sobota, 12 września 2020

Zbudzone furie: W końcu koniec "przygody" z Takeshim!

     


Takeshi Kovacs przez ponad dwieście lat przebywał w przechowalni, pozbawiony cielesnej powłoki. Po tak długim czasie powraca na swój rodzimy Świat Harlana, trafiając w wir intryg polityczno-militarnych.

 

„Modyfikowany węgiel” zaczął cykl z przytupem. Choć nie był idealną powieścią to gdy czytałam go dwa lata temu zrobił na mnie dość pozytywne wrażenie. Zawierał naprawdę ciekawy koncept wyjściowy i zapowiadał początek akcyjno-kryminalnej serii. A że kryminał w wydaniu fantastycznym raczej lubię to mimo pewnych wad, powieść po prostu do mnie trafiła. Tyle, że już drugi tom dość mocno mnie zmęczył. Na tyle, że czytanie ostatniego bezustannie odkładałam w czasie, mimo że przecież miałam go na półce. W końcu jednak ta „przygoda” jest już za mną i mogę odetchnąć z ulgą.

„Zbudzone furie” jest właściwie powtórką z rozrywki z tomu drugiego. Autor zdaje się kompletnie porzucać jakiejkolwiek quasi-filozoficzne rozważania, mimo że jego koncept jak najbardziej pozwalałby na zastanowienie się nad stanem społeczeństwa czy na głębszym rozważaniu „co by było gdyby”. Za to Morgan tworzy bardzo męską powieść akcji, kojarzącą mi się z średnio udanym, wysokobudżetowym filmem, który próbuje być brutalny i dorosły… w bardzo niedojrzały sposób.

Odnoszę wrażenie, że coś w przypadku tej i poprzedniej części „nie gra” w narracji. Bezustannie miałam wrażenie zagubienia w czasie i przestrzeni, tak jakby autor nie dopowiedział mi tego, gdzie jestem. Coś się niby cały czas działo – ale gdzie, co, jak i po co? Gubiłam się dość regularnie, powtarzając czasem fragmenty… co w lwiej części nic nie dawało. Tak, jakby za dużo w „Znudzonych furiach” było pisania o niczym: o rzeczach nieistotnych dla fabuły i niewiele wnoszących scen akcji, a za mało dobrze podanej ekspozycji (bo ta kiepsko podana jak najbardziej tu jest) i po prostu porządnego prowadzenia czytelnika przez historię.

Pisałam jednak o niedojrzałości tej książki. A no tak: tu znów „Zbudzone furie” cierpią na to samo, co tom poprzedni. Autor tej powieści zdaje się niemal w ogóle nie wnikać w emocje bohaterów, w ich rozważania czy charaktery, skupiając się tylko na powietrznościach. Jednocześnie najwyraźniej uważa, że nie istnieje coś takiego, jak dobra powieść bez dokładnego opisu intymnych scen. W „Zbudzonych furiach” dostajemy więc co najmniej klika bardzo erotycznych fragmentów, które wyglądają jak film dla dorosłych przeniesiony na łamy powieści. Nie gorszą mnie takie opisy same w sobie, ale one w przypadku tej książki po prostu wydają się stworzone nie po to, aby zbudować relacje miedzy postaciami, albo pokazać nam, kim jest Takeshi, a po to, by męski czytelnik poczuł się zaspokojony. Nie, przepraszam, po prostu nie: każdy fragment, który nic nie wnosi do fabuły powinien zostać z książki wycięty. Te też.

Poza tym im dalej w las, tym mniej lubię postać Takeshiego. To człowiek, który ot tak ma czelność krzyczeć na innych i wymuszać na nich swój światopogląd, a tego nie lubię w żadnym wydaniu. Nie ciekawi mnie w żaden sposób, nie interesuje mnie jego historia, mam go szczerze dosyć – i absolutnie nie chce do niego wracać.

Czuję, że właściwie nie mam w przypadku „Zbudzonych furii” wiele do dodania. Rozumiem, że ta powieść ma szansę komuś się podobać. Jeśli czytelnik szuka typowo męskiej „nawalanki”, w pozornie ciekawym świecie to owszem, może i to będzie trylogia dla niego. Ja jednak jedynie mogę sobie pluć w brodę, że po „Modyfikowanym węglu” od razu wzięłam dwie kolejne części i musiałam wymęczyć się przez taką ilość stron. Bo w końcu jeśli coś mam to należy to przeczytać. Cóż, przynajmniej okładki mają całkiem ciekawe.




8 komentarzy:

  1. Szkoda, że ten finał jest rozczarowujący. Ja w sumie nigdy nie byłam w pełni przekonana do tego cyklu i nie sądzę, bym miała kiedykolwiek się za niego zabrać. A skoro to zwieńczenie jest takie sobie, to tym bardziej. Stawiam, że wtedy może pozostać większy niesmak.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam w planach "Modyfikowany węgiel", bo sporo o nim słyszałam i ciekawa jestem jak go odbiorę, ale nie wiem czy sięgnę po kontynuację, bo zupełnie nie wiem czego spodziewać się po tej serii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to masz napisane wyżej, czego możesz się spodziewać. Pierwszy tom warto poznać, ale im dalej w las tym gorzej.

      Usuń
  3. Chciałam obejrzeć serial, słyszałam, że pierwszy sezon to złoto, drugi stracił na jakości i chyba go anulowali, ale słyszałam tyle złego, że chyba nie chcę. Do książek też nie czuję pociągu - nie przekonują mnie. Totalnie rozumiem, dlaczego musiałam skończyć serię - ja ogólnie nie lubię zostawiać książek, ale dawno temu sie nauczyłam, że czasami kiepski początek albo środek może być zapowiedzią fantastycznego finału! Szkoda, że nie w tym przypadku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zwykle nie kontynuuje serii, jeśli mi "nie siądą", ale no miałam już te w papierze...

      Usuń
  4. Szkoda, że drugi i trzeci tom nie domagają na tak wielu płaszczyznach. Tym bardziej, że z tego co piszesz, sam koncept ma dość ciekawy potencjał. Szkoda, że nie został on wykorzystany. Może autor powinien poprzestać na jednym tomie.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony