sobota, 30 września 2017

Podziemia Veniss: Prawdziwa uczta dla wyobraźni


Po przeczytaniu „Wodnego noża” uznałam, że moje maleństwo potrzebuje któregoś ze swojego rodzeństwa z Uczty Wyobraźni, by nie było jej smutno. Tego samego dnia trafiłam na outlet z dwoma książkami z tej serii, wśród których były „Podziemia Veniss”. Zakup bardzo emocjonalny, nieprzemyślany – brałam, bo tanie, bo Uczta Wyobraźni. Nie interesowała mnie treść, grunt to seria! Ciekawi, jak się skończyło to moje spontaniczne spotkanie? :D

Tytuł: Podziemia Veniss
Autor: Jeff Vandermeer
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Liczba stron: 240
Gatunek: antyutopia
Wydanie: Mag, Warszawa 2009

Nicholas został okadzony z całego swojego dobytku. Dlatego marzy mu się surykatka.  Postanawia ją zdobyć i... znika. Wkrótce z jego zniknięcia zdaje sobie sprawę Nicola, jego bliźniaczka. Kobieta zaczyna go szukać.

„PodziemiaVeniss” nie bez powodu trafiła do serii „Uczta wyobraźni” – to książka, która jest tak specyficzna, tak dziwna i jednocześnie tak dobra, że naprawdę nią jest. Nie będzie to może lektura dla każdego, jak to z trudniejszymi pozycjami bywa, ale zdecydowanie, to jest kawałek dobrej literatury.
Historia, którą przedstawia Jeff Vandermeer jest bardzo prosta. Z tym, że już styl autora może być trudniejszy do przyswojenia. Mi czytało się tę książkę błyskawicznie, ale zdecydowanie nie jest to lektura, którą przyswoiłby zmęczony umysł. Styl autora jest bardzo specyficzny. Vandermeer bawi się narracją i metaforami, jednocześnie opisując przerażające rzeczy w... przerażający sposób, co wcale w literaturze nie jest tak częste, jak mogłoby się wydawać. Oj tak, już dawno nie zdarzyło mi się, bym miała ochotę odwrócić głowę z obrzydzenia w trakcie czytania, a ta lektura mi to zapewniła.
„Podziemia Veniss” to – teoretycznie – antyutopia. Z tym, że tą powieść czyta się bardziej jak przerażającą baśń. Vandermeer nie skupia się w niej na dokładnym pokazaniu systemu, w którym żyją bohaterowie: daje nam jedynie jakieś szczątki, ochłapy, z których musimy poskładać całość. Przy okazji otoczenie postaci kreuje w sposób wręcz absurdalny, który jednak w jego rzeczywistości zdaje się być całkiem namacalny i logiczny. Ach, uwielbiam autorów, którzy potrafią tak dobrze łączyć paradoksy!
Wewnątrz można znaleźć trójkę głównych bohaterów, z których każdy ma swój kawałek narracji: nie są jednak one stosowane zamiennie, a po kolei. Nick, Nicola i Shadrach. Trójka zupełnie innych ludzi, z innymi przeżyciami, celami i planami na życie, których postanowił połączyć los. Nick ma duszę artysty, jego siostra, Nicola, to programistka. Shadrach zaś odkąd wyszedł z podziemi na powierzchnię pracuje dla pewnego tajemniczego człowieka. Cała trójka wzajemnie się dopełnia, a ich losy doskonale się splatają, tworząc niby przypadkowy, ale bardzo logiczny ciąg wydarzeń. Mimo, że to stylem i sposobem napisania, a nie fabułą stoi ta powieść.
Skłamałabym mówiąc, że sam antagonista nie jest ciekawym człowiekiem, bo choć ukryty jest w cieniu, również odgrywa sporą rolę. Inna ciekawa postać, czyli myśląca surykatka o wielkości goryla także sprawdza się w swojej roli. Ale by pisać o tych bohaterach więcej musiałabym powiedzieć, o co chodzi w fabule. A tego robić zdecydowanie nie chce – to historia, którą trzeba poznać na własną rękę.
„Podziemia Vensiss” to nie lekka, swawolna historyjka, którą „pokocha każdy”. Do tej lektury warto się psychicznie nastawić i nie chcieć od antyutopii przyjemnej, radosnej opowieści. Niemniej, uważam, że to naprawdę kawał dobrej fantastyki, którą warto znać, choćby dla poszerzania własnych horyzontów. Zwłaszcza, że czyta się ją wspaniale.

* * *

Cały świat uległ przekształceniu, jego zewnętrzna powłoka ustąpiła i ukazała mi skrywane dotąd pod skórą ciało. Przez długie minuty stałem tam, gryzmoląc jak idiota, z otwartymi ustami. Pisałem to, co zostało w tej chwili wpisane we mnie. Nie wytrwałbym dłużej z tymi wszystkimi pomysłami i obrazami wgryzającymi się w mój umysł. Musiałem znaleźć więcej papieru. Musiałem pisać, to wylewało się ze mnie.

Fragment „Podziemi Veniss” Jeffa Vandermeera


5 komentarzy:

  1. Antyutopie z reguły są ciekawe, będę miała na uwadze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Antyutopie generalnie nie są przyjemnymi, radosnymi opowieściami :) Tę książkę muszę zdobyć i też bardziej dlatego, że seria, a nie że fabuła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech, seria Uczta wyobraźni to jedna z tych, w których znajduję tylu ciekawych autorów i książek, a wciąż się nie mogę za nic zabrać. Może dlatego, że za duży wybór? :D
    Chociaż do tej nie bardzo mnie ciągnie, wiem, że to głupi argument, ale nie lubię sięgać po tak krótkie powieści z fantastyki. Ledwo się rozkręca, a tu już koniec... ale może dla dobrej antyutopii warto zrobić wyjątek. :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że ta książka może być dla mnie. Z chęcią zapiszę tytuł.
    www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
  5. O jaaa, nie słyszałam o tej serii, a już ją chcę <3 ale tak to zwykle jest, że dobre książki są mało reklamowane :/

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony