niedziela, 6 września 2020

Mit o Alarze: Epicka historia pełna jednozdaniowych akapitów

 


Andrygon, razem ze swoją kompanią, wyrusza w podróż na drugi koniec świata. Mieszkańcy wysp badają tajemnicze i niemal opuszczone ziemie. W tym czasie Ja-meke wyrusza w podróż, aby zbliżyć się do Słońca i zdobyć trzecie imię, dzięki czemu stanie się Ujętym – wyniesionym ponad ludzi. Obydwoje nie mają pojęcia, że w Raju, odizolowanym od reszty świta regionie, zaczyna dziać się coś dziwnego i jeden z jego mieszkańców pierwszy raz opuszcza znane sobie ziemie, aby znaleźć odpowiedź na pytanie, co takiego się tam wydarzyło.

 

Po książki self-publisherów sięgam bardzo rzadko. Nie bez powodu. Do dziś pamiętam moje spotkanie w 2017 roku z książką Michała Podbielskiego („Wojny żywiołów. Przebudzenie ziemi: Udręczeni”), której najzwyczajniej w świecie nie dało się czytać. Wiem jednak, że obecnie z powodu światowej sytuacji debiutanci mogą mieć problem z wejściem na rynek. Dlatego „Mitowi o Alarze” Ryszarda Feina postanowiłam dać szansę. I choć nie czułam niemożliwych boleści, jak w przypadku powieści Podbielskiego to chwilami miałam ochotę płakać przez łzy.

High fantasy to kuszący gatunek. Nie dziwię się więc, że Fein sięgnął właśnie po niego, próbując stworzyć epicki, potężny świat. I właściwie nawet miał kilka ciekawych pomysłów. Na przykład stworzył lud bazujący na starożytnym Egipcie, który (jak już człowiek przywyknie do dziwnych nazw) właściwie ma nawet interesującą strukturę. Nie jest to może koncept zupełnie nowatorski, ale z tego dałoby się coś wyciągnąć. Mamy też zderzenia kultur, które potrafią w fantasy wypadać wręcz fenomenalnie. Wystarczy sprawdzić sobie wegnerowskie „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” by zrozumieć siłę miejsc, w których łączą się różne ludzkie spojrzenia na świt.

Ale… „Mit o Alarze” dla mnie nie jest skończonym, książkowym produktem. A jako taki jest sprzedawany. Tej powieści brakuje zarówno autorskiego warsztatu, jak i porządnej redakcji. Z pozytywów pod tym względem właściwie mogę powiedzieć tylko jedno. Fein ZAZWYCZAJ w miarę poprawnie składa zdania.

Problemem jest już sama konstrukcja tekstu. Akapity w tej powieści są w lwiej części jednozdaniowe i często jednolinijkowe. Na dodatek, gdy autor chce napisać coś bardziej dynamicznego to do tych akapitów dodaje nagminnie powtarzające się wykrzykniki, a jeśli chce zbudować napięcie kończy akapit trzema kropkami…

       … i kolejny też od nich zaczyna, dodając przy tym parę dodatkowych spacji. Czemu, jak, po co i komu jest to potrzebne? Nie mam pojęcia, bo mi na pewno nie uprzyjemniało to czytania.

Dodatkowo autor w narracji skupia się tylko na czynnościach bohaterów, często opisując je bardzo ogólnie. Przykładowo, pisze, że postać wstała, poszła pracować, zjadła, poszła wstać, a potem znów wstała. Nie wgłębia się w ogóle w emocje i odczucia bohaterów. Przez to całokształt wypada bardzo topornie i sztucznie, zaś o kreacji postaci niemal nie da się tu mówić.

Jakby tego było mało, Feinowi zdarzają się dziwne, słowne wstawki. W quasi-antycznym świecie postacie na przykład żartują sobie z tego, że „woda” rymuje się z „broda” (aż musiałam się po tym napić), a jeden z bohaterów pisze o tym, że chce mu się „siku”, używając tego właśnie słowa, które nijak nie pasuje do całokształtu.

Przy okazji, autor dość często próbuje poruszać filozoficzne tematy. Ba, początek „egipskiego” wątku kojarzył mi się bardzo mocno z „Czarnoksiężnikiem z  Archipelagu” Le Guin. Problem polega na tym, że jeśli takie tematy mają w powieści dobrze wybrzmieć to warsztat autora musi być nienaganny. A w tym przypadku wypadają co najwyżej głupio i śmiesznie.

Nie wymęczyłam się w trakcie czytania. Widzę przy tym w tej powieści sporo radości z pisania, typowej dla takiego taniego, masowo pisanego fantasy (co jest fajne w taki naiwny, głupiutki sposób). Ale jednocześnie nie dostrzegam w „Micie o Alarze” pełnoprawnej powieści. Mamy na rynku książki tańsze, ładniej wydane, łatwiej dostępne i o wiele, wiele lepsze, niż powieść Feina – dlatego nie mam pojęcia, komu mogłabym ją polecić. Może co najwyżej temu, który przeczytał już absolutnie każdą powieść high fantasy dostępną na rynku? Ale to będzie przecież nieistnie… przepraszam, niebywale wąskie grono odbiorców.



Za możliwość przeczytana książki dziękuję autorowi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony