Charles
Wallance jest przekonany, że w ogródku zadomowił się smok. Gdy jego siostra,
Meg oraz ich przyjaciel, Calvin, wyruszają sprawdzić, co to za stwór, okazuje
się on być cherubinem, który przybył na ziemię wraz z Nauczycielem. Ich rolą
jest pomoc trójce młodych ludzi: Charles Wallance jest ciężko chory i tylko Meg
jest w stanie pomoc sześciolatkowi.
Gdy
oceniałam „Pułapkę czasu” trochę ubolewałam nad jej niskimi ocenami. Kontynuacja
powieści L’Engle okazała się być jednak w moim odczuciu nieco słabszą
powieścią. Bo choć porusza właściwie te same tematy to robi to w sposób, który
nie do końca przypadł mi do gustu.
Podobnie
jak tom pierwszy, tak i ta powieść nie należy do szczególnie nowych. Ukazała
się dziesięć lat po pierwszej, ale to w dalszym ciągu sprawia, że ma niemal siedemdziesiąt
lat. To ponownie sprawia, że sposób prowadzenia narracji jest nieco inny, choć
w przypadku tej powieści irytował mnie nieco bardziej. Brakowało mi w tej
niedługiej książce budowania relacji między postaciami. Meg i Calvin są w sobie
co najmniej zauroczeni od poprzedniego tomu, ale właściwie pojawia się to tylko
gdzieś pomiędzy. Charles Wallance również ma niby bardzo dobrą relację z
siostrą, ale ponownie – dowiadujemy się o tym głównie z jakiś zdań w narracji,
a nie opisów konkretnych scenek. Rozumiem, że to powieść dla dzieci i że nie
może być zbyt długa, ale jednak trochę mi tego brakowało. Zwłaszcza, że w przypadku
tej części bohaterowie drugoplanowi nie są szczególnie interesujący. Bo tak jak
w „Pułapce czasu”, tak i tu postacie dostają przewodników po świecie… ale choć
są oni ciekawym konceptem to nie nazwałabym ich ciekawymi charakterami.
Ponadto
Meg w końcu zaczęła mnie irytować. W pierwszym tomie była niepewna siebie i
trochę marudząca, ale przeszła pewną drogę i przynajmniej w teorii zrozumiała,
że jednak może więcej. W „Przeciągu w drzwiach” wygląda jednak na to, że
dziewczynka niczego się nie nauczyła i właściwie wciąż zachowuje się jak nie
tak samo, to gorzej.
Ponadto
wiedza i moralność, które autorka chce wpoić dzieciom przez tę historię, są
przedstawiane jakby bardziej topornie. Cały wątek z chorobą Charlesa byłby
bardzo cenny, ale L’Engle sama sobie wymyśla, co chłopcu jest, a ostateczny morał
w sumie niewiele wnosi. Bo całość skupia się na tym, że miłość pokonuje
wszelakie zło. A chyba wszyscy wiemy, że z chorobami tak nie zawsze jest.
Właściwie zazwyczaj nie jest.
Chyba
cenniejszy jest więc wątek związany z kochaniem ludzi, których się nie lubi,
ale i on jest jakiś mistyczny, dziwny, nudnawy. Chyba ¼ tej powieści zajmuje
opis Meg, która (narzekając oczywiście) próbuje zrozumieć, jak ma zacząć żywić
pozytywne emocje do szkolnego nauczyciela, którego bardzo nie lubi – i chyba na
tym etapie zaczęłam tracić zainteresowanie książką.
Nie
lubię też wątku podróży w głąb ludzkiego ciała, a autorka robi to w sposób zdecydowanie
zbyt udziwniony i raczej – nie dla mnie.
„Przeciąg
w drzwiach” to ślicznie wydana powieść, dlatego na fakt jej posiadania nie mam
zamiaru narzekać. Jest też książką dość znaną w Stanach i uznawaną tam za
klasykę literatury dziecięco-młodzieżowej: dlatego też warto ja znać.
Zwłaszcza, że ma urocze elementy i wcale nie jest długa, więc nie zajmuje wiele
czasu. Wolę chyba jednak zostać myślami przy tomie pierwszym, a drugi po prostu
mieć. Nie sądzę, bym go tej powieści z jakąś szczególną chęcią wracała.
Książka książką... Ale ta papużka!! ♥
OdpowiedzUsuń(nie papużka, a dinozaur. On za takie zniewagi odgryza głowy!)
UsuńCzyli można powiedzieć, że na każdej płaszczyźnie ta książka ma jakąś wadę. Szkoda.
OdpowiedzUsuń