Takeshi
Kovacs przez ponad dwieście lat przebywał w przechowalni, pozbawiony cielesnej
powłoki. Po tak długim czasie powraca na swój rodzimy Świat Harlana, trafiając
w wir intryg polityczno-militarnych.
„Modyfikowany
węgiel” zaczął cykl z przytupem. Choć nie był idealną powieścią to gdy czytałam
go dwa lata temu zrobił na mnie dość pozytywne wrażenie. Zawierał naprawdę
ciekawy koncept wyjściowy i zapowiadał początek akcyjno-kryminalnej serii. A że
kryminał w wydaniu fantastycznym raczej lubię to mimo pewnych wad, powieść po
prostu do mnie trafiła. Tyle, że już drugi tom dość mocno mnie zmęczył. Na
tyle, że czytanie ostatniego bezustannie odkładałam w czasie, mimo że przecież
miałam go na półce. W końcu jednak ta „przygoda” jest już za mną i mogę
odetchnąć z ulgą.
„Zbudzone
furie” jest właściwie powtórką z rozrywki z tomu drugiego. Autor zdaje się
kompletnie porzucać jakiejkolwiek quasi-filozoficzne rozważania, mimo że jego
koncept jak najbardziej pozwalałby na zastanowienie się nad stanem
społeczeństwa czy na głębszym rozważaniu „co by było gdyby”. Za to Morgan
tworzy bardzo męską powieść akcji, kojarzącą mi się z średnio udanym,
wysokobudżetowym filmem, który próbuje być brutalny i dorosły… w bardzo
niedojrzały sposób.
Odnoszę
wrażenie, że coś w przypadku tej i poprzedniej części „nie gra” w narracji.
Bezustannie miałam wrażenie zagubienia w czasie i przestrzeni, tak jakby autor
nie dopowiedział mi tego, gdzie jestem. Coś się niby cały czas działo – ale
gdzie, co, jak i po co? Gubiłam się dość regularnie, powtarzając czasem
fragmenty… co w lwiej części nic nie dawało. Tak, jakby za dużo w „Znudzonych
furiach” było pisania o niczym: o rzeczach nieistotnych dla fabuły i niewiele
wnoszących scen akcji, a za mało dobrze podanej ekspozycji (bo ta kiepsko
podana jak najbardziej tu jest) i po prostu porządnego prowadzenia czytelnika
przez historię.
Pisałam
jednak o niedojrzałości tej książki. A no tak: tu znów „Zbudzone furie” cierpią
na to samo, co tom poprzedni. Autor tej powieści zdaje się niemal w ogóle nie
wnikać w emocje bohaterów, w ich rozważania czy charaktery, skupiając się tylko
na powietrznościach. Jednocześnie najwyraźniej uważa, że nie istnieje coś
takiego, jak dobra powieść bez dokładnego opisu intymnych scen. W „Zbudzonych
furiach” dostajemy więc co najmniej klika bardzo erotycznych fragmentów, które
wyglądają jak film dla dorosłych przeniesiony na łamy powieści. Nie gorszą mnie
takie opisy same w sobie, ale one w przypadku tej książki po prostu wydają się
stworzone nie po to, aby zbudować relacje miedzy postaciami, albo pokazać nam,
kim jest Takeshi, a po to, by męski czytelnik poczuł się zaspokojony. Nie,
przepraszam, po prostu nie: każdy fragment, który nic nie wnosi do fabuły
powinien zostać z książki wycięty. Te też.
Poza
tym im dalej w las, tym mniej lubię postać Takeshiego. To człowiek, który ot
tak ma czelność krzyczeć na innych i wymuszać na nich swój światopogląd, a tego
nie lubię w żadnym wydaniu. Nie ciekawi mnie w żaden sposób, nie interesuje
mnie jego historia, mam go szczerze dosyć – i absolutnie nie chce do niego
wracać.
Czuję,
że właściwie nie mam w przypadku „Zbudzonych furii” wiele do dodania. Rozumiem,
że ta powieść ma szansę komuś się podobać. Jeśli czytelnik szuka typowo męskiej
„nawalanki”, w pozornie ciekawym świecie to owszem, może i to będzie trylogia
dla niego. Ja jednak jedynie mogę sobie pluć w brodę, że po „Modyfikowanym
węglu” od razu wzięłam dwie kolejne części i musiałam wymęczyć się przez taką
ilość stron. Bo w końcu jeśli coś mam to należy to przeczytać. Cóż, przynajmniej
okładki mają całkiem ciekawe.
Szkoda, że ten finał jest rozczarowujący. Ja w sumie nigdy nie byłam w pełni przekonana do tego cyklu i nie sądzę, bym miała kiedykolwiek się za niego zabrać. A skoro to zwieńczenie jest takie sobie, to tym bardziej. Stawiam, że wtedy może pozostać większy niesmak.
OdpowiedzUsuńMeh, no chyba nie ma co niestety. :(
UsuńMam w planach "Modyfikowany węgiel", bo sporo o nim słyszałam i ciekawa jestem jak go odbiorę, ale nie wiem czy sięgnę po kontynuację, bo zupełnie nie wiem czego spodziewać się po tej serii.
OdpowiedzUsuńNo to masz napisane wyżej, czego możesz się spodziewać. Pierwszy tom warto poznać, ale im dalej w las tym gorzej.
UsuńChciałam obejrzeć serial, słyszałam, że pierwszy sezon to złoto, drugi stracił na jakości i chyba go anulowali, ale słyszałam tyle złego, że chyba nie chcę. Do książek też nie czuję pociągu - nie przekonują mnie. Totalnie rozumiem, dlaczego musiałam skończyć serię - ja ogólnie nie lubię zostawiać książek, ale dawno temu sie nauczyłam, że czasami kiepski początek albo środek może być zapowiedzią fantastycznego finału! Szkoda, że nie w tym przypadku...
OdpowiedzUsuńJa zwykle nie kontynuuje serii, jeśli mi "nie siądą", ale no miałam już te w papierze...
UsuńSzkoda, że drugi i trzeci tom nie domagają na tak wielu płaszczyznach. Tym bardziej, że z tego co piszesz, sam koncept ma dość ciekawy potencjał. Szkoda, że nie został on wykorzystany. Może autor powinien poprzestać na jednym tomie.
OdpowiedzUsuńCóż, cykl zawsze lepiej się sprzedaje. :D
Usuń