Jak wychować szczeniaka na szczęśliwego psa? Steven Mann, treser z wieloletnim doświadczeniem, przedstawia swoją filozofie szkolenia tych zwierząt skupioną na pozytywnej interakcji. To książka dla przyjaciół psów – nie ich posiadaczy.
SQN
to wydawnictwo, od którego mam naprawdę wiele książek i z różnych powodów mam
do ich wydań słabość. A że „Dobry piesek! Jak wychować niesfornego szczeniaka”
Stevena Manna ma na okładce psa dość bliskiej mi rasy to po prostu
zdecydowałam, że sprawdzę, co można znaleźć wewnątrz tego poradnika. Bardziej z
ciekawości i chęci analizy takiej książki, niż z potrzeby faktycznego
wychowania małego psiaka.
Zacznijmy
więc może od kwestii wcale nie najważniejszej w przypadku tego typu lektury,
ale dość istotnej dla mnie samej, mianowicie: od stylu autora. Nie czytam
nadmiernej ilości poradników, ale i tak zauważyłam tendencje do tego, aby tego
typu książki upraszczać pod tym względem do wręcz blogowej formy. I „Dobry
piesek!” jest właśnie przykładem tego „nurtu”. Autor posługuje się wybitnie
uproszczonym i potocznym językiem. W tekście można znaleźć emotikony, a coś
takiego jak źródła czy przypisy w przypadku tej pozycji nie istnieją. Rozumiem
trochę z czego to po części wynika. Targetem tej książki nie jest CZYTELNIK, a
nowy WŁAŚCICIEL PSA. Osoba, która niekoniecznie czyta, a powinna przez tą
pozycje przebrnąć bez bólu i z przyjemnością. Niemniej, jednak wolałabym, aby
ta książka została poddana dokładniejszej redakcji.
Dodatkowo
sam autor przynajmniej próbuje się kreować na Wielkiego Przyjaciela Psów, który
Kocha Świat i jest Tak Pozytywny, Że Aż Zbyt. Rozumiem, że stare metody szkoleń
psów potrafią być bardzo okrutne i Mann próbuje stworzyć jakby pewną
przeciwwagę, ale przynajmniej dla mnie jego entuzjazm był momentami męczący.
Ponadto autor często porównuje zachowania psów do ludzkich, co może tworzyć
złudzenie, że psia psychika jest bardzo podobna do ludzkiej. A to właśnie
uznanie, że pies = mniejszy człowiek tworzy wiele problemów w wychowaniu psów.
Skoro
zaczęłam od narzekań, może po prostu najpierw wypunktuje też pozostałe rzeczy,
które niekoniecznie mi się podobają i/lub z którymi się nie zgadzam. Dodajmy
więc może, że tej książce przydałyby się jakieś ilustracje. Nie ma ich wewnątrz
– a ona się aż o to prosi. Ale rozumiem, że to podniosłoby cenę wydania.
Jeśli
chodzi o treść to mam wrażenie, ze porady o samej tresurze są lepsze, niż te z
pierwszych rozdziałów dotyczące zabierania szczeniaka do domu. Autor chwilami
jest dość nierealistyczny w swoim podejściu, proponując aby np. nowy właściciel
psa zostawił u hodowcy kocyk lub najlepiej cale legowisko, aby przesiąknęło
zapachem miejsca. Nie twierdzę, że to zła rada sama w sobie, ale kompletnie
nierealistyczna. Jeśli hodowca ma siedem szczeniąt to gdzie on ma te wszystkie
legowiska pomieścić? Poza tym nikt nie odda przecież kupującemu szczenię
brudnego koca. A uwierzcie mi – szczenięta załatwiają się naprawdę WSZĘDZIE.
Więc taki przedmiot już po chwili będzie po prostu nadawał się do prania, a nie
widzę sensu w przekazywaniu właścicielowi przedmiotu pachnącego proszkiem.
Kolejną
z tego typu rad jest na przykład polecanie przez Manna szelek (w książce
błędnie nazywanych uprzężą). Autor zdaje się nie wiedzieć, że źle dobrane
szelki mogą szczenię po prostu skrzywdzić, blokując mu ruchy łopatki. A dobrze
dobrane szelki to szelki szyte na miarę, których nie opłaca się dawać
szczenięciu.
Poza
takimi elementami sama treść jest… po prostu w porządku. Zwłaszcza, gdy
pozbawimy jej tej wręcz sztucznie pozytywnej otoczki. Nie zgadzam się idealnie
ze wszystkim, ale Mann zwraca uwagę na kilka spraw, które nawet mi gdzieś
umknęły, a na ile znam zachowanie psów na tyle mogę stwierdzić, że te rady i
sposoby powinny zadziałać przy szczenięciu, które dopiero poznaje świat. Bo
pamiętajcie też, że autor skupia się tu na psiakach, które są czystymi kartami.
Nieskrzywdzonymi, dobrze socjalizowanymi od wieku szczenięcego i mające typowe
dla takich psów „problemy”. Jeśli posiadacie psiaka z poważniejszymi problemami
behawioralnymi ta książka raczej nie pomoże
Wam ich rozwiązać.
Koniec końcow… to nieidealna książka, która mimo wszystko można polecić osobom, które zaczynają swoje przygodę z psem. Jest dość łatwo dostępna, skupia się na tych najbardziej problematycznych kwestiach wychowania szczenięcia i naprawdę może być pomocna. Nie można jednak przy niej zapominać, że każdą z rad warto najpierw przefiltrować i najlepiej usunąć z niej tę tonę nieco sztucznego, pozytywnego podejścia autora, bo przez nie niektóre treści są po prostu zbyt naiwne.
Nie mam psa i nie planuję go mieć w najbliższym czasie, więc to raczej pozycja nie dla mnie. Jednak na pewno nie jednemu początkującemu miłośnikowi psów się przyda.
OdpowiedzUsuńTo na pewno. :)
UsuńO jezus, nic mnie tak nie denerwuje jak mówienie o psie, że jest jak dziecko. Moja teściowa ciągle tak, robi i traktuje psa jak małe dziecko, chuchając i dmuchając na niego :/. Zdecydowanie będę omijać tą książkę, bo mam wrażenie, że tylko bym się wkurzała podczas czytania.
OdpowiedzUsuńTen człowiek aż tak tego nie robi, wiele rad serio ma sens. ;) Ale infantylnym językiem jest to napisane. :/
UsuńNie lubię poradników, kiedyś trafiłam na taki dziwny i się trochę zraziłam. Jednak gdy będę planować, żeby w przyszłości przygarnąć pieska to na pewno się w tym temacie do edukuje, ale nie jestem pewna czy za pomocą poradnika z tej recenzji :/ Jakoś mnie nie zachęca.
OdpowiedzUsuńweruczyta
Nie zmuszam. :) Niemniej, niektóre poradniki są naprawdę fajne i można z nich wynieść sporo rzeczy. Fakt - wiele informacji znajdziemy dziś za darmo w sieci, ale czasem książkowa forma bywa po prostu przyjemniejsza w odbiorze.
UsuńBardzo fajna książka, ciekawa propozycja
OdpowiedzUsuń