Andrygon,
razem ze swoją kompanią, wyrusza w podróż na drugi koniec świata. Mieszkańcy
wysp badają tajemnicze i niemal opuszczone ziemie. W tym czasie Ja-meke wyrusza
w podróż, aby zbliżyć się do Słońca i zdobyć trzecie imię, dzięki czemu stanie
się Ujętym – wyniesionym ponad ludzi. Obydwoje nie mają pojęcia, że w Raju, odizolowanym
od reszty świta regionie, zaczyna dziać się coś dziwnego i jeden z jego mieszkańców
pierwszy raz opuszcza znane sobie ziemie, aby znaleźć odpowiedź na pytanie, co
takiego się tam wydarzyło.
Po
książki self-publisherów sięgam bardzo rzadko. Nie bez powodu. Do dziś pamiętam
moje spotkanie w 2017 roku z książką Michała Podbielskiego („Wojny żywiołów.
Przebudzenie ziemi: Udręczeni”), której najzwyczajniej w świecie nie dało się
czytać. Wiem jednak, że obecnie z powodu światowej sytuacji debiutanci mogą
mieć problem z wejściem na rynek. Dlatego „Mitowi o Alarze” Ryszarda Feina
postanowiłam dać szansę. I choć nie czułam niemożliwych boleści, jak w
przypadku powieści Podbielskiego to chwilami miałam ochotę płakać przez łzy.
High
fantasy to kuszący gatunek. Nie dziwię się więc, że Fein sięgnął właśnie po
niego, próbując stworzyć epicki, potężny świat. I właściwie nawet miał kilka
ciekawych pomysłów. Na przykład stworzył lud bazujący na starożytnym Egipcie, który
(jak już człowiek przywyknie do dziwnych nazw) właściwie ma nawet interesującą
strukturę. Nie jest to może koncept zupełnie nowatorski, ale z tego dałoby się
coś wyciągnąć. Mamy też zderzenia kultur, które potrafią w fantasy wypadać wręcz
fenomenalnie. Wystarczy sprawdzić sobie wegnerowskie „Opowieści z meekhańskiego
pogranicza” by zrozumieć siłę miejsc, w których łączą się różne ludzkie
spojrzenia na świt.
Ale…
„Mit o Alarze” dla mnie nie jest skończonym, książkowym produktem. A jako taki
jest sprzedawany. Tej powieści brakuje zarówno autorskiego warsztatu, jak i
porządnej redakcji. Z pozytywów pod tym względem właściwie mogę powiedzieć
tylko jedno. Fein ZAZWYCZAJ w miarę poprawnie składa zdania.
Problemem
jest już sama konstrukcja tekstu. Akapity w tej powieści są w lwiej części
jednozdaniowe i często jednolinijkowe. Na dodatek, gdy autor chce napisać coś bardziej
dynamicznego to do tych akapitów dodaje nagminnie powtarzające się wykrzykniki,
a jeśli chce zbudować napięcie kończy akapit trzema kropkami…
…
i kolejny też od nich zaczyna, dodając przy tym parę dodatkowych spacji. Czemu,
jak, po co i komu jest to potrzebne? Nie mam pojęcia, bo mi na pewno nie
uprzyjemniało to czytania.
Dodatkowo
autor w narracji skupia się tylko na czynnościach bohaterów, często opisując je
bardzo ogólnie. Przykładowo, pisze, że postać wstała, poszła pracować, zjadła,
poszła wstać, a potem znów wstała. Nie wgłębia się w ogóle w emocje i odczucia bohaterów.
Przez to całokształt wypada bardzo topornie i sztucznie, zaś o kreacji postaci
niemal nie da się tu mówić.
Jakby
tego było mało, Feinowi zdarzają się dziwne, słowne wstawki. W quasi-antycznym
świecie postacie na przykład żartują sobie z tego, że „woda” rymuje się z „broda”
(aż musiałam się po tym napić), a jeden z bohaterów pisze o tym, że chce mu się
„siku”, używając tego właśnie słowa, które nijak nie pasuje do całokształtu.
Przy
okazji, autor dość często próbuje poruszać filozoficzne tematy. Ba, początek „egipskiego”
wątku kojarzył mi się bardzo mocno z „Czarnoksiężnikiem z Archipelagu” Le Guin. Problem polega na tym,
że jeśli takie tematy mają w powieści dobrze wybrzmieć to warsztat autora musi
być nienaganny. A w tym przypadku wypadają co najwyżej głupio i śmiesznie.
Nie
wymęczyłam się w trakcie czytania. Widzę przy tym w tej powieści sporo radości
z pisania, typowej dla takiego taniego, masowo pisanego fantasy (co jest fajne
w taki naiwny, głupiutki sposób). Ale jednocześnie nie dostrzegam w „Micie o
Alarze” pełnoprawnej powieści. Mamy na rynku książki tańsze, ładniej wydane, łatwiej
dostępne i o wiele, wiele lepsze, niż powieść Feina – dlatego nie mam pojęcia,
komu mogłabym ją polecić. Może co najwyżej temu, który przeczytał już absolutnie
każdą powieść high fantasy dostępną na rynku? Ale to będzie przecież nieistnie…
przepraszam, niebywale wąskie grono odbiorców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.