czwartek, 15 października 2020

Listy: Studium przypadków wszelakich

J. R. R. Tolkien przez całe swoje życie korespondował z członkami rodziny, przyjaciółmi, wydawcami i czytelnikami. Humphery Carpenter oraz Christopher Tolkien wspólnie wybrali te z nich, które zdają się najwięcej wnosić do życia postronnego czytelnika.

 

Istnieją pojedyncze książki, które wymykają się zupełnie oceny dzieła jako „dobra” lub „zła” książka. Jedną z takich są właśnie „Listy” Tolkiena, których wznowienie niedawno pojawiło się w Polsce nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka. To w końcu zebrana korespondencja, w większości prywatna, która nie była wcale tworzona z myślą  o osobach postronnych. Ona – sama w sobie – po prostu jest. Można ją badać i analizować, można polemizować z autorem listów; ale na pewno nie da się jej określić po prostu słowami „dobra” lub „zła” książka.

Chyba powinnam wyjaśnić, ze o ile czytałam kilka książek Tolkiena (głównie te najbardziej znane), o tyle nie jestem specjalistą, jeśli chodzi o tego pisarza. Nigdy szczególnie głęboko nie analizowałam świata Śródziemia. Ma to dość duże znaczenie w przypadku „Listów”, bo (zwłaszcza w tych późniejszych) autor w swojej korespondencji często opowiada o świecie przedstawionym. Dopowiada pewne rzeczy, a ja z powodu ograniczonej wiedzy mogłam z tych fragmentów czerpać w ograniczony sposób. Niemniej, ten zbiór jest nie tylko o tym i wydaje mi się, ze nawet z tą wiedzą, która mam, mogłam z niej wiele wyciągnąć.

Część z listów to zwykłe „dzienniki”, kierowane do rodziny czy przyjaciół. Nie ma ich zbyt wiele, ale dają pogląd na to, jak Tolkien zwracał się do swoich bliskich. Po tej książce postrzegam go jako człowieka ciepłego i bardzo przywiązanego do tych, którzy go otaczali. Potrafił być jednak względem nich krytyczny i choć zawsze grzeczny, nie wahał się użyć ostrzejszych słów nawet względem obcych sobie osób.

Zafascynowała mnie swoboda jego wypowiedzi. To znaczy, oczywistym jest, że pisarz i profesor uniwersytecki będzie potrafił pisać, ale wydawca nie bez powodu używa słowa „gawędziarz” w stosunku do Tolkiena. Mam wrażenie, że w prywatnej rozmowie mógłby być doskonałym kompanem do dyskusji. Ten niezwykły Brytyjczyk miał też wielką świadomość pisanego przez siebie gatunku, nawet mimo tego, że gdy zaczynał tworzyć swój świat, fantasy dopiero raczkowało.

Ta książka jest właściwie studiom wielu tematów. Znajdziemy tu zarówno relacje rodzica z dziećmi, opis procesu wydawniczego (który w tamtym czasie był o wiele trudniejszy!) z korektą i przygotowaniem ilustracji. Sam opis procesu twórczego powieści, czy też rozważania na tematy religijne oraz społeczne. Z tego powodu „Listy” są absolutną kopalnią dla tych, którzy chcą w sposób bardziej naukowy zająć się jednym z tych tematów. Ba, to może być po prostu bardzo dobra inspiracja dla tych, którzy po prosty chcą napisać jakiś artykuł, albo poszukują wskazówek, jak mają pisać i pracować nad swoimi umiejętnościami.

Mimo tego to na pewno nie jest pozycja „dla każdego”. Rzecz jasna, można to powiedzieć o każdej książce, ale wydaje mi się, że ta szczególnie jest przeznaczona dla konkretnej grupy odbiorców. Aby cos z niej wyciągnąć przede wszystkim trzeba znać samą postać J. R. R. Tolkiena z jego innych książek (niekoniecznie wszystkich) i być nim zainteresowanym – a to dość mocno ogranicza osoby, do których „Listy” trafią. Niemniej, ja sama na pewno będę do niej wielokrotnie wracać i na pewno po prostu przyda mi się w praktyce. Jeśli ktoś, tak jak ja, po godzinach zajmuje się „badaniem” fantastyki taka lektura to wręcz „must have” na półce.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka!

11 komentarzy:

  1. Ja czytałam tylko "Hobbita" i chcę przeczytać "Władcę pierścieni", ale w sumie to tyle co planuje od tego autora :D
    weruczyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie - więcej nie trzeba, ale te "podstawy" warto znać. "Listy" to już taki poziom wyżej.

      Usuń
  2. "Listy" są świetne, to prawda ;). Nie tylko ze względu na to, że to kopalnia wiedzy na temat samej twórczości Tolkiena, ale i okazja, by poznać go "od podszewki". Jak zauważyłaś, fascynujący człowiek ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fascynujący, ale też taki niezwykle ciepły. Dobrze się czyta ludzi, którzy znają swoją wartość, ale przy tym nie są bucowaci czy aroganccy, a Tolkien chyba taki właśnie był.

      Usuń
  3. Mam w poprzednim wydaniu i jestem przeszczęśliwa, że stoi na półce. Ale owszem, nie jest to pozycja dla każdego, a i wydaje mi się, że to zainteresowanie sylwetką pisarza jest kluczowe. W ogóle muszę sobie porównać wydania - bo słyszałam, że to jest trochę zmienione w stosunku do tego z Prószyńskiego i się zastanawiam, czy jakoś znacząco...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo zainteresowanie pisarzem, albo zainteresowanie fantastytką jako taką - bo to też kopalnia wiedzy o historii fantasy. Niestety, w tym nie pomogę - chyba nawet nigdy nie widziałam go na żywo na oczy. :(

      Usuń
  4. To jeden z najbardziej niezwykłych pisarzy XX wieku, a do tego jeszcze taka piękna okładka zachęca do postawienia książki na półce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, razem z innymi książkami Tolkiena cudownie wygląda. <3

      Usuń
  5. Myślę, że dla fanów Tolkiena i jego twórczości będzie to mega gratka. Ja chyba nie potrafiłabym docenić tych listów. Zbyt mało wiem o jednym i drugim. Ale listy wiele nam mówią o tych, którzy je piszą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakie to jest opasłe tomiszcze.. Uwielbiam człowieka, ale wiem, że w najbliższej przyszłości nie miałabym nawet kiedy przeczytać tych listów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze można je czytać fragmentami! To nie powieść, którą trzeba czytać na raz, od deski do deski.

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony