Lata
50. XX wieku. Młody Atticus Turner jest ciemnoskórym weteranem wojennym, który
podróżuje przez Stany do swojej rodziny. Gdy okazuje się, że jego ojciec
wyjechał, rusza jego śladem. W ten sposób natrafia na tajemniczą sektę, która
nie przestanie go prześladować.
O
serialu na podstawie tej książki słyszałam już dawno, gdy tylko zaczęły
pojawiać się pierwsze zapowiedzi i zwiastuny. Temat nie zainteresował mnie
jednak wtedy na tyle, aby zacząć o produkcji samodzielnie czytać, dlatego o
tym, że „Kraina Lovecrafta” jest właściwie adaptacją powieści Matta Ruffa o tym
samym tytule dowiedziałam się dopiero pod koniec sierpnia 2020. Jako, że H. P.
Lovecrafta naprawdę bardzo lubię to nie zawahałam się sięgnąć po kolejne
dzieło, które bawi się jego twórczością. Niestety, trudno mi ocenić tę książkę
inaczej, niż jako stosunkowo przeciętną. Ale może po kolei!
Zacznijmy
od tego, że „Kraina Lovecrafta” nie jest do końca powieścią. To raczej zbiór
opowiadań, który próbuje udawać dłuższą formę. Każdy rozdział to odrębna historia,
biorąca na tapet oddzielny motyw. Łączą je wprawdzie bohaterowie, ale ten
główny często się zmienia. Są też chyba ułożone w porządku chronologicznym i
nawiązują do siebie nawzajem, tworząc ostatecznie w miarę spójną całość, jednak
pod katem konstrukcji ta książka przypomina dwa pierwsze tomy „Wiedźmina”
Sapkowskiego czy „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” niż pełnoprawną
powieść. Wydaje mi się, że to naprawdę warto mocno zaznaczyć, bo wiem że z tego
powodu niejeden czytelnik zdążył się od tego tytułu „odbić”. Należy jednak
zaznaczyć, że Lovecraft pisał przecież właśnie opowiadania i być może autor
próbował i w ten sposób odnieść się do jego tekstów.
Jak
to zwykle w przypadku opowiadań bywa i te w u Ruffa są dość nierówne. Niektóre
intrygują bardziej, inne po chwili umykają z pamięci. Chyba najbardziej zapadł
mi w pamięć rozdział/tekst pierwszy („Kraina Lovecrafta”) oraz „Jekyll w Hyde
Parku”, opowiadający o wcielaniu się w kogoś, kim się nie jest. Niektóre z nich
dość mocno mnie jednak nudziły, a choć mitologia Lovecrafta pojawia się w
pewnych motywach to właściwie Tego klimatu, dla którego sięgam po opowiadania
grozy tego pisarza wcale w tej powieści nie wyczułam.
Dlaczego?
Wydaje mi się, że przez sam styl Matta Ruffa. Lovecraft w swoich tekstach
przykładał dużą uwagę do słowa. Jest bardzo poetycki i choć straszy
obrzydliwościami robi to w sposób piękny, wywołując u czytelnika na równi
ciarki oraz zachwyt tym, co „widzi”. Język w „Krainie Lovecrafta” jest zaś tą
bardzo prostą sieczką, która w żadnym razie nie przywiązuje uwagi do porównań
czy eleganckich opisów. Przez to być może tę książkę łatwo się czyta i bez
wątpienia trafi do dość szerokiego grona odbiorców, ale jednocześnie w moim
odczuciu traci ten kluczowy dla Lovecrafta element. Liczyłam, że czytając
książkę Ruffa poczuję choć odrobinę grozy… a jednak nie zdarzyło się to ani
razu.
Ponadto,
prawdopodobnie znów przez język, niektórych bohaterów wyobrażałam sobie jako
nastolatków. Co z tego, że to postacie, które pracują i są wyraźnie dorosłe,
zarządzają pewnymi majątkami. Choćby jedna z głównych bohaterek, Letycja czy
jej siostra, Ruby – te podacie zachowują się czasami jak młodziutkie
dziewczynki, a nie kobiety, które muszą o siebie zadbać.
Dość
istotnymi elementami tych tekstów jest rasizm oraz popkultura, wiec i o nich
muszę tu wspomnieć. Zacznijmy od tego drugiego. Ruff bardzo często nawiązuje do
książek, które czyta główny bohater. Na początku pojawia się dość dużo znanych
tytułów, tak jakby autor próbował pokazać nam, jak bardzo oczytany jest i on, i
jego charakter. Ostatecznie jednak te nawiązania nie wnoszą niczego do fabuły,
a w kolejnych tekstach temat trochę się ucisza.
Tematyki
razismu nie jestem w stanie w ocenić. Wiem, że w USA w latach 50. czarnoskóre
osoby nie miały łatwo. Znam ten temat jednak jedynie z popkultury i właściwie
to, co przeczytałam w „Krainie Lovecrafta” pokrywało się z tą moją kompletnie
nienaukową wiedzą. Wydaje mi się jednak, że przez dodanie do tego elementów
lovecraftowskiej twórczości Ruff mitologizuje ten naprawdę ważny i trudny
temat. A nie wydaje mi się to dobre. Po pierwsze, sprawia, że staje się on
mniej namacalny i bardziej baśniowy. Po drugie, wywołuje emocje, niekoniecznie
ciągnąc za sobą chęć analizy sytuacji. Od ostatecznych sądów w tym względzie
wole się jednak powstrzymać, bo nie czuję, aby moja wiedza była wystarczająca.
Czy
tę książkę można czytać? Tak, niewątpliwie. „Kraina Lovecrafta” potrafi być
chwilami przyjemną lekturą i ma w sobie parę naprawdę fajnych konceptów. Ma
jednak sporo cech, które przynajmniej ja uznaje za wady. Bez wątpienia nie jest
dziełem idealnym i nie sądzę, aby zapadła mi na dłużej w pamięć. Ale ja jestem
przecież dość wymagającym czytelnikiem i wydaje mi się, że osoba, która po
prostu szuka lekkiej rozrywki, która porusza przy tym jakiś ważny społecznie
temat znajdzie w niej całkiem przyjemną odskocznie.
Cóż, to ja sobie daruję. Jest sporo znakomitych książek, które mam ochotę przeczytać. A niezbyt mam ochotę czytać coś, co nawiązuje do twórczości samotnika z Providence, napisane prostackim językiem. Już prędzej sięgnę po to studium nad Lovecraftem autorstwa Houllebecque'a.
OdpowiedzUsuńNo to jest takie pisane pod masy. :( W ogóle czytając to miałam wyobrażenie o autorze jako o ciemnoskórym debiutancie. A to biały człowiek z latami w pisarstwie. Od kogoś, kto od tylu lat tworzy jednak chciałabym czegoś zdecydowanie więcej.
UsuńJa takowych wyobrażeń nie miałem :P. Ale opis nie zachęca tak, czy siak. Szkoda czasu, moim zdaniem. Dzięki za ostrzeżenie.
UsuńNo ja nie sprawdziłam autora przed czytaniem, a w trakcie lektury brzmiało mi to jak debiut. :D Spoko, polecam się czy coś. :P
UsuńWydaje mi się, że po obejrzeniu serialu książka nie zaoferuje już nic nowego. I ten Lovecraft w tytule to taki typowy wabik.
OdpowiedzUsuńTrudno mi powiedzieć - bo nie oglądałam. Ale w przypadku książki jest trochę nawiązań, rozumiem skąd tytuł. Chociaż bez tego też by się mogła spokojnie obyć.
UsuńKsiążkę i serial sobie daruję, więc trudno mi się odnieść, ale okładka - fuj. Tak się zastanawiam, czy wydawcy robią te okładki filmowe/serialowe, bo dostają kasę za reklamę?
OdpowiedzUsuńOne są chyba tańsze w wykonaniu (bierzesz plakat i przerabiasz, co z problem) plus takie książki mogą się lepiej sprzedawać. No nie podoba mi się też raczej, ale co poradzić.
Usuń