złodziejkę, nie za czarownicę (choć ma bardzo marne podstawy), potem się szamoczą i nagle, niespodziewanie, do losowej szamotaniny dołącza się ARCYBISKUP najważniejsza osoba w mieście, i uznaje, że hej, ty mój jeden z wielu łowców czarownic, musisz za nią wyjść, bo inaczej będę musiał cię zwolnić, a ją powiesić, dziękuję, do widzenia. To n i e m a s e n s u. I nie obchodzi mnie, że później autorka coś próbuje do tego doszyć, jakoś to wyjaśnić. Ten koncept jest i d i o t y c z n i e rozpisany. Ja wiem, że o niego tutaj chodziło, ale jeśli się nie wie, jak się za taką historię zabrać to może lepiej jej nie pisać?
Później mamy scenki, w których Lousie nienawidzi Reida, scenki, w których Reid nienawidzi Louise, potem się jednak trochę lubią, potem miłostki i się dzieją rzeczy, przeszłość wychodzi na jaw, wielkie tłuczenie się i koniec części pierwszej — ogółem standard w tego typu historiach, przy okazji napisany maksymalnie średnio.
Do tego wszystkiego drażniący jest świat przedstawiony. Akcja rozgrywa się gdzieś, ale w sumie nie do końca wiadomo gdzie. Niby we Francji, ale jakiejś takiej magicznej, ale średniowiecznej i w sumie trochę współczesnej, bo bohaterowie zachowują się jak uczestnicy larpa, wszystko przerysowując, by było d r a m a t y c z n i e oraz e p i c k o. Z tegoż powodu mamy naszą absurdalnie irytującą Louise, Kościół, który nienawidzi kobiet i wiedźmy, które nienawidzą mężczyzn oraz kościoła. A także melodramatyczne zwroty akcji, angst i takie tam inne.
Przy okazji ta powieść zmusiła mnie do zastanowienia się, gdzie leży granica powieści młodzieżowej 13+ i fantastyki dla dorosłych. Bo choć książkę wydało WeNeedYa i chociaż ma styl typowo młodzieżowym, to jednak bohaterzy są dorosłymi ludźmi. Młodymi, ale to nie jest powieść o dorastaniu. Może o odnajdywaniu siebie, ale to przecież nie jest kluczem w młodzieżówkach. Przy okazji, choć pojawia się tu tylko jedna scena erotyczna, to jest tak dokładnie rozpisana, jakby niespodziewanie człowiek na kilka stron otwarł erotyk. A to w powieści dla młodzieży ABSOLUTNIE NIE POWINNO się znaleźć.
Dlatego też nie polecam. Ani to dobra powieść młodzieżowa, ani dobra powieść fantasy, także moim zdaniem należy czytać wyłącznie w absolutnej ostateczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.